Kiedy na początku tego roku okazało się, że miejscem Zjazdu PPG 2025 będzie wieś Perły tuż
pod ruską granicą, pomyślałem sobie (a zapewne jeszcze parę innych osób pomyślało tak samo): to
dalej już nie można? Początkowo planowaliśmy raczej coś pod Olsztynem, może blisko Joasi
Lewandowskiej, żeby ją odwiedzić.
Oczywiście rozsądek przekonywał:
• że niełatwo jest znaleźć cały dom na wyłączność na świąteczny długi weekend;
• że Renata zrobiła co mogła;
• że może i daleko, ale miały być Warmia i Mazury, więc literalnie, administracyjnie są;
• i że jak się nie podoba, to spróbuj sam znaleźć coś bliżej... Nie próbowałem.
Popatrzyłem na mapę Google: granica z obwodem królewieckim istotnie o rzut beretem (nie
zapomnieć dowodów osobistych i przypomnieć sobie, co się robi na rozkaz ruki w wierch!). Przy
samej wsi Perły jeziora nie ma, więc jak bez jeziora zrealizować tegoroczne hasło sesji
przebierankowo-fotograficznej „Piraci, wikingowie, marynarze”? I jakie to właściwie Mazury?
Wikipedia podpowiedziała, że Wschodnie, może już Garbate. Albo że Prusy Dolne. Dawniej
Galindia. I że 15 kilometrów na północ od Węgorzewa, czyli od Krainy Wielkich Jezior. Dobra
nasza! Możemy dojeżdżać, może na którymś z jezior nawet pożeglujemy...
Rzut oka na stronę www FOLWARKU PERŁY dał powód do ostrożnego optymizmu. Zdjęcia
zapowiadały ładny stary dom z tradycyjnie urządzonymi wnętrzami, z ciekawymi sypialniami.
Będzie dobrze. I nawet jakiś staw koło domu – na pirackie manewry się nada.
Pierwsza w Perłach – na parę dni przed „Wniebowzięciowym” weekendem – stanęła nasza
niestrudzona wędrowniczka Maria Kuczara. Stanęła, obejrzała, zachwyciła się. I w konsekwencji
tego zachwytu zaczęła słać do tych, co dopiero tam staną, swoje internetowe veni-vidi-vici:
• że jest fantastycznie,
• że gospodarze przemili (wyjechali po nią autem do Węgorzewa!),
• że dobrze zaopatrzony sklep to właśnie w Węgorzewie, ale będą obiadokolacje,
• że omówiła już z gospodynią szczegóły realizacji naszego programu zjazdowego
• i że na przyjazd ona (znaczy Marysia) zrobi dla nas leczo.
Leczo okazało się smakowite. Było jak pokarm bogów, nektar i ambrozja w jednym, stawiało na
nogi po długiej wszak podróży. Dla najważniejszej, „szefowskiej” ekipy PPG nawet baaaardzo
długiej, a po części także przygodnie niebezpiecznej (ale przemilczmy, bo dobrze się skończyło).
Późnym wieczorem w środę 13 sierpnia w Folwarku Perły była już zdecydowana większość
uczestników, Zjazd PPG 2025 można było uznać za (nieoficjalnie, bez przecinania wstęg) otwarty.
– Idalia jestem... – każdego i każdą z osobna powitała gospodyni-właścicielka, wskazując
sypialne pokoje na górze, wygospodarowane z ogromnego poddasza.
Ładnie! Nawet lepiej jak na zdjęciach w necie. Tylko dlaczego w wystroju wnętrz tyle królików
w różnych artystycznych formach?
– Idalia Królik jestem – tak wyjaśniła się ta „oczywista oczywistość”.
Dzisiejszy FOLWARK PERŁY (przedsiębiorstwo agroturystyczne) to dawne siedlisko średnio
zamożnego gospodarza z dużym zapewne areałem. W terenie będącym zlewiskiem rzeki Węgorapy,
w bliskości powiatowego Angerburga/Węgoborku, w samym centrum interioru dawnych Prus
Wschodnich, a dziś na północnym krańcu polskiego województwa warmińsko-mazurskiego, w
sąsiedztwie tej najbardziej sztucznej ze sztucznych granicy.
Jadąc tam, starałem się nie żywić wyobraźni i wiedzy o tych wszystkich pod każdym względem
g r a n i c z n y c h wydarzeniach, także tych sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy przewalała się tędy
nieubłagana, nieludzka-ludzka Historia. Przywoływałem raczej idylliczne obrazy z lektury „Dzieci
Jerominów” Ernsta Wiecherta. I one – na szczęście! – przeważyły, choć wieś Perły nie jest ukryta w
lasach, nie dymią tu mielerze do pozyskiwania węgla drzewnego, nie szeleszczą obfite spódnice
kobiet zmierzających na targ do miasteczka...
A jednak w pewnym sensie wrócił tutaj ów staro-pruski duch, którego nie zdołały pokonać ani
krzyżackie nagie miecze, ani królewsko-Fryderycjańskie państwowotwórcze reformy, ani
drastyczne zabiegi kolejnych totalitaryzmów XX wieku. Duch powrócił w Perłach i trwa.
Idalia wskrzesiła idyllę?
Idalia – potomkini rdzennych Mazurów z południowych powiatów Prus Wschodnich, z tych
„prawdziwych” Mazur, wychowana w religii i etosie ewangelickim – wyszukała te Perły, kupiła,
podniosła z ruiny, urządziła ze smakiem. Stworzyła wraz z mężem Markiem dom dla siebie i dla
gości. Dom i źródło utrzymania. Nie można chyba lepiej.
– Każdą z tysięcy dachówkę osobno myłam ręcznie w specjalnym płynie, żeby mogła wrócić na
dach i służyć jeszcze długo – chwali się Idalia. I ma czym!
Dom w czapie ze starej dachówki prezentuje się pięknie, garbata łąka przed nim wieczorem staje
się amfiteatrem dla spektaklu zachodzącego Słońca, urokliwy stary staw w cieniu wiekowych topól
stara się nieśmiało przypominać, że ta okolica to też „jeziorne” Mazury. No i jeszcze ten obrośnięty
drzewami i krzakami pagórek za domem. Nie byle co, bo to jest – potwierdzone archeologicznymi
badaniami – grodzisko, liczące sobie około dwa i pół tysiąca lat! Przez miejscowych nazywane
„Szwedzką Górą”. To osobna, wyznaczona przez geodetę działka pod ochroną konserwatorską.
Komornik legalizujący proces zmiany własności siedliska twierdził, że chyba pierwszy i jedyny raz
uczestniczy w sprzedaży „zabytkowej ziemi”.
Renato! Twój „przypadkowy” wybór miejsca na Zjazd PPG 2025 okazał się strzałem w
dziesiątkę. I jest dowodem, że... przypadków nie ma. Pobyt w Perłach miał być kolejnym naszym
spotkaniem, wypełnionym artystyczno-poetyckim programem, ale też wypadami turystycznymi po
okolicy. Planowaliśmy: może kompleks niezniszczonych bunkrów niemieckich w Mamerkach?
Może tamże plastikowa replika Bursztynowej Komnaty? Może piramida we wsi Rapa koło Bań
Mazurskich – tajemniczy grobowiec pewnego pruskiego barona? Może plaża – Mamry lub
Święcajty?
Nic z tych rzeczy. Żadnego zwiedzania okolic nie było. Dom Idalii nas urzekł, zatrzymał. Po co
się skoro świt zrywać, gdzieś się włóczyć, śpieszyć, skoro tu jest tak fajnie? Skoro można się
wreszcie nagadać, pośmiać, powspominać, może jeszcze lepiej poznać. Także wspólnie pomilczeć.
Poleniuchować w sierpniowym upale (wreszcie!) – na ganku, na leżakach, na trawie nad stawem...
No i dać więcej miejsca dla poezji, podzielić się nią. W końcu właśnie po to rokrocznie się
spotykamy.
Poezją podzielił się tym razem Arek Irek. Przywiózł swoją świeżo wydaną książkę „Na pomoc
przeznaczeniu”. Wiersze Arka, który jak mało kto potrafi pogodzić twarde ściślackie myślenie z
głęboko mistyczną interpretacją świata, zabrzmiały z pomostu nad stawem, po którym próbowały
płynąć (ale tonęły!) puszczane przez nas kolorowe łódeczki-zabaweczki. Były one przedziwnym
komentarzem do wierszy Arka, w których on, matematyk, „rozlicza się” ze swego dzieciństwa i
młodości, prowadząc nas przez meandry swego życia kiedyś, teraz i ku przyszłości, na co słusznie
zwróciła uwagę – wzruszona szczerze – prowadząca spotkanie Renata.
Wiersze Arka, pozornie proste, są tak emocjonalnie pojemne, że nie sposób od razu przy
pierwszej lekturze odczytać ich kolejne warstwy. Nawiązując do wspominanej przez Arka
chłopackiej zabawy w „przestrach z małym opóźnieniem”, chcę podkreślić, że jego poezja działa na
czytelnika skutecznie właśnie „z opóźnieniem”. I to niemałym! Arku, tak trzymaj!
Tyle o poezji w Perłach. Prozą zaś podzieliłem się ja. Z istotną pomocą Agnieszki Jarzębowskiej
przeczytałem kilka fragmentów z powstającej (w bólach!) mojej książki pod roboczym tytułem
„Tyle z pamięci”. Ten mój „jeszcze-nie-wieczór” literacki w perlańskim sadzie dał mi kopa
(dziękuję, Renato!), aby wreszcie skończyć to moje opus magnum i na kolejny zjazd PPG
przywieźć już wydrukowaną książkę.
Tak upływały nam sierpniowe dni w Perłach. Była oczywiście sesja zdjęciowa „Piraci,
wikingowie, marynarze” (Andrzej Dygas „Sułtan” zakasował wszystkich w stroju Posejdona), było
pyszne jedzenie – na grillu i galowej rybnej kolacji. I była – last but not least – repeta wesela
Tereski de domo Radziewicz z Andrzejem Choińskim, który pierwszy raz zagościł w naszym
towarzystwie i od razu został przyjęty na dobre. Było „gorzko” i było słodko...
Słodko bardziej. Aż gorzko było się żegnać i opuszczać wspaniały FOLWARK PERŁY.
Co myślicie o powtórce za rok?
Roman Rojewski
https://www.folwarkperly.pl/
Idalia i Marek
Tym razem dzieliły mnie od Was tysiące km, ale dzięki internetowi śledziłam na bieżąco i momentami czułam się jakbym tam z Wami była. Romek pięknie ubrał w słowa, a zdjęcia cudnie oddały klimat spotkania. Za rok zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby przylecieć .🥰
OdpowiedzUsuń