piątek, 14 lutego 2014

Odczepcie się od Walentynek "Mieliśmy twarze blade piliśmy oranżadę siorbając ją pomału żeby nie dostać szału " - MASAKRA







                                                                                                    
Marzena Ablewska - Lech


czas 

dark love

sprawy sercowe



Magdalena Bąk


w stylu retro

Niech na twym niebie
Nigdy nie będzie burz.
A jeśli będą –
Niech mają kolor i zapach róż!

*
Kocham cię po prostu
Prosto z mostu i
Może na koniec
Powiem ci wprost:
Kocham cię ile wlezie

*
Dzisiaj cichutko szepnę ci na uszko,
Że zawsze z tobą jest moje serduszko!

*
Rosną w lesie drzewa
Kwitną maki w życie
Kochaj mnie dziewczyno
Przez calutkie życie.

*
Nie na rok, nie na dwa , lecz na zawsze tobie ja!

*
Przyjdzie wiosna, przyjdzie lato
I rozkwitną pąki róż, lecz młodzieńcze nasze lata nie powrócą nigdy już!




                                                                                                              Beata Białek


Prawdziwe historie z Walentego

Prawdziwe historie z Walentego .
Czerwone pośladki, wszędzie
zalały wystawy i stragany
łuna płonie w lodowatym błocie

Młodzieniec w markecie wykłada
na taśmę pluszowego misia z przyklejonym
plastikowym serduszkiem, flaszkę wódki
i dorzuca paczkę prezerwatyw.

Kup pan te róże, będziesz pan szczęśliwy.
Kwiatek rozwiniesz pan przy lubej
i będzie zabawa
to czerwone zrolowane stringi.

Chichot na przystanku, przytulanka,
kwiatki więdną w ramionach rozanielonej,
młodzieniec z rękoma na pośladkach dziewczyny
ogrzewa dłonie .

To dla pani .
Smutny wciska mi kwiatka,
niczym duch straconej nadziei
na oblodzonym chodniku i odchodzi .

Nie przyszła ? 



                                                                                                         Anka Blaschke 



cienka czerwona linia

znasz to

na pewno znasz
ślad po każdym wkłuciu
każdą sznytę

nasza krew mówisz

jaka to krew kurwa
snuje za sobą smród
gnijących trzewi

nie czułeś w uścisku
ssawek macek szczęk
smaku enzymów trawiennych
a one żarły żarliwie

twoje love jak lawa
wypala korytarz w dymie
w popiele po kolana 
nurzamy nasze umowne

serca wyryte krwawą
cienką czerwoną linią




                                                                                                      Renata Brzozowska







                                                                                                       Rafał Czachorowski




                                                                                                           Grzegorz Dąbek 




KRYSIA I STACH
Jednoaktówka - fragmenty
(krótka, ale treściwa)

Osoby:
Krysia - traktorzystka w spółdzielni produkcyjnej
Stach - murarz na budowie


STACH
(stoi na scenie i patrzy do góry, wzruszony)

Tylko o jednym myślę ja dzisiaj:
Że przodownicą jest moja Krysia.
Jeździ traktorem, orze i sieje.
Dzięki mej Krysi dobrze się dzieje
W wiejskiej spółdzielni tu niedaleko
- Zaraz za tamtą śmierdzącą rzeką.
Krysia traktorem normę przekracza,
Bo to dla dziewcząt najlepsza praca.

KRYSIA
(wchodzi i podbiega do Stacha)

Stachu kochany, mój bohaterze!
Czy to jest prawda? Oczom nie wierzę,
Alem widziała dzisiaj w gazecie,
Że przekroczyłeś normę znów przecie.
Jak ty to robisz, Stachu kochany,
Że tak wspaniale budujesz ściany?
Cegły układasz szybko nad podziw
I dzięki tobie nowe nadchodzi
Życie wspaniałe, socjalistyczne!
A domy twoje są takie śliczne!

STACH
(spogląda na Krysię, ale wzrok znów wznosi do góry)

Tak, zbudowałem dziś kawał ściany,
Bo my, murarze, w tym się kochamy,
Żeby dla ludzi wznosić mieszkania
I przez to wszystkim widok odsłaniać
Na socjalizmu widnokrąg piękny!

KRYSIA
(patrzy na Stacha zauroczona)

Stachu najdroższy! Jakiś ty dzielny!

STACH
(spogląda na Krysię)

Krysiu! Dziś ściany wzniosłem w wychodku.
Otynkowałem je potem w środku,
By, kiedy będzie ktoś wewnątrz siedział,
Zawsze o naszych zasadach wiedział,
Że my fuszerki nie odstawiamy
I tynkujemy wewnętrzne ściany.

KRYSIA
(zachwycona)

Wychodek z cegieł? Popatrzże Stachu!
Ileż to było o deski strachu,
Kiedy pan Sławoj stawiał sławojki,
Daleko jeszcze do pierestrojki,
A już wychodki są murowane!

STACH
(trochę zażenowany)

Krzywe troszeczkę wychodka ściany.

KRYSIA
(z naciskiem)

Krzywe czy proste – co za różnica?
Socjalistyczne! Muszą zachwycać!

STACH

Krysiu, a cóż tam u was w spółdzielni?

KRYSIA
(uśmiecha się)

Nie jak wy, chłopcy, jesteśmy dzielni,
Ale robimy co w naszej mocy,
Ja sama dzisiaj i bez pomocy
Zorałam wielki kawałek pola
I jeśli dodać zorane wczoraj
- Będzie tych arów może dwanaście.

STACH
(wpada w euforię)

Jesteś wspaniała dlatego właśnie
I przodownicą jesteś dlatego,
Że traktor staje się dziś torpedą
I orzesz dziennie taki szmat pola,
Jaki niedawno (powiedzmy – wczoraj)
Orał chłop koniem gdzieś w pól godziny!
Orać powinny zawsze dziewczyny!

KRYSIA
(mówi szczęśliwa)

Stachu! To tyś jest przodownik przecie!
Zaimponujesz każdej kobiecie,
A ja cię kocham, mój bohaterze,
W szczęśliwą przyszłość z tobą już wierzę.

STACH
(przyklęka przed Krysią)

Krychno kochana! Ty na traktorze!
Czy większe szczęście być jeszcze może?
Będziemy razem normy przekraczać.
Bytem nam będzie codzienna praca.


KURTYNA (jeśli jest)


                                                                                                      
  Barbara Deckert




Walentynkowo cię rozczulę

Tak bardzo lubię, kiedy rano
muskasz policzek ciepłą dłonią
tulisz w ramionach wciąż zaspaną,
a pod dotykiem skóra płonie...

Przynosisz kwiaty, czytasz w  myślach,
czasem przykrywasz ciepłym kocem,
nigdy nie gderasz, że kapryśna,
gdy po północy o coś proszę.

No, co tak patrzysz? Nie o tobie,
że znowu szukam dziury w całym
i w naszym życiu kipisz robię,
bo w głowie się poprzewracało?

A ja - mój drogi - na gigancie!
Kazałeś zrobić się na bóstwo
- ty  pedantyczny pozorancie!
A dotąd byłam ci ubóstwem?

Przysłałeś kwiaty przez posłańca
(chociaż kwiaciarnia tuż, za rogiem)
i dziś zapraszasz mnie na tańce,
choć mam (po biodro) w gipsie nogę!?

Od teraz prasuj sam koszule
(nie musisz się wyręczać nikim)
walentynkowo cię rozczulę:
poobcinałam kołnierzyki. 



                                                                                                        Tomasz Drachal



Tapczany

W Walentynki Walentyna z Waliszek
zarządziła przezornie w noc ciszę,
bo chciała by życzenia brzmiały
wspanialej niż stare tapczany
w czasie randek. Ja też na to liczę!


Kres biedy


Żyła Ewa w cichej Modle.
Do tej Ewy ja się modlę:
może kiedyś
kres mej biedy
i się z Ewą gdzieś upodlę.


To nie wtopa


Pielęgniarka Tosia w Paradyżu
salowego miała dziś w pobliżu.
- Chodź na basen - rzecze chłopak -
pływać sobie to nie wtopa.
I tak razem spędza para dyżur.


Ceregiele i relaks

Młody Towciwił w Żejmelach
pogrążył się w ceregielach,
bo panna Aniela
oczkami mu strzela,
a on nie gotów na relaks.


Zmęczona


W myślach wodziła po jego talii -
może on przybył tutaj z Somalii?
Albo przyjechał z Gabonu,
aby dokupić se żonów?
Jednak ją męczył ten ciąg analiz.


Dobrze się zapowiada

Pamela w rodzinnych Kołpakach
poznała świetnego chłopaka
od jego najlepszej strony.
Nic to, że łysy i chromy.
To wielki plantator buraka!


Przygotowania do zwierzeń

Karol Adzie gdzieś w Żyrzynie
podał sok, co na nią wpłynie
potencjalnie wysko-
kowo. Będzie disco.
Wreszcie powie, że wrze przy niej.


...że nie da...

Miała Ada koło Bęczarka
kumpla. Chłopa wręcz, Arka.
Chciał on bliżej Adę mieć.
Ona nie. Żenada. Rzekł:
- Pójdę, bo mam stercz. Narka!


Pod leszczyną

Leży Leszek z Miłką w Lesznie
pod leszczyną. Całkiem grzesznie
mierzy, czesze, łechce -
ale ona nie chce!
by ją tykał tym... orzesz... Nie!!!


Pomimo wszystko

Kachna i Grzechu we wsi Bezławki
musieli radzić sobie bez ławki
i bez parku, gdy w parę
przemieniali chwil parę,
wzajem testując swoje zabawki. 





                                                                                   Joanna Jankowska - Oxyvia 


Vampiria

Kiedy usypiasz, drogi bracie,
nocami żona twoja miła
wpija się, wsysa, wwęża, wżmija,
przez twój koszulek, w gacie, w szmacie!

Nie czujesz krwawych jej przymilań,
lecz gdy się budzisz do roboty,
to w czaszce krążą dwa U-boty,
boli cię szyja, mózg się zwija!

A ona ciągle lata, zrzędzi,
a ona zawsze ma swój power!
Zaparzy coś, zgotuje, spali,
i sprząta, sprząta, wiecznie, wszędzie!


Przepis

Dziesięć uncji tolerancji,
ciut winnego kwasu,
liść goryczki, kwiat szarmancji
z czułością do smaku,

szczypta cukru, deczko soli,
sto karatów złości,
łyżka pieprzu też przystoi
w sosie niewinności,

z namiętnością garść empatii,
kielich szczęścia drżący,
zagotować, zapiec, zakryć,
dusić w żarze żądzy.

Gdy do serca przywrze węgiel
przypalonych uczuć,
dopiec ogniem, zedrzeć śniegiem
lub garnek wyrzucić.



                                                                                        Agnieszka Jarzębowska



PO OŚWIADCZYNACH

Teraz bez poczucia winy
spędza noce u dziewczyny.


KOCHANEK

Pobudzony -
nie dla żony.


W PEWNYM WIEKU

Nie oszukasz natury
ani od dołu, ani od góry.


STARA PRAWDA

Brzuszek w tłuszczyku,
libido w zaniku.


KUCHNIA MIŁOSNA

Najlepsze danie?
- Twoje pożądanie.


KTO MÓWIŁ?


Głęboki dekolt miała,
kto mówił, że płytko myślała?


M JAK MIŁOŚĆ

Współczesna miłość jest trochę chora,
miast baby i chłopa - ekran monitora.


O WIELKIEJ BLISKOŚCI

Byli bliscy sobie
bardzo, ale w grobie.





                                                                                                      Roma Jegor



Dłonie

Coś jest w powietrzu że tak tęsknisz
i we mnie mały granatowy smutek
choć przecież można podnieść telefon
usta palce policzek przycisnąć do ciebie
Ale coś jest w tej mannie
i na naszych tęsknotach rozjazdy  rozgwiazdy
z twoim południem i moją jesienią 
My nawet sny mamy różne
jak ładny cień brzydkich kobiet
Tylko ta tęsknota obija się w nas
niczym łańcuch w studni
skomli zgrzyta miauczy rdzewieje
Coś musi być w powietrzu bo
wieczorem echo jest głębsze i budzi się ciało
I dłonie skradają się bezgłośnie
jak potomkowie niebieskich persów
Wciąż mają w sobie pamięć
tej przestrzeni w której nie było jeszcze
żadnych Apeninów i Andów
Dłonie tęsknią najbardziej



***

Znałam cię zanim jeszcze otworzyłam oczy
nim Balaton swe wody poukładał z plażą
zanim mnie znalazł pierwszy i dotknął ostatni
wiedziałam że śpi we mnie twoja jasna plama
Wzięliśmy sobie siebie na strychy ogrody
na czarne białe szare na syte i biedne
na niebo i na ziemię jak dzikie owoce
co w nas się otorbiły dojrzały i pękną
I kiedy cię zagarniam i otwieram gniazda
muzyka tak się wpina w pot i taniec włosów
świat płonie potem znowu rozsiewa nasturcje
kołem toczy się słońce i łamie oddechy
Znałam cię zanim piersi dorosły do dłoni
nim powietrze ściemniało w miejscu skąd przyszedłeś
więc kiedy się rozbiją atomy i astry
wciąż będziemy dla siebie jak czas i jak przestrzeń







                                                                                                         Bogumiła Jęcek



Kama II

Imię to kolejna rzeka, wypływa swoją
historią. Kama zaczyna się nad brzegiem
i patrzy w najdalszy punkt. Tam,   
gdzie rzeka dochodzi do chmur,

staje się kobietą, później wraca niby słońce  
przez mgły. Kama śpiewa, szumi i błyszczy.
Wciąż staje się.




                                                                                                              Grzegorz Kielar




wykrzykniki

w hotelowym pokoju o świcie
najlepiej rozmawia się palcami
niepotrzebny do tego słownik
wyrazów kłopotliwych

damy wolną rękę językom
i zaczniemy od rozbierania rzęs

reguły gramatycznej
poprawności zostawimy purystom
żadnego cudzysłowu żadnych pauz
czy znaków zapytania ciała powierzymy
jedynie wykrzyknikom

ta gra będzie całkiem występna
na ślepo i do syta
zanim zdążysz podać współrzędne
już tam będę



                                                                                                              Marek Konecki



Na randce pierwszej ważne jest wszystko pierwsze: detale i fragmenty, spojrzenie w oczy, spojrzenie na rachunek za kawę z ciastkiem, pierwszy spalony dowcip. Idę na nią (randkę) zestresowany, czy aby wszystko będzie ok. Jako asystent, wiem, że na pierwszej randce jedna pomyłka oznacza brak zaliczenia. Dlatego zawsze umawiam się na randkę zerową bo na tej pierwszej można jeszcze wszystko poprawić.
Powiedziała, że mam rozciętą górną wargę. Ja wspomniałem delikatnie o jej zaczerwienionych oczach. Jak dwoje zakochanych w sobie ludzi jest ze sobą razem przez całe dwa dni, to musi się to tak skończyć.

Zapytała mnie o termin ważności. Spojrzałem na metkę. Byłem już trochę przeterminowany. O równe dziesięć lat. Mimo to zapakowała mnie, do samochodu i zabrała ze sobą. Powiedziała, że jeszcze ładnie pachnę i mam niebagatelną wartość odżywczą. To przekonało ją do mnie ostatecznie.

Przeczytałem jej wiersz dla niej. Jeszcze nie skończony, zamierzałem pracować nad nim cały wieczór. Nie miałem na to recepty bo ze mnie żaden poeta raczej przyrodnik, o nieco rozmytych horyzontach. Tekst ma być bogato ilustrowany. Ona, absolwentka nauk technicznych, ale z zacięciem pedagogicznym. Wiersz, będzie długi i piękny. Ty nie pisz, ty pomasuj mi receptory, ucięła przy Wiadomościach.

Wiedziałem, że anioły żyją samotnie. Skąd. Z literatury przedmiotu. Zaproponowałem jej coś bardziej przyziemnego, zakupy. Zgodziła się na początku. Marzyła o mężczyźnie do którego wraca się myślami spacerując z koszykiem wśród innych mężczyzn. Przy nim nawet milczenie byłoby przyjemnością, powiedziała poprawiając nieco opadłe lewe skrzydło. Nie mówiąc o wspólnym locie. Spoglądając na mnie, stojącego przy sąsiednim regale i kładącego na wadze ogórki konserwowe, dodała: zważ jednak, jestem nie dla idiotów. Zważyłem cały kilogram i wycofałem się z ulgą za kolejny regał.

Odpisała mi w tonie przyjaznym, że nie jestem w jej typie. Po czym poszła ze mną na całość. Boże, jak ja znam się na kobietach. Muszę szybko zrobić coś kretyńskiego bo mi jeszcze nie uwierzą.

Zobaczyłem jak chowała nasz telewizor, z dużego pokoju, do kartonowego pudła. Po co to robisz, zapytałem. Wiem o tym, że dzisiaj zamierzasz mi się oświadczyć, więc postanowiłam ten doniosły
a jednak intymny fakt ukryć przed mediami, odpowiedziała, oklejając dokładnie pudło taśmą jednostronnie samoprzylepną.
Lubiłem jej obecność, szczególnie na pierwszych dwóch randkach. Potem zadzwoniła i powiedziała, że
i owszem, jestem w jej typie ale nasz związek nie ma przyszłości. Powodem jest mój trudny charakter. Wyjechała. Jestem teraz sam, znaczy wpadłem w złe towarzystwo.






                                                                                                           
                                                                                                                 Mariusz Kusion


                                                                                               
Wstępne zapomnienie

leży przede mną uporczywie cała naga
prawda ubrana w litery przez filozofów
prawa i praktyków pomiędzy okresami
próbnymi nasza znajomość z terminem
przydatności do spożycia coraz to bliżej
nieokreślonym

styczeń 2014






                                                                                                                Piotr Kuśmirek


VIA DOLOROSA

jeśli to czytasz, to wyrwałaś mnie
z ciepłego od uryny bruku na via doloroso
i byłem tak pijany, że nie spaliłem tej serwetki

rozebrałaś mnie, położyłaś do łóżka
i płaczesz, zastanawiając się, czy potrafisz mi pomóc.
jestem chory, yvonne:

na bezradność, upór i kurwy, w których szukam ciebie.
na śmierć, którą spotykam na ulicy
mijając meksykankę z kogutem pod pachą

i miłość, na którą z pewnością nie zdążę.
kiedy wstaniesz ubieraj się powoli i głośno:
jeśli się obudzę, będę patrzył



Joanna Lewandowska



przyrzekam, próbowałam wszystkiego. w przystępie rozpaczy usiłowałam sobie nawet przebić własnoręcznie serce strzałą, ale trafiałam tylko kulą w płot, bo nie dałam rady naciągnąć łuku z powodu zbyt krótkich rąk, a przy jedynym możliwym naciągu strzała nie chciała w ogóle opuścić cięciwy, o wbijaniu nie wspomnę. zamocowałam łuk na ścianie i próbowałam nadziać się na strzałę, jednak to nieznośne drewno ześlizgiwało mi się po żebrach. ostatnia nadzieją moją było rozszarpanie mego serca przez opętaną przez legion piekielny Pannę Łaskotkę, a ta mała jędza wybrała kocią puszkę. Naprawdę próbowałam(…)



                                                                                           Lidia Lewandowska-Nayar



POZNAJMY SIĘ

Występują: KRYSIA i JOLA
Spotykają się przypadkowo na ulicy.

K. Cześć Jolka! No popatrz, co za spotkanie! Dawno żeśmy się nie widziały...Co słychać?

J. E.....tam, u mnie nic nowego...tylko praca i praca...niby pracuję w domu, nie mam
szefa nad głową, ale terminy gonią...no i ta samotność, tylko ja i komputer... wszystko na
gwałt...zwariować można. No, ale opowiadaj co u Ciebie?

K. A u mnie dużo się dzieje! Wyobraź sobie, poznałam faceta!

J. Coś Ty! Gdzie go poznałaś, mów!

K. A...w takim jednym miejscu...Posłuchaj: któregoś dnia weszłam tam, bo byłam umówiona
na pogaduchy z koleżankami. Ale one szybko zniknęły, a mnie zaczepił jakiś mężczyzna.
Całkiem sympatyczny. Inteligentny. Ma na imię Wiesiek. Pytam go co robi, a on na to,
że prowadzi firmę. Ciekawe zainteresowania – podróże, kino, teatr.... Przegadaliśmy ze 3
godziny! Powiedział, że często tam bywa, więc umówiliśmy się na drugi dzień.

J. NO I CO????

K. Na drugi dzień już czekał na mnie z kwiatami! No i znów długo rozmawialiśmy. Potem
postawił kawę. Ale wiesz....muszę już lecieć...trochę się śpieszę, bo chcę wpaść tam dzisiaj na
chwilkę, mówił, że dzisiaj też będzie...A nuż tym razem drinka postawi?

J. To może ja też z tobą pójdę? Może wreszcie kogoś poznam? Już mam dosyć tego siedzenia 
przy komputerze. Ale na krótko, bo nie chcę późno wracać do domu...a w ogóle to gdzie to
jest?

K. Świetnie miejsce, mówię Ci - www. poznajmysie.pl!

 


JESIENIĄ...

Ramionami swymi opleć mnie jak bluszczem.
Wij się, wij wokół mnie w rozkosznej ekstazie.
Sokiem winnym wytryśnij i opadnij liściem
co rdzawozłotą jesienią u mych stóp się kładzie.

Niech wino w żyłach krąży, my jak bujne drzewa
śnijmy sen o potędze, dosięgnijmy nieba.
Jak para dumnych orłów wzlećmy ponad miastem. 
Lećmy gdzie poza nami nic już nam nie trzeba
aż pijana Tobą 
    jak dojrzałym winem
                       zasnę


 


  

        Łukasz Lipka



Zdecydowanie w ciemnej Sali

tańcz swój taniec
dzikość
namiętność
erotyzm
tańczysz jakby nikogo nie było
dookoła ciebie
czy chcesz żeby ktoś się tobą zainteresował
patrzysz na niego jakbyś chciała przyciągnąć
poprosić by wziął cię w ramiona
on podchodzi
stara się
odpychasz go
chcesz z nim ale sama




Kobieta

przed nami
matka
królowa
kobieta upadła
święta
siostra

matko jestem tym któregoś urodziłaś
tym którego poroniłaś
tym kochanym i zapomnianym
tym którego imię powtarzasz każdego dnia
i którego imienia nie znasz
tym z którym mieszkasz w jednym domu
i tym który mieszka w bidulu
tym adoptowanym
matka żyjących
matko umarła
Matka pomocy pomocy nieustającej

królowa odziana w strojne szaty koronę
pani władająca swymi poddanymi
wiernych
ekumenii
Polski mariawitów katolików
wiernych spod znaku Fatimy muzułmańskiej
Lutra Kalwina Husa Prawosławia i innych wyznań
Matka królująca nad nam

kobieta upadła
w domu publicznym i na ulicy
z woli własnej i bez woli upadła
Matka potrzeb zaspakajanych swoich i nie swoich

święta kobieta
od święta i na co dzień
w sprawach lekkich i egzystencjalnych
Matka pragnienia wielkości i doskonałości

siostra ta moja ze zrodzenia
i ta dana mi tak po prostu
w habicie i sukience
Matka zatargów kłótni rozmów poświęcenia pomocy



Ciśnienie

spadają krople wody
na ciało pod ciśnieniem
ciska się w głowie myśl
nie jedna
czy odwaga sprawi lub
głupota że przejdą w czyn

wychodzisz spod prysznica
ciało wilgotne w kroplach
wody odbija się od
niemrawego światła
nocnej lampki

już nie ma ciśnienia myśli
jest tylko to



                                                                                                 Karol Maliszewski


Walentynki 2014*

--------- koniecznie most, wirujące płatki
i dwie płcie jak na
obrazku (koniecznie napisz „przeciwne”)
wpatrujące się w rzekę,

i jedna widzi
zaparowane, bure lusterko,
a druga rozrzutny silnik
z niepodłączonym kablem,

widzą też ciemną postać
po drugiej stronie mostu,
ochra jej płaszcza, granat kapelusza
nie są widoczne dla wszystkich,

ale tu przeciwieństwa się dogadują;

w psychologii nazywa się to
zgodą co do postaci,
w życiu pogodzeniem ze śmiercią,
w poezji w ogóle się nie nazywa,

pisze się
na końcówkach brakujących słów.


* na prośbę Renaty; ale mi nie wyszło


                                                                                                      Jakobe Mansztajn


LETE

odgarniasz włosy i za chwilę jest pusto.
pustoszeją uliczki, szklanki, moje i twoje ciało
i chyba wszystko, co daje się zauważyć.
wtedy mówię: to ciało jest tu po to,
by się zakumplować z twoim. i dosłownie
 się kochamy, a zwieszony łeb latarni za oknem
puszcza nam oczko, bo to wszystko już było,
takie kłamstwo.

                    i po chwili znów wiem 
jak masz na imię i po co właściwie cię kocham.
ręce, przed momentem figlarne wariatki,
chwytają się ciebie i nieruchomieją.
chcą powiedzieć, ale przecież ręce nie mówią,
że ta śmierć rozgrywa się na serio.



                                                                                                         Krzysztof Mich



nie powiem

znowu miałem dzisiaj ten sen – lubię się z tobą całować na schodach
mówią że powroty do przeszłości nie są możliwe bo to jak skakać
do pociągu który odjechał wczoraj bieg odbicie skok upadek na tory
prosto pod koła rzeczywistości
a jednak podświadomie ryzykuję
adrenalina jest jak woda w artezyjskiej studni musi kiedyś znaleźć
ujście i rozlać się na pustynię która roztacza się dookoła mojej
codzienności choćby po to by wszystko we mnie rozkwitło



                                                                                                           Zbigniew Milewski



Pod włos niebo

On się waha, zsuwa do gry w dziurę
i ponownie zajęczą. Przez chwilę

zapachniało Ameryką. Zapytał ją,
jak kij w szczotce, jak tam? Ona,
że przepociła się krochmalona

pościel po obrotach




                                                                                                           Jolanta Miśkiewicz



Smutny los

Złe siostry kwiaty dostają,
maleńkie misiaczki, serduszka
a ja czytam ludziom wiersze,
smutny jest los Poeciuszka.

Gdyby się trafił Valentino
lub choćby zwykły Walenty
i ujrzał we mnie Poetannę
niechby i nie był święty...

By ukochał nad życie Poetysię
a nie straszną Poecillę dostrzegał,
choćby nieświęty i zajęty,
ja uchyliłabym mu nieba.

Niechby był Waldi czyli Ordynat
a dał mi serca skrawek szczery
i karetą w sto koni mnie uwiózł
i okazał książęce... maniery...

A tu... złe siostry kwiaty dostają,
maleńkie misiaczki i serduszka,
a ja czytam wiersze i marzę...
Smutny jest los Poeciuszka.



Gdybyś rzucił mnie

Gdybyś rzucił mnie nieodwołalnie
to płakałabym, płakałabym tak
jakbym miała własną łez kopalnię
i wzdychałabym jak halny wiatr.

Gdybyś rzucił mnie nieodwołalnie
i zaczęłabym z tęsknoty umierać
to skończyłoby się dla cię fatalnie
bo z czarownicą nie warto zadzierać.

Mogłyby ci wyróść rogi na głowie
a królewny twoje zamieniać się w żaby,
o „klejnotach” mówiłbyś w cudzysłowie,
bo pozbawiłabym je twojej oprawy...

Twa kareta mogłaby zmienić się w dynię,
nos by urósł, inne członki wręcz przeciwnie,
miast na górze mógłbyś znaleźć się w dolinie
i zachowywać się mógłbyś nader dziwnie.

Gdybyś rzucił mnie nieodwołalnie
to płakałabym, płakałabym tak
jakbym miała własną łez kopalnię
i wzdychałabym jak halny wiatr.

Gdybyś rzucił mnie nieodwołalnie
i zaczęłabym z tęsknoty umierać
to skończyłoby się dla cię fatalnie

bo z czarownicą nie warto zadzierać.







                                                                                                                  Piotr Mosoń

 
królowa jest naga

mówiła, że bez okularów czuje się jak bez majtek,
więc przed każdym pocałunkiem podkręcałem śrubę
w atmosferze szepcząc: strip tiz strip pliz strip to me

chłopcy, żebyście wy widzieli ten płynny taniec
palców po paraboli nieuchronnie ku małżowinie
by ująć cień oprawki niczym szlachetną bieliznę

z atłasu. ta chwila genialnego zawahania zanim
twarz stanie się nienagannie rozebrana bez endu
i lśnić będzie zaproszeniem: co ze mną zrobisz

głuptasie, teraz, póki jestem naga? dziewczyny,
każda z was powinna popsuć sobie wzrok, dostać
zeza albo jaskry, byle zatańczyć wstydliwe fandango

przy uchu. była mi Ritą Hayworth zsuwającą intymność
z przedramienia prosto z zapomnianego celuloidu.
magia idealnego gestu i oto świadomie jesteśmy

upętleni w alternatywnym filmie, gdzie damy zrobić
sobie jeszcze wiele dubli, mimo że bliżej każdemu
z zagapionych nas do Bustera Keatona, niż Clarka

Gable'a. The queen is naked. pozostaje skowyczeć:
nie waż się nigdy zdejmować okularów przed obcym
mężczyzną, bo po seansie zupa może być za słona.


                           


                                                                                                                   Dorota Nowak



                       „dobry wiersz przydarza się rzadko
                       najczęściej z braku powodu” 

                     
 
                         Tadeusz Stirmer „BWANA POLANDA”

nie erotyk


odkrywał powoli. więcej niż
jeden raz rozmieniał na drobne.
kiedy gładził rozproszone miejsca
wtedy pachniała najpiękniej.

zakuwał w kajdany. gasząc
światła zachęcał brakiem cienia.
kiedy szyba zachodziła mgłą
wtedy pętlę wiązał jak sakrament.

wyłuskiwał z każdej strony.
na lewym boku onieśmielał najczulej.
gdy prawą dłonią liczył ślady
wtedy czerwieniały maliny.

brali.



tak samo

najpierw upewnij się że nie wolno dotknąć
wtedy na kolanie zrób miejsce na jej odbicie.
w lustrze wszystko wygląda naturalnie
możesz gładzić bez skrępowania i uszczerbku.

na jednym kolanie milcz o skradaniu
o czekaniu na zauważenie bez słów.
na drugim milcz o przenikaniu bez granic
o wtuleniu wystarczająco pięknym i czułym.

na kolanach milcz o miłości



                                                                                                              Grzegorz Ósmy






"kocham cię – będziesz już słyszał tylko
w filmach, powiedział Religa gasząc 
mu peta na otwartym sercu"




Jan Ch. żegna wzrokiem Salome

straciłem dla ciebie głowę, wiesz.
chrzęszczę teraz bo ochrzciłem już
wszystko jak okiem sięgnąć. dla
ciebie brakuje mi tylko imienia i

paru kropel łez poświęconych. za
darmo. wiem, że cię już nie zobaczę,
lecz z tego powodu nie płaczę. wiesz,
do tej pory nie żartowałem, ale już

powstrzymać nie mogę. nie chcę
odchodzić ponury, nieogolony, zły
dobry i brzydki. tafla tacy zagląda w
oczy tylko moje odbijając refleksem.

piękno jest w oku patrzącego poganie
mówili, ucięta głowa kwadrans jeszcze
sekund żyje mówili. rewolucja dopiero
nadejdzie. ale ja w to nie wierzę. boga

w sercu nie mam, bo ciasno tam z tobą.
zrzuć welon i popatrz, jak jestem niski:
z otchłani proszę cię miski, bo na tym
dowcip polega, że mnie już nie ma, a ty

tańcz, jakby pan gasił już światło


                                                                                                 Mariusz Partyka



mrówki

obserwowały nas ptaki,
te, które wisiały w ramkach na ścianie
i te za oknem.

przekrzywiały głowy,
w czarnych dziobach wiły się robaki.

nie spałem całą noc.

do mojego ramienia, na którym leżała twoja głowa,
przestała w końcu dopływać krew.



jasne

już po wszystkim przypomniałem sobie
scenę z filmu Paradżanowa.

głowa śpiącego mężczyzny leżąca
na długich, jasnych włosach, które powoli
zaczynają się wysuwać.

sen się kończy, gdy złote pasma znikają
za krawędzią łóżka.

dzisiaj nie mogę już o tym myśleć inaczej


                                                                                                        



                                                                                                 Stanisław Pawłowicz



mistrz gry wstępnej

znam renatę
od 1997 roku


stan podgorączkowy

gdyby tak cię wyłączyć
upuścić krwi postawić bańki
potem wypocić wykaszleć


i zapomnieć


trzeba było przedwczoraj
gdy na palcach
tańczyłaś się w pieśń


dać klapsa
gdy pisałaś w jasyr
myśli o tobie
jak modlitwę


a teraz muszę cię nosić
rozpamiętywać
wyprowadzać na spacer
spać z tobą i nie spać

nim zbawienny świt
otwiera pocałunkiem oczy


poetce

powalasz na kolana
i dziwisz się niewinnie
że stąd bliżej do kolan
niż do twojej duszy



                                                                                                                  Kacper Płusa



wiek niemęski, wiek klęski

spłodzić syna wybudować dom i posadzić drzewo – to normalne sposoby spędzania
wolnego czasu.
choć to jeszcze nie wiek chrystusowy jedynym drzewem moim jest drzewo krzyża na szyi
i na apteczce samochodowej.

jestem na randce z kobietą pierwszego kontaktu. zamienia się w słup soli gdy spojrzę
w jej stronę. brak powtórnego przyjścia to złamanie obietnicy
z przemieszczeniem

narzeka na ból głowy. idzie niż znad skandynawii, niż demograficzny. dostanę naganę
z wpisem w kalendarzyk. w tej sytuacji od momentu poczęcia mamy do czynienia
z ciążą urojoną. odcinam pępowinę.

kupuję mieszkanie. od tej chwili mamy wspólną, duszną klatkę.
trzeba otworzyć okno i wywietrzyć pokój – pax romana. bóg i tak zagląda do mnie
przez judasza.


                                                                           

                                                                                                       Małgorzata Południak



Najprawdopodobniej w sklepie z galanterią

Nie pytaj, co to za miejsce, ile znaczeń przychodzi do głowy,
przy workach z piaskiem, zapach skóry, posągi bogów, ładniejsze błyszczą się
niedorzecznie, właściwie nie wiem, ile w nich uśmiechu, a ile śmiechu.
Smak lata na ramieniu, już nie dręczy lękiem, choć popełniam błędy
dzień po dniu, na widok futra czuję żal do śmierci, obdarcia.

Nie możemy być nadzy, niepojęci albo niezgłębieni, podobno każdego wieczoru
jest inaczej. Wczoraj, tuż koło serca poczułam topniejący lód,
jakbym była podłączona do źródła niepokoju, gdy napełniałam dłonie wodą,
spijali z nich dobrzy i źli. Jedni zapominają, drudzy pieszczą ślady
na tablicy, ryją, przekraczają rozsądek próbując zawładnąć myślami.

Wycinam krawędzie, zaginam rogi, pozwalam wam usłyszeć
mój śpiew, niewyraźnie mruczę, wieszam na szyjach zwierząt dzwonki.
Niby są płochliwe, nieustannie się wiercą, niektóre skomlą, pies śpi.
Bardzo trudno zdjąć z siebie wzrok, bujne i ciemne twarze
wypalone słońcem. Niskim głosem wymawiamy przenikające do szpiku słowa.
W pamięci czekają nas miejsca z pozoru nienaturalne. Nocą, uczepieni siebie,
ślepo ufamy niewiarygodnemu.




                                                                                                  Andrzej Protasiuk










  Renata Radna Mszyca


napisz do Emily

tym samym przestaniesz wzbudzać ciekawość. odzyskasz spokój i pokój, biurko i krzesło.
co tylko chcesz.
pamiętasz szkiełka zmyślnie połączone ze sobą?
to, jaką tworzą całość?
różne kolory - czerwień. czereśniowa czerwień - będziesz jadł czereśnie i pisał wiersze.
pisz i nazywaj je. nadawaj im dziwne imiona. chrzcij.
napisz ich więcej, napisz siebie i rzuć wszystkim pod nogi. pestka -
bądź jej środkiem, środkiem czereśniowej pestki, powietrzem którym nie da się oddychać
i zobacz co jest po zewnętrznej stronie – jak miąższ obklejeni zwykli zjadacze chleba, zakłamani skurwiele szukający ciepła w cudzych kieszeniach. twoich kieszeniach.

stwórz legendę, niech uwierzą. dobrze wiesz, że bajki i cudzołóstwo to najlepszy środek monetarny, niech łapią i jedzą jak głodni ludzie jedzą ryż. łapczywie.
zapłać im.

napisz do Emily

jak do ukochanego psa, który zgubił się w lesie. zmień tytuł.
(ta cholernie skrajna samotność, która jak maska z durnowatej kreskówki nie pozwala być sobą.)
pisz o kolorach, o fioletach i błękitach. wspomnij o kwiatach. o irysach. meritum.
napisz, że ją kochasz. zrób to tak, aby nikt się nie doczytał. napisz
wiersz którego nikt kurwa nie przeczyta jak trzeba. którego nikt nie napisał.
nikt do niej. powiedz jak mało liczy się mój czas – i to moje pisanie tak bardzo niepotrzebne tobie. niech eksplodują znaczenia, resztki - ostatnie okruchy czegoś co mogło znaczyć

Emily




                                                                                                                 
 Juliusz Rafeld


znaleziony w hotelowej szufladzie




                                                                                                                Kazimierz Rink



DO-TKLIWOŚĆ

Tam gdzie motyl nie osiadł prawie śnieżnobiałe pole.
A miało nas zanieść miłośnie na bezkresne plaże.
Tyka cichutko zegarynka serca. Widzę jak ją zamykasz,
obchodzisz na palcach w skośnooki obrót sylabą

spojrzenia, zamienianą w kolejną sylabę. Wypatrujesz
mewy nad wezbranym morzem. Myślę wtedy o wietrze
łagodnym dla trzciny rzęs, o koniuszku róży w syczącym
płomyku języka, podmuchu szuwarów pod skórą. Jeszcze

na sztorm za wcześnie, skoro wokół nic ponad pogodę
w jasyr zagarnianych źrenic i zefir żaden nawet nie tknie
włosów. Dopiero gdy kropla żaru utoczona z śpiewnej
wiolonczeli głosu błyśnie w znaku wiadomych przyzwoleń

- ogień wędrowny zakwita. Wszystko zachłannie, po trosze
przechodzi na nabrzeża zbudzonych galaktyk, bolerem gdzieś
pomiędzy sunącego nieba. Niech trwa ta wysepka wszechświata.
Mgnienia, kastaniety iskier, całopalne światło i pinie podtapiane

na samym dnie morza. Po nas jeśli co zostaje to pszczół rój
ulotny, szmer kuszonych głębiną oryli. I jesień nadrzeczna
złoconym uciszana wichrem. I bzy na pohybel zimy, Petrarka
z ziaren soli ledwie odczytany. Zenit nas otula, uczula, znieczula,

dotkliwie prowadzi aż tam gdzie czułość sięga błękitu sklepienia.
Przepływa nami, przez nas ta ławica pięter łaknienia i głodu.
A czas jak sokół w przestworzach daleki, wciąż niedokochany.
          
2014. 02. 03              


                                                                                                               Piotr Rudnicki



Ona i On czyli Romansero remontowe

ONA:
A może byśmy tak najmilszy
zrobili remont w naszym domu
już przecież od dwunastu latek
kurz nas pokrywa po kryjomu
na ścianach smugi pajęczyny
kot z części ściany kolor zdrapał
musimy zrobić remont w domu
wziąć kredyt w bardzo niskich ratach
więc proszę udaj się do banku
bądź grzeczny- poproś o gotówkę
wszak flizy regips gładź szpachlowa
kosztują więcej niż dwie stówki
jeszcze ci tylko dziś brakuje
fajki tytoniu kufla piwa
a ja spożywam owoc kiwi
i jestem bardzo nieszczęśliwa

szum z rur zepsutych zardzewiałych
spacer po plaży pod Dziwnowem
i rozmywane ślady stóp twych
przez rozszalałe polskie morze
pozwól powrócić tym marzeniom
na jedną chwilę- może więcej
ja za to wielkim uniesieniu
posprzątam wszystko po remoncie

ON:
Jeszcze mi w uszach głos jej brzmi
Opoczno kup za wszelką cenę!
/noga sztywnieje włos siwieje od tych słów/
gdy podpisuję czek drży ręka
nie idę z tobą- idź nie pękaj!
już nie potrzebne żadne słowa
zrobisz co będziesz chciała
Quo vadis domine!
pragnę twych słów...

więc może odpuścimy remont
na rok następny z końcem lata
ja włączę sobie eurosporcik
ty po galeriach se polatasz
fachowca znajdę bądź spokojna
załatwi szybko remont cały
zlew zamontuje nam w łazience
i pomaluje pokój cały
więc może byśmy w Castoramie
kupili meble do łazienki
faktury wszystkie ja zapłacę
ty mi pokażesz swoje wdzięki
wtuleni w siebie- obok siebie
zauroczeni świecy blaskiem
znów odkurzymy naszą miłość
ekologicznym odkurzaczem

A może byśmy...







                                                                                                 
      Teresa Rudowicz


Udręka i ekstaza  *

był naszą obsesją na długo wcześniej,
zanim przyjechałyśmy do Rzymu. teraz musimy znaleźć
wszystkie miejsca, które zaznaczałaś na planie
czerwonym wykrzyknikiem – ważne.

są tylko dwa słowa: udręka, kiedy znam kształt,
a nie mogę dotknąć kruszcu, i ekstaza, kiedy
poleruję szorstkość ud, ostrość bioder,
wydobywam barwę znaną tylko mistrzom.

rzemiosła można się nauczyć, ale artyzm
wymaga szaleństwa, czułej mowy i żaru.
spłoniemy, najdroższa, wtedy cię wyrzeźbię
w zmysłowej grze dłoni, w blasku ognia
pod marmurowym pyłem.



Tytuł książki Irvina Stone’ a o życiu Michała Anioła




Pomiędzy dwiema *

włożyła pończochy, pierwszy raz od kiedy
pogrzebała zmysły i swoją kobiecość,
rozpuściła włosy, jest gotowa, czeka
(półnaga, półsenna) jedynie na jeden

ruch tamtej, klęczącej. zaraz to się stanie
zaraz się rozpocznie boski akt stworzenia:
dzień, noc, światło, ciemność, nowe oddzielenia.
nie było mężczyzny. święte księgi kłamią.

były dwie kobiety w niebieskim ogrodzie,
jedna dała drugiej owocu skosztować
i ogród je przyjął i szumiało drzewo.

kiedy się obudzi, nada sobie imię,
nowe, wreszcie pełne. bez poczucia winy
wymówi je głośno, świadomie wybierze.



Leonor Fini, Pomiędzy dwiema, Weinstein Galery, San Francisco.





                                                                                                    Bronisława Sibiga

***
dziesiątki telefonów
od ciebie
do mnie

ode mnie
do ciebie

coraz bliżej ust
odkrywamy siebie






                                                                                                                 Jacek Sojan


Do mojej kochanki
/z okazji Dnia Świętego Walentego/

nie rycz
co ty jesteś - syrena portowa
mogłaś trafić gorzej
jestem poetą
a mogłem być królem
Henrykiem VIII

nie krzycz
lubię harmonię w dźwiękach
jestem miłośnikiem harfy
a mogłem być rzeźnikiem
Kubą Rozpruwaczem

i się nie złość
jestem smakoszem komedii
a mogłem być hipochondrykiem
jak Harpagon
albo zazdrośnikiem
jak Otello

z okazji dnia zakochanych
spieszę poinformować
zakochałem się

w podróżach

całuję
pa




  Julia Starowicz


***

każda kobieta starsza czy też młoda
chce raz w życiu kochać wszystko za to odda
kochać namiętnie kochać szalenie
do zmysłów utraty na zatracenie

raz jeden chce poczuć niebiańską lekkość bytu
by dusza i ciało doznały zachwytu
w sercu poczuć raz jeden trzepot skrzydeł motyli
bo warto żyć dla tej przepięknie magicznej chwili

kto smaku miłości takiej skosztuje
to go zmieni na zawsze i zaczaruje
tak urzeczony tym czarem szalenie
odda swą duszę na zatracenie

a kiedy dusza z Ciebie ulata
to wtedy marne przychodzą lata
bez duszy człowiek już nie człowieczy
nie wszystkie rany długi czas leczy

więc kochajcie pięknie kochajcie szczerze
czy wierzycie w miłość - bo ja w miłość wierzę
o jedno Was proszę tylko moi mili
byście z miłości nigdy nie zadrwili

doceńcie miłość kiedy ją macie
nie rańcie bez przyczyny kiedy już kochacie
kochajcie całym sercem kochajcie bez granic
a w uczuciach swoich nie bądźcie wyrachowani

bo tylko miłość piękna i szczera
na oścież wszystkie bramy otwiera
a jeśli nawet czasem i zrani
to poczujesz się piękny boś i tak wygrany

nie każdy potrafi kochać i dawać miłość
o to jesteś bogatszy jakby nie było
miłości nie kupisz na targu czy w supermarkecie
ale o tym to wy kochani wiecie

miłość przychodzi sama czasem nie proszona
kto jeszcze o tym nie wie ten się sam przekona
uśmiechnie się promiennie otuli cię czułością
nikt jeszcze nie wygrał z prawdziwą miłością



powiedziała miłość 

miłość do mnie powiedziała
spadaj na drzewo mała
stoisz kłodą na mej drodze
kulą wisisz mi na nodze

wkoło wiele pięknych drzew
i słowika słychać śpiew
każde swym urokiem nęci
żadne jednak mnie nie kręci

lecz cóż zrobić spadać trzeba
wezmę duszę swą do nieba
może w niebie jutro rano
przytulą duszę zbłąkaną

tak to bywa też z miłością
czasem w gardle staje kością
grudę w sercu pozostawi
w głowie w duszy zamęt sprawi


                                                                                          
                              Jerzy Treit



 Dreszcze

 Sans issue

Goanne VIII


                                                                                                       Elżbieta Tylenda


CIEPŁO – ZIMNO 

mówiłeś – chcesz? pokażę ci niebo

porwani wiatrem odkrywaliśmy
nowe słońca wyspy majowe
upojeni sobą do bólu do wczoraj
do dzisiaj bez jutra

teraz zbyt ciemno
by patrzeć sobie w oczy
przed chwilą spadła ostatnia gwiazda
nikt nie wypowiedział życzenia

lodowaty strumień spłukał z nas
ostatni ślad linii papilarnych

stoimy nieruchomo
nadzy zatrzymani w pół drogi



BEFSZTYKI  U  WIKTORA

jestem u Wiktora pod niebem Hiszpanii
przy pustym stoliku noga na nogę
czekam na befsztyki
a wokół szumi i gra
obcojęzyczne Lloret de Mar

rozmyślam o tobie
a moje kiszki  tańczą flamenco
piwo dla pani

z wirtualnej chmury  płynącej do ciebie
runęłam na krzesło przy pustym stoliku
a wokół szumi i gra
obcojęzyczne Lloret de Mar

chyba zrezygnuję
z tych głupich befsztyków


 
  Krystyna Wieczorek


Po łowy

Ach cóż mi bez ciebie...
czasem,  chociaż rzadko, bywa że jak w niebie
(z przekory tak piszę bo rym idzie gładko).

Czasem bywam
jak ta halka mocno wyuzdana,
która leży w szafce nocnej bez wykorzystania,

I chcę czegoś więcej
i chcę być niewolna, zróbże coś wreszcie
bym była spokojna!

Za okno wyglądam
i na wygląd zwracam baczną swą uwagę
kiedy do mnie wracasz.

A sumując wiersza pięknego
te słowa, co w rymach zakwitły jakby częstochowa
ach czymże ja z tobą

- dwa ciała,
jabłka połowy, tyle że w całości
brakuje nam głowy!


*****************************
 
Z pamiętnika

Piątek

na skraju rozpaczy:

„Ważę 54kg i mam 164cm wzrostu…
to znaczy, że już od pół roku nie rosnę.
Ale co z tego, Nik Kershaw ma 162cm. .
No trudno. Zabiję się.”

Piątek, dwa tygodnie później:

wyznanie:

„- Wiesz co leci w kinie?
-„Gwiezdne wojny”.
- A z kim idziesz?
- Z Tobą.”




      Katarzyna Zając


O świcie

Ta dopiero jest kością z moich kości
i ciałem z mego ciała!
                                Księga Rodzaju, rozdział 2

Tak bywa przez kilka dni w maju
albo na samym początku.

Wynurzają się z trawy. Nadzy, o wilgotnej skórze.
Łąki to Morze Sargassowe. Jak nazwać wokół barwy:
limonka, pistacja, a może seledyn?

Splecione uda żeglują ku jasnym wyspom.
Przybijają do brzegu, kryjąc się wśród kwiatów
jabłoni. W jej brzuchu wyrasta pestka.

Przez chwilę opowiadają piękne historie:
nim dolinę zasnują jesienne dymy, dojrzeją owoce,
sok poplami palce. Później słowa wyostrzą się,

zaczną ciąć jak diament.



                                                                                                  Natalia Zalesińska


Migotanie

Włączam us and them. Wilgotnieje pora na sen,
w sprzętach twoje oczy zmieniają barwę i natężenie.
Cisus rombolistny płoży się, oplata wstęgami.

Bawię się kosmykiem włosów, nakręcam
na lewy wskazujący palec. Podchodzę wolno,
niepewnie dotykam jeszcze chłodem, przybliżam

brzegi w puls. Zbieraj igły sosen, lilie z piasku.  



                                                                                                    
     Emilia Żukowska









Na koniec klasyka, wyłowiona przez Grażynę Paterczyk 

Już z łóżka ulatują me myśli ku tobie, moja nieśmiertelna kochanko. Czasami wesołe, czasami smutne od losu oczekujące czy też nas wysłucha. Żyć mogę albo całkowicie z tobą, albo wcale nie. Postanowiłem tak długo tułać się na obczyźnie, aż będę mógł ulecieć w twe ramiona i przy tobie poczuć się całkiem w domu. I duszę swą przez ciebie otoczoną postać w krainę duchów. Inna nigdy nie zdoła posiąść mego serca nigdy, nigdy. O Boże, dlaczego ten przymus życia z daleka od osoby, którą się tak kocha? Moje obecne życie w Wiedniu jest nędznym życiem. Twa miłość czyni mnie zarazem najszczęśliwszym i najnieszczęśliwszym. W moim wieku potrzebowałbym teraz pewnej jednostajności, równowagi życiowej. Czy może ona zaistnieć w naszych stosunkach? Aniele, właśnie dowiaduję się, że poczta odchodzi co dzień. Muszę zatem kończyć, by list zaraz otrzymała. Bądź spokojna. Tylko przez spokojne rozważanie naszego bytu możemy dopiąć wspólnego pożycia. Bądź spokojna. Kochaj mnie dziś, wczoraj. Jaka tęsknota za tobą, tobą życie moje wszystkie. Bądź zdrowa O. kochaj mnie nieustannie. Nie zapoznawaj nigdy najwierniejszego serca twego ukochanego.

Zawsze twój.

zawsze moja.

zawsze my.

Ludwig Van Beethoven (Listy miłosne znanych ludzi.1922)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane