Tomasz Kowalczyk
* * *
Pierścionki i kolia rozpraszają mnie tak bardzo,
że nie dostrzegam cyrkonii na twoich paznokciach.
Bez biżuterii czujesz się naga, więc, chcąc nie chcąc,
akceptuję obecność przedmiotów zajmujących
kilka centymetrów kwadratowych. Usiłuję być
miły i delikatnie muskam brylant osadzony w złotej
obrączce, ale nasze relacje są dalekie od poprawności.
Mam pretensję, że okazuje lekceważenie właścicielce.
Jemu zawsze było wszystko jedno, komu przydaje
blasku. Na szczęście z łańcuszkiem można dojść
do porozumienia. Dyskretnie obserwuje spektakl,
nie protestując, kiedy dotykam twojej szyi bez jego
pośrednictwa. Kolczyki również nie stawały na drodze.
Zaraz w pierwszym akcie znikają gdzieś, bezpowrotnie,
a poszukiwanie jeszcze mocniej nas jednoczy. Kiedyś
klejnoty zostaną w szkatułce. Mimo tego nie zgaszę światła.
* * *
Zachłanne biodra wykluczają rzeczową
rozmowę o literaturze iberoamerykańskiej,
nie mówiąc o zawiązywaniu refleksji
na temat miłości w wiadomych czasach.
Przez chwilę trzymałem rozterki w ryzach,
pilnując oddechu przed zbyt szaleńczym
rytmem. Nie wszystko idzie po mojej myśli.
Kiedy przemawiasz obcymi językami, tracę
koncentrację. Liczenie do dziesięciu niewiele
pomaga, szklanka zimnej wody wylana
na głowę również nie przynosi otrzeźwienia.
Nie pozostaje nic innego, jak poddać się
zaskoczeniu i wspólnie rozgniatać coraz
bardziej zagęszczone powietrze, aż wirowanie
dookoła spojrzeń uzyska pożądane barwy.
Zanim nastąpi ostateczność, sponiewierana
logika przyjrzy się nam, jakby chciała
zrozumieć płacz zmieszany ze śmiechem.
* * *
Ciągle wierzysz, że kryształki cyrkonii staną się
kiedyś brylantami, a kolczyki nabiorą prawdziwie
złotego blasku. Zaraz po przebudzeniu sprawdzasz,
czy nie nastąpiła cudowna przemiana, tymczasem
ja wymyślam najprzeróżniejsze sposoby, by rozproszyć
twoje rozczarowanie. Na wszelki wypadek zapisuję
skuteczne perswazje: może użyję je ponownie, a ty
nie zwrócisz uwagi na powtórki. Kiedy brakuje słów,
z pomocą przychodzi cierpliwe milczenie, które
rozwiewa wątpliwości. Nie wiadomo, jak długo
będzie można na nie liczyć. Prędzej czy później
odkryje prawdę i na złość zacznie kłamać. Nie mogę
do tego dopuścić, bo ze swoją umiejętnością
przekonywania gotowe ci wmówić, że cyrkonie
nigdy nie zmienią się w brylanty. A ty uwierzysz.
jamais vu
las który posadziłem przed wszystkimi wiekami
wyciąga do mnie ręce jakby przypominał
o zaległych należnościach
ilekroć przedzieram się przez gęstwinę
drzewa rozpościerają wymijające spojrzenia
zamiast wskazać właściwą drogę
w szklanych oczach nie zamieszka łza
spływa po nich co najwyżej woda
krystalicznie czysta i bez smaku
nigdy nie zapamiętam
że kamienie zawsze wyglądają tak samo
presque vu
przez całe życie przygotowywałem jedno zdanie
miało wystarczyć za usprawiedliwienie
gdy zajdzie potrzeba
bez metafor wypaczających intencję
oraz pochlebstw na które nikt nie daje się nabrać
treningi mentalne i powtarzanie tekstu z pamięci
utrzymywały w formie
aby w decydującej chwili nie zaniemówić
niewiele wskóram ale jeśli pójdą za mną inni
staniemy się faktem statystycznym
godnym rozważenia
byle nie być posądzonym o bezczelność
bo podczas rozprawy będą kneblować usta
wtedy prawda na zawsze pogrąży
zamiast wyzwolić
Teatr jednego aktora
Przed spektaklem warto przećwiczyć
trudniejsze sceny, przemyśleć nowe
wątki – wszystko ze świadomością,
że wyjście poza wyznaczone ramy
jest niemożliwe. Monodram nosi
znamiona improwizacji, chociaż tytuł
został ustalony dawno temu. Te same
rekwizyty z roku na rok przynoszą
coraz więcej dojrzałego światła. Dzięki
powtarzalności dojście do perfekcji
nie zajmie wiele czasu. Wymagający
słuchacz żąda wyjaśnień od reżysera,
nie wiedząc, że nie może liczyć
na korektę scenariusza.
Podpowiedź
Zamiast wspólnego spędzania czasu bez patrzenia
na zegarek rytualne odwiedziny, wypełnianie
programu z autystycznym zacięciem, punkt
po punkcie. Pomysły bez spontanicznych
odruchów wywołują apatię zamiast żywiołowej
radości. Mam nadzieję, że podpowiesz, jak wyjść
z zaklętego kręgu. Milczysz. Patrzysz na mnie
wyczekująco. Dasz radę. Przecież jesteś tatą.
Idziemy dalej. Dziś jeszcze tą samą drogą.
Najtrudniejsza próba Hioba
Najbardziej kochałeś pierworodnego
o łagodnych oczach i nieśmiałym
uśmiechu. Nie był zręcznym pasterzem,
ale jego śpiew uszczęśliwiał nawet
Pana Zastępów. Nie udało się wybłagać
jego życia. Mógł zginąć natychmiast
od pchnięcia nożem zadanego przez zbójców,
ale Bóg wybrał powolną śmierć w męczarniach.
Trzymałeś syna za ręce, a przez zaciśnięte
zęby wydobywały się urywane słowa.
Podobno recytowałeś wtedy psalmy.
Układanka
Ciągle poszukuję słów obdarzonych mocą
kruszenia muru. Ktoś powiedział kiedyś:
talitha cum i przywołał światło, ale aktu
nie można było powtórzyć. Kiedy mówiłem:
kocham, zaklęcie okazywało się zbyt słabe.
Ręce wzniesione ku niebu opadały, zamiast
pokory i wiary pojawiały się gniew i zwątpienie.
W modlitewnikach opatrzonych formułą
imprimatur i w apokryfach odkrywałem teksty
mogące wzniecić nadzieję. Z żadnego z nich
nie posypały się iskry. Pewnego dnia granice
zostaną zatarte, znikną dotychczasowe zasady,
ich miejsce wypełni nowa, jeszcze niezmierzona
przestrzeń. Dla mnie i dla mojego dziecka będzie
już jednak za późno.
To nasza tajemnica
Boisko jest porośnięte stokrotkami i nie służy
do gry w piłkę. Przez całą długość smakuje
jak drożdżówka z serem, przy bramce czarną
torbę opuszcza wafel oblany czekoladą.
Nie przepadam za słodyczami. Za wszelką cenę
pragnę ci sprawić przyjemność. Zajadam się
ciastem kakaowym, ale wolałbym, żebyś wziął
mnie za rękę. Tyle razy byłeś strofowany
za przekarmianie syna. Za kilka godzin i tak będę
głodny. Ciepło twojej dłoni starczy mi na dłużej,
a ty ciągle stawiasz na swoim. Mówisz: to nasza
tajemnica. Przecież wiesz, że nikomu nie powiem.
________________________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane