czereśnie
nigdy nie smakowały tak wspaniale jak te na skraju wiejskiej drogi
na Szumawie zrywałaś je garściami jak inne dziewczyny łapczywie
wkładałaś do ust jedną po drugiej a ja rozglądałem się czy nikt nas
nie widzi
w pewnej chwili podeszłaś podsunęłaś mi soczystą kulkę
to był nasz pierwszy raz jadłem ci z ręki
gwiazda i kamień
zaczynam przyzwyczajać wzrok do głębokiego mroku ty jesteś w
nim światłem gwiazdą Oriona nad Szumawą ja kamieniem w
strumyku
mówili że nie przetrwamy a jednak jesteśmy razem
kapitał
podobno nasze dni są policzone tylko nie wiesz kochanie przez
kogo a co jeśli porachował je księgowy z zewnętrznej firmy z którą
nawet nie podpisaliśmy żadnej umowy diabli wiedzą czy od lat nie
żyjemy na kredyt podczas gdy on z nogami na stole rozkłada nasze
dni jak kolorowe żetony na miękkim suknie pali cygara pije whisky i
co jakiś czas od niechcenia krzyczy sprawdzam
przesadzasz
przesadzasz kochanie zostanie ten las a nie kamienie gąszcz
wspomnień mocno splątanych pomiędzy pierwszymi
emocjami magią zapachów odległych bazarów obrazami co
wyblakły na papierze
przesadzasz przesadzasz przesadzasz szarpiesz przycinasz
korzenie formujesz gałęzie i korony poraniona ziemia
cierpliwie to znosi
nie słyszysz jak wiatr wytrwale szemrze zamiast przesadzać zbieraj
i dbaj o nasiona to one kruszą kamienie dziewczyno
ciepły wiersz dla żony na dzień kobiet
moje ognisko wolno dogasa siedzimy przy nim tylko we
dwoje dojadamy kiełbaski i ziemniaki czujemy jeszcze
tamto ciepło
gdy dotykam gorących węgli w górę strzelają jasne
iskry jak wspomnienia najważniejszych dla mnie
kobiet – Janki i Walerii
próbuję sobie przypomnieć jakie wręczałem im
kwiaty dzisiaj wydają mi się sztuczne wycięte z
chińskiego jedwabiu
tylko ty jesteś żywą niezapominajką dajesz tyle ciepła co ten
ogień
jestem twoim drzewem
obrastałem przez lata w setki błahych rzeczy zbieranych na wszelki
na potem na zaś bo przyda się bo zabraknie bo będzie jak nic już
nie będzie bo tam byłem tam będę w odkładane na szafie części
zamienne
obrastałem w plany marzenia jak w korony w słowa nikomu
niepotrzebne byle jakie obce co przychodziły nie wiem skąd
ginęły nie wiem kiedy jak wódka w butelce jak woda spływająca
rynną obok balkonu
obrastałem w obrazy malowane wieczorem na stole w akwarele
wypłakane smutkiem w gwasze nasze bo nie nasze to rozkwaszę
w akryle wymazane jogurtem jak dzieci w oleje zapracowane jak
silniki diesla
obrastałem tobą w zapachy w kącie sieni w liście klonu przed
oknem i pelargonie pielęgnowane co roku jak kolejne rocznice
dzisiaj wiatr uczynił mnie nagim jestem twoim drzewem ty moją
jesienią
pokoloruj ten sen
ten sen powracał do mnie wiele lat szary jak z
kinematografu braci Lumière wieczór w jakiejś małej
miejscowości to mogła być Francja Hiszpania Włochy ale
na pewno nie była to Grecja
aleja łagodnie schodziła w stronę morza jak rozciągnięta wstążka
pensjonarki albo jak szpula filmu przed pałacem w Cannes nad nią
rozłożyste platany plotły trzy po trzy pomiędzy smukłymi
latarniami sprzed wieku
przemykało cicho wspomnienie Moneta a może to była aleja
w parku Klimta sam już doprawdy nie wiem
stałem zamyślony nad wodą gdy podeszłaś wzięłaś mnie pod
rękę i powiedziałaś nie smuć się pokoloruj ten sen to takie
proste w snach
będę przy tobie
to nie tak kochanie naprawdę nie tak nie odejdę do podziemia by
przepaść w ukrywaniu się mam doświadczenie z czasów gdy
światem rządziły wrony dlatego nie boję się krukowatych bądź
spokojna rozglądaj się uważnie i rozmawiaj ze mną – będę blisko
czasem coś Ci schowam sprytnie czasem połaskoczę po szyi za
uchem innym razem strącę coś z półki w regale wyjmę książkę
której nie doczytałem wcielę się w kota drzewo pod domem lub
wronę co na poręczy przysiądzie i pokręci łebkiem jakby czekała na
orzecha
wtedy po prostu mów do mnie twoje słowa dają mi życie
dwa morza
powinniście pojechać do Skagen i pójść plażą na koniec cypla
do Grenen sami zrozumiecie dlaczego powiedział Eigil –
pojechaliśmy
za żółtymi domami i morską latarnią za wydmami gdzie ostre
trawy ranią nogi jakby chciały zniechęcić wędrowców kończy
się piaszczysta plaża
dalej aż po horyzont jest tylko woda spokojny Bałtyk spotyka tu
morze Północne mieszają się różne temperamenty burzy się
młodość prowokuje doświadczenie
morscy tytani napierają na siebie ścierają się mieszają i
przesiąkają sobą obejmuję cię i mocno przytulam miał rację
Eigil
jesteśmy jak te dwa morza nierozłączni
___________________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane