25. Zjazd PPG przeszedł do historii
Relacja dygresyjna
Co w czerwcu 2023 roku przygnało Poetów Po Godzinach na północny skraj Roztocza, do wsi Olszanka w gminie Turobin powiatu biłgorajskiego?
Czy tylko jak zwykle szalona myśl naszej Szefowej, Renaty, że tam nas jeszcze nie było?
W chuj daleko, ale co tam – z Krupskiego Młyna wszędzie
daleko.
Czy zachęty pod Krasnymstawem mieszkającej Marzenki Podkościelnej?
Oprowadzę Was po pięknych okolicach. Oczywiście program
zwiedzania będzie baaaardzo napięty.
Czy może poetyczny duch Szymona Szymonowica, który z nadania swego pryncypała Jana Zamoyskiego osiadł niegdyś na tutejszych włościach w Czernięcinie, gdzie tworzył swoje sielanki, a teraz z zaświatów tutaj postanowił skierować nasze kroki?
Słoneczko, piękne oko,
dnia oko pięknego
najlepiej Wam podziwiać
z domostwa mojego...
No, jegomość Szymonowic nieco przesadził (jak to poeta), bo dom nie Jego, jeno pani Danusi Radej, co sama o sobie mówi: Córka Młynarza (boć to nie despekt!). Zacna a obrotna gospodyni agroturystycznej chaty.
Każdemu młynarzowi życzyć takiej córki!
Ale generalnie pan Szymon nie skłamał, bo na miejscu okazało się, że istotnie jest
SIELANKA!
Bo widzisz pan, panie Szymonowic, tak dzisiaj rozumie się
sielankę.
Dom wygodny, ładnie urządzony, do tego mniejszych domków i zadaszeń kilka, kryjących:
a to bilardowy stół, tudzież piłkarzyki;
a to beczki do sauny służące, gdzie po szyję zanurzony siedzisz wpierw w gorącej, a potem w zimnej wodzie,
(nikt jakoś nie odważył się skorzystać)
a to basen kąpielowy, w gorącym czerwcu Roku Pańskiego 2023 bardzo korzystny,
(miano najbardziej taplającego się poety zdobył
bezapelacyjnie Jarek Trześniewski-Kwiecień)
a to leżanki drewniane, sprytnie w budyneczku ula ukryte, gdzie można było miło zasnąć, bzykaniem będąc ukojonym,
(jedna poetka z jednym poetą odważyli się na nocleg w ulu,
ale o tym, czy posmakowali miodu – póki co – milczą muzy)
a to elektryczne hulajnogi,
(Sułtan szalał po trawie i po szosie)
i jeszcze wiata na biesiady przy ognisku,
(tu prawie na stałe leżakował Martinez i oferował nam
ze swego bluetooth przebojową play-listę).
* * *
Program turystyczny istotnie był napięty. Do tego stopnia napięty, że w pewnym momencie doprowadził do... spięcia. Napięcia-spięcia o to, czy zdążymy do Krasnegostawu i z powrotem, by nie spóźnić się na zaplanowany wieczór poetycki. I czy alternatywą może być wypad do sanktuarium św. Antoniego w Radecznicy, co zresztą zostało od razu oprotestowane przez antyklerykalny odłam grupy,
(ku niezadowoleniu Marysi Kuczary, która śmiało o sobie mówi,
że jest kościółkowa).
Doszło do debaty, ile czasu potrzeba na pokonanie 34 kilometrów,
(uwzględniwszy przewidywany ruch traktorów i maszyn
rolniczych na szosach).
Spór nie został rozwiązany doświadczalnie, bo rano spadł nieoczekiwanie jedyny w tych dniach deszcz i do Krasnegostawu nie pojechaliśmy. Darowany przez Opatrzność czas w domu został intensywnie twórczo wykorzystany na wyprodukowanie wzajemnych dyplomów oraz dokładne przygotowanie tradycyjnej przebieranki.
Przebieranki w tym roku były pod hasłem „Świtezianki, wodniki, utopce”. Szaloną feerię pomysłów i barw, wśród pól, w pełnym słońcu, sfotografował jak zwykle znakomicie nieoceniony w tej sztuce Grzegorz Wołoszyn,
(nasz Człowiek Renesansu!).
* * *
Zjazd, jako że 25. – jubileuszowy – miał bardzo bogaty program literacki. Sześć wieczorów (a raczej popołudni) poetyckich! Merytoryczne, rzeczowe relacje z tych spotkań zaprezentowała już w tym miejscu Agnieszka Jarzębowska. Ograniczę się więc tylko do krótkich refleksji:
● pan Henryk Radej, poeta, publicysta, redaktor (a po familii – krewny naszej
Gospodyni) zauroczył nas szeroką wiedzą o życiu i związkach z regionem Józefa
Czechowicza, a zwłaszcza Wacława Iwaniuka;
● przeurocze małżeństwo listonoszy – jak sami się przekornie przedstawili – państwo
Anna Roci-Gmiterek i Robert Gmiterek pokazali nam, jak z pozornie błahych
regionalistycznych zainteresowań rodzą się potężne humanistyczne wartości;
● Marzena Mariola Podkościelna, niby tak dobrze nam znana, wciąż potrafi zaskoczyć polem swej twórczej obserwacji i poetyckiej refleksji. I zaskoczyła;
● Marcin Martinez Małecki udowodnił, że możliwa jest poezja po covidzie;
● Grzegorz Wołoszyn przez wstrząsające stacje swojej oryginalnej via cricis
poprowadził nas tak, że mimo przygnębiającego smutku „Domu opieki...” poczuliśmy się moralnie zbudowani;
● i wreszcie – last but not least – Roman Honet dał nam kolejny raz poczuć, że poetą wielkim jest zarówno PRZED, W TRAKCIE, jak i PO godzinach.
A co jest tego powodem? Żal, może on?
* * *
Satysfakcję uczty duchowej dopełniła uczta gastronomiczna, której smakowite menu było efektem uprzedniego rozeznania regionalnych propozycji kateringowych przez Andrzeja Sułtana Dygasa i Krzysztofa Schodowskiego.
Uwaga! Lokowanie produktu:
Restauracja „Perła Roztocza” w Szczebrzeszynie.
Na 25. zjeździe Poetów Po Godzinach było wspaniale. Chyba nie przesadzę, gdy powiem, że każdy z nas w Olszance cząstkę swego serca zostawił. A Jarek jeszcze... gacie.
(zapomniał zdjąć z balkonu suszące się kąpielówki).
* * *
W Olszance było tak sympatycznie, a Roztocze, Zamojszczyzna i Chełmszczyzna tak piękne, że głowach uczestników 25. zjazdu zaświtała myśl o rychłych ponownych tutaj odwiedzinach. W rezultacie tylko reprezentacja PPG w składzie: Renata z rodziną plus warszawska grupa Sułtańska, nawiedziła gościnny dom Córki Młynarza w sierpniowy długi weekend. Aby popływać w basenie, owszem. Aby wypić piwo w Zwierzyńcu, a jakże! Ale przede wszystkim, wypełnić niezrealizowane w czerwcu punkty programu turystycznego.
Więc – pojechaliśmy do Krasnegostawu!
(traktorów i maszyn rolniczych na szosie jakoś nie było).
Na krasnostawskim Rynku, opodal Klęczącego Drzewa powitali nas Marzena Podkościelna i Konrad Grochecki. Oprowadzili po mieście, pokazali ruiny zamku w pobliskim Krupem i oryginalny grobowiec ariański w kształcie piramidy w Krynicy.
Oboje nie kryli, że kochają te swoje okolice. A Konrad zaimponował nam wiedzą o historii regionu, był wspaniałym cicerone!
(nie dziwota, w końcu to pan doktor nauk humanistycznych).
I jeszcze wiadomość specjalna dla Marysi Kuczary: dotarliśmy do Radecznicy, niejako w Twoim imieniu. I kajamy się: warto było przyjechać. Miejsce urocze, woda ze źródła św. Antoniego krystaliczna, zimna i ...smaczna. Czy leczy? Się okaże...
A na koniec informacja smutna:
Jarku, majtki zaginęły. Musisz sprawić sobie nowe.
Roman Rojewski
Warszawa, już wrzesień, 2023 roku
Nieutulonym w żalu po kąpielówkach ! Aż pupa łka!
OdpowiedzUsuń