Robert Miniak
zastyganie
zmieniam się. wszystko co obok
przechodzi staje się wartkie. ucieka
tak szybko, jakby ktoś poodcinał
kotwice
kamieniom i drzewom
staram się jeszcze polować, stawiać
sidła. wieczorami czytam o Munchu
i paleniu czarownic. wiążę w ustach
dym.
sarna która leży obok ma oczy
łaskawie zamknięte. nad ranem zapyta
czy wypada już krzyknąć. wyjść ze
mnie.
mów mi sarna
odkąd zdechł Morus, podchodziły
nocami
coraz bliżej. uczyły się języka,
widział jak
wpatrują się w telewizor. zlizują
przez szybę
każde słowo. ich sierść pachniała
czymś dawnym, jakby znali się
wcześniej,
zanim jeszcze ojciec wymyślił mu
imię. potrafiły tak stać i patrzeć,
ale czuł,
że są mądre, szykują się do czegoś
ważnego. przecież były forpocztą
lasu, macką łąki. co wieczór
schodziły
się do sadu jak nitki grzybni.
próbowały
mu powiedzieć, że śliwa pod stodołą
jest brzemienna. przed wiosną urodzi
mu
ogień. ale nie rozumiał. dlatego
rysowały
na śniegu kółka. mandale.
pamięć morza
sztorm. plaża krztusi się, nie nadąża
odetchnąć
zanim nie dopadnie jej kolejny haust.
ty pewnie
powiesz, że morze jest jak akryl,
utwardza piasek
i pokłócimy się, chociaż właściwie
nie ma
o co i tak twoje na wierzchu. odkryłem,
że wieszak
zastępuje ubraniom kręgosłup, na
czas snu. podejdź
po cichu do szafy a zobaczysz. futro
zaczyna się
łasić, to znak że wkrótce włączą
nam dodatkowe
ciepło, kosztem koloru za oknem (a
słowo
mróz stanie się ciałem,
nabierze rumieńców i pary
w usta) miałaś rację – morze
pozostanie we mnie
jak akryl. płynne i sztuczne. nie z
tego brzegu.
__________________________________________________________________
publikacja za zgodą Autora
Fajnie:)
OdpowiedzUsuńPotrafisz zaskoczyć.
Trafiasz.
OdpowiedzUsuń