Juliusz Rafeld
ANTIDOTUM
kot rozpycha się i nie daje zasnąć
wciąż pytasz w jakim kolorze spadnie deszcz
i dlaczego kurz fruwa w przeciągu
tak ładnie wszystko było poukładane
jeszcze noc a na trawie już krople
dym w kominie zacznie nucić niedługo
otworzą się drzwi i wpadnie trochę złota
nawet jeśli gdzieniegdzie pojawią się plamy
…
kiedyś przed wystawą kląłem fryzjera
za fale na mojej czuprynie
później podziwiałem białą sukienkę
a kiedy zamalowano szybę siadał przed nią grajek
za kilka monet przypominał o schodach do nieba
albo o dziewczynie o perłowych włosach
zasłuchany całowałem twoją szyję
zerkając czy autobus już nadjechał
kot znika na cały dzień
ARS MORTI
kolba wybijała na plecach rytm kroków
lecz nie kłaniał się i gałęzie rzeźbiły twarz
która dojrzewała z każdym celnym strzałem
trudniej wytłumaczyć sens
ja pójdę – rzekł na ochotnika –
u was dzieci i żony
a u mnie tylko machorka w kieszeni
zapamiętajcie tylko imię
gdy przybijecie deski na krzyż
……………………………….
odnalazłem go pod lasem
oprócz desek przybili jego fotografię
dobrze że choć machorkę
dowozili mu na czas
AURA
ciemność wypełnia pole widzenia
gdzieniegdzie rozbłyski mrugają
jak diamenty na welwetowym suknie
przypominają fragmenty miejsc i twarzy
niekoniecznie cokolwiek wartych
skoro nie chcą się ujawnić
choć szeroko otwieram oczy
są daleko czy blisko
milczą czy kłamią
tyle dni i nocy w bandażach
zutylizowane ledwie rozpoznaję
nie pada
można spojrzeć w górę
o świcie diamenty znikają
sypią się słowa i twarze
jak afrykański śnieg
REMEDIUM
cichnie dzień
przemawia do mnie czarnymi klawiszami
- z prochu powstałeś to i noc z tobą –
może smutek zejdzie zboczem prosto w cień
i zaśnie aż do jutra
gdy John lub Bob znów położą dłonie na białych
przywołując poplamione słońce
choć czerwień nad horyzontem zwiodła mnie
amarantowa kokarda w twoich włosach
ale to nic
dobrze że cisza nam nie przeszkadza
bo w końcu i tak ktoś się odezwie pierwszy
- nie patrz jakby mnie nigdy nie było –
nagły podmuch rozdziera mnie na dwoje
i szybujemy w przeciwne strony
by się znów spotkać przed domem na wzgórzu
nad morzem gdzie fale załamują ręce
nad biednymi mewami
a piana jak kurz podniesiony spod kół
- słowa mój drogi, to tylko słowa –
może i nie znaczą więcej niż litery na piasku
zanim odpływ zwinie fale
zanim stracę świadomość
zanim powiesz
- a nie mówiłam -
ale to nic
BAJKA ZNAD EDENU
w naszym zepsutym domku nie ma już ścian
twoje zabawki usnęły na zawsze
a żelazne smoki zadeptały trawę w ogrodzie
zawsze chciałaś poznać świat dziecinko
wiem bolą nóżki ale słonko idzie z nami
czasem tylko musimy poczekać w kolejce
za kolczastym parawanem pan w mundurze
zapisze twoje piękne imię w zeszycie
żeby wszyscy nas zapamiętali
teraz śpij bo noc będzie długa
ale zanim minie tysiąc księżyców
nauczymy się nowej piosenki
zbuduję ci nowy domek
a w piaskownicy wszyscy
jednakowo ubrudzicie rączki
GRAFFITI
jeszcze wczoraj było inaczej
cicho mijał dzień a wieczór na dobranoc
mówił – do jutra
zaś Morfeusz ledwie oko przymknął
już Aurora go przez firanki pieściła
by w sen zbyt głęboki nie popadł
dziś też jest inaczej
choć dni nadal donikąd
bez biletu wszystkich zabierają
lecz widoki takie smutne
i lasy bez drzew coraz cichsze
nie zaglądam do kalendarza
czy jutro jeszcze jakieś będzie
nie wiem jak się to skończy
ale żal mi księżyca za oknem
gdy przyjdzie przywitać się nocą
pokrojony żaluzjami
zostawić słowo na murze
- jestem
____________________________________
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane