wtorek, 5 sierpnia 2025

Dasz radę. Przecież jesteś tatą.

 

 Tomasz Kowalczyk

 

 

 * * *

Pierścionki i kolia rozpraszają mnie tak bardzo,
że nie dostrzegam cyrkonii na twoich paznokciach.
Bez biżuterii czujesz się naga, więc, chcąc nie chcąc,
akceptuję obecność przedmiotów zajmujących

kilka centymetrów kwadratowych. Usiłuję być
miły i delikatnie muskam brylant osadzony w złotej
obrączce, ale nasze relacje są dalekie od poprawności.
Mam pretensję, że okazuje lekceważenie właścicielce.

Jemu zawsze było wszystko jedno, komu przydaje
blasku. Na szczęście z łańcuszkiem można dojść
do porozumienia. Dyskretnie obserwuje spektakl,
nie protestując, kiedy dotykam twojej szyi bez jego

pośrednictwa. Kolczyki również nie stawały na drodze.
Zaraz w pierwszym akcie znikają gdzieś, bezpowrotnie,
a poszukiwanie jeszcze mocniej nas jednoczy. Kiedyś
klejnoty zostaną w szkatułce. Mimo tego nie zgaszę światła.





* * *

Zachłanne biodra wykluczają rzeczową
rozmowę o literaturze iberoamerykańskiej,
nie mówiąc o zawiązywaniu refleksji
na temat miłości w wiadomych czasach.
Przez chwilę trzymałem rozterki w ryzach,

pilnując oddechu przed zbyt szaleńczym
rytmem. Nie wszystko idzie po mojej myśli.
Kiedy przemawiasz obcymi językami, tracę
koncentrację. Liczenie do dziesięciu niewiele
pomaga, szklanka zimnej wody wylana

na głowę również nie przynosi otrzeźwienia.
Nie pozostaje nic innego, jak poddać się
zaskoczeniu i wspólnie rozgniatać coraz
bardziej zagęszczone powietrze, aż wirowanie

dookoła spojrzeń uzyska pożądane barwy.
Zanim nastąpi ostateczność, sponiewierana
logika przyjrzy się nam, jakby chciała
zrozumieć płacz zmieszany ze śmiechem.








* * *


Ciągle wierzysz, że kryształki cyrkonii staną się
kiedyś brylantami, a kolczyki nabiorą prawdziwie
złotego blasku. Zaraz po przebudzeniu sprawdzasz,
czy nie nastąpiła cudowna przemiana, tymczasem

ja wymyślam najprzeróżniejsze sposoby, by rozproszyć
twoje rozczarowanie. Na wszelki wypadek zapisuję
skuteczne perswazje: może użyję je ponownie, a ty
nie zwrócisz uwagi na powtórki. Kiedy brakuje słów,

z pomocą przychodzi cierpliwe milczenie, które
rozwiewa wątpliwości. Nie wiadomo, jak długo
będzie można na nie liczyć. Prędzej czy później
odkryje prawdę i na złość zacznie kłamać. Nie mogę

do tego dopuścić, bo ze swoją umiejętnością
przekonywania gotowe ci wmówić, że cyrkonie
nigdy nie zmienią się w brylanty. A ty uwierzysz.







jamais vu 

las który posadziłem przed wszystkimi wiekami
wyciąga do mnie ręce jakby przypominał
o zaległych należnościach

ilekroć przedzieram się przez gęstwinę
drzewa rozpościerają wymijające spojrzenia
zamiast wskazać właściwą drogę

w szklanych oczach nie zamieszka łza
spływa po nich co najwyżej woda
krystalicznie czysta i bez smaku

nigdy nie zapamiętam
że kamienie zawsze wyglądają tak samo 







presque vu

przez całe życie przygotowywałem jedno zdanie  
miało wystarczyć za usprawiedliwienie 
gdy zajdzie potrzeba

bez metafor wypaczających intencję
oraz pochlebstw na które nikt nie daje się nabrać

treningi mentalne i powtarzanie tekstu z pamięci
utrzymywały w formie
aby w decydującej chwili nie zaniemówić

niewiele wskóram ale jeśli pójdą za mną inni
staniemy się faktem statystycznym
godnym rozważenia

byle nie być posądzonym o bezczelność
bo podczas rozprawy będą kneblować usta

wtedy prawda na zawsze pogrąży
zamiast wyzwolić







Teatr jednego aktora

Przed spektaklem warto przećwiczyć
trudniejsze sceny, przemyśleć nowe
wątki – wszystko ze świadomością,
że wyjście poza wyznaczone ramy

jest niemożliwe. Monodram nosi
znamiona improwizacji, chociaż tytuł
został ustalony dawno temu. Te same
rekwizyty z roku na rok przynoszą

coraz więcej dojrzałego światła. Dzięki
powtarzalności dojście do perfekcji
nie zajmie wiele czasu. Wymagający
słuchacz żąda wyjaśnień od reżysera,

nie wiedząc, że nie może liczyć
na korektę scenariusza.







Podpowiedź

Zamiast wspólnego spędzania czasu bez patrzenia
na zegarek rytualne odwiedziny, wypełnianie
programu z autystycznym zacięciem, punkt
po punkcie. Pomysły bez spontanicznych

odruchów wywołują apatię zamiast żywiołowej
radości. Mam nadzieję, że podpowiesz, jak wyjść
z zaklętego kręgu. Milczysz. Patrzysz na mnie
wyczekująco. Dasz radę. Przecież jesteś tatą.

Idziemy dalej. Dziś jeszcze tą samą drogą.








Najtrudniejsza próba Hioba

Najbardziej kochałeś pierworodnego
o łagodnych oczach i nieśmiałym
uśmiechu. Nie był zręcznym pasterzem,
ale jego śpiew uszczęśliwiał nawet

Pana Zastępów. Nie udało się wybłagać
jego życia. Mógł zginąć natychmiast
od pchnięcia nożem zadanego przez zbójców,
ale Bóg wybrał powolną śmierć w męczarniach.

Trzymałeś syna za ręce, a przez zaciśnięte
zęby wydobywały się urywane słowa.
Podobno recytowałeś wtedy psalmy.









Układanka

Ciągle poszukuję słów obdarzonych mocą
kruszenia muru. Ktoś powiedział kiedyś:
talitha cum i przywołał światło, ale aktu
nie można było powtórzyć. Kiedy mówiłem:

kocham, zaklęcie okazywało się zbyt słabe.
Ręce wzniesione ku niebu opadały, zamiast
pokory i wiary pojawiały się gniew i zwątpienie.
W modlitewnikach opatrzonych formułą

imprimatur i w apokryfach odkrywałem teksty
mogące wzniecić nadzieję. Z żadnego z nich
nie posypały się iskry. Pewnego dnia granice
zostaną zatarte, znikną dotychczasowe zasady,

ich miejsce wypełni nowa, jeszcze niezmierzona
przestrzeń. Dla mnie i dla mojego dziecka będzie
już jednak za późno.








To nasza tajemnica

Boisko jest porośnięte stokrotkami i nie służy
do gry w piłkę. Przez całą długość smakuje
jak drożdżówka z serem, przy bramce czarną
torbę opuszcza wafel oblany czekoladą.

Nie przepadam za słodyczami. Za wszelką cenę
pragnę ci sprawić przyjemność. Zajadam się
ciastem kakaowym, ale wolałbym, żebyś wziął
mnie za rękę. Tyle razy byłeś strofowany

za przekarmianie syna. Za kilka godzin i tak będę
głodny. Ciepło twojej dłoni starczy mi na dłużej,
a ty ciągle stawiasz na swoim. Mówisz: to nasza
tajemnica
. Przecież wiesz, że nikomu nie powiem.


 

 

________________________________________________

publikacja za zgodą Autora 

niedziela, 27 lipca 2025

"Malarstwo jest milczącą poezją, a poezja – mówiącym malarstwem" - e-WYSTAWA prac Grzegorza Wołoszyna.

 

 




 

Grzegorz Wołoszyn – ur. w 1976 roku w Nisku. Polonista, poeta, malarz, fotograf, instruktor teatralny. Absolwent Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Laureat wielu konkursów literackich. Autor licznych publikacji w czasopismach literackich i poświęconych poezji witrynach internetowych. Książkowo debiutował w 2005 roku arkuszem poetyckim Zawsze słowo, którego publikacja była Nagrodą Główną w konkursie I Spotkania Poetów-Pedagogów w Krakowie. W roku 2012 zdobył Grand Prix w V Ogólnopolskim Konkursie na Książkę Literacką „Świdnica 2012” za książkę poetycką Poliptyk. W roku 2013Poliptyk zdobył również tytuł Krakowskiej Książki Miesiąca za miesiąc maj.Książka Dom Opieki „Kalwaria”, która ukazała się pod koniec 2022 r.otrzymała przedpremierowo wyróżnienie na festiwalu Stacja Literatura oraz ogólnopolskim konkursie Nowy Dokument Tekstowy. Malarstwem zajmuje się od pięciu lat, maluje głównie obrazy olejne techniką impasto, kolaże iasamblaże na bazie farby akrylowej, akrylowe obrazy abstrakcjonistyczne oraz portrety w stylu pop-art technikami wodnymi.Jego prace znalazły się w krakowskim czasopiśmie literacko-artystycznym „Stoner Polski”, miał wystawy w Stalowej Woli, Świdnicy, Nisku, Rudniku nad Sanem, Podkowie Leśnej, Pruszkowie, Mławie, Krakowie, Baranowie Sandomierskim, Majdanie Królewskim i Nowej Dębie, jego obrazy prezentowane były w ogólnopolskich imprezach kulturalnych takich jak Noc Muzeów czy Noc poetów.Od ponad dwudziestu lat zajmuje się również teatrem, prowadził młodzieżowe grupy teatralne w Krakowie, Piekarach, Londynie, Starym Narcie i Stalowej Woli, wyreżyserował ponad dwadzieścia spektakli min. „Kartotekę”, „Dziady”, „Małego Księcia”, „Operetkę”, „Wizytę starszej pani”, „Miłość na Krymie”, „Labdakidów” (połączenie „Króla Edypa” i „Antygony”), „Wesele”, „Sen nocy letniej”, „Alicję w Krainie Czarów”, „Opowieść wigilijną”, „Krawca”, „Ciotkę Gróbkę” (wg „Katarantki” Tomasza Mana), .W Spółdzielczym Domu Kultury w Stalowej Woli pełni aktualnie funkcję reżysera Teatru Szósty Akt. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, lokalnie działa w Towarzystwie Ziemi Niżańskiej. Mieszka w Stalowej Woli, pracuje jako nauczyciel j. polskiego w ILO im. KEN przy ulicy Stanisława Staszica.

 

 

































kontakt z autorem: gwoloszyn@wp.pl

niedziela, 27 kwietnia 2025

ROBERT MINIAK " GNIAZDO KUKUŁEK" - część druga

 ***

 

Śniła jej się plaża w Siergiejewce. Jacyś ludzie wchodzili do wody a morze cofało się i powracało jak gilotyna, w każdym ruchu odcinając im stopy. A potem wychodzili na brzeg, zupełnie bez nóg. Poruszali się jakby płynąc nad piaskiem. Pamięta, że najbardziej żal jej było piasku. Nienagannie, białego, ciepłego, bez żadnych śladów. To było niesamowite. Dziesiątki, może nawet setki ludzi, grubych i chudych, łysych i zarośniętych na plaży na której nie ma żadnych śladów. Pomyślała, że to musiało być bardzo smutne. Ale wcale nie czuła tego smutku. Tylko morze szumiało po swojemu cofając się i powracając, jak gilotyna. Kiedy się obudziła, przez moment jeszcze sen mieszkał  niej, panoszył się w ciele jak gorączka. Nie otwierała oczu. Zastanawiała się czy pamięta krew, bo właściwie powinna pamiętać, ale morze wciąż było nieskazitelne błękitne, rajskie. Krew we śnie zwykle oznaczała chorobę krewnych, najbliższych może nawet Matki? Ale krwi nie było. Odetchnęła z ulgą. Nie była przesądna, tylko tak jakoś jej się pomyślało. Zupełnie bez sensu. Rozejrzała się po pokoju. Urządzony był ze smakiem. Cztery ściany pomalowane w różnych odcieniach zieleni. Pod  oknem kilka doniczek . Rozpoznała ficus lirata i jeszcze jeden taki co zawsze ustawiał się liśćmi do światła. Przez moment zastawiała się na jego nazwą. Pamiętała że nazywał się na Helio-coś-tam. Obok jej łóżka stała spora dwudrzwiowa szafa w kolorze czereśni i taka sama komoda. Leżał na niej zamknięty laptop z wpiętym modemem. Tak, pamiętała, że uzgadniali, że będzie miała dostęp do komputera o każdej porze. Głównie ze względu na matkę. Uśmiechnęła się. A więc, jak na razie wszystko przebiegało zgodnie z umową. Nad jej łóżkiem wisiał obraz, taki trochę śmieszny przedstawiający człowieczka z księżycem na głowie, który maszerował przez miasto a z okien podglądali go jacyś ludzie. Milka pomyślała, że chyba polubi ten pokój. Jakby w odpowiedzi na jej myśl człowieczek z obrazu popatrzył na nią z wyraźną sympatią. Malarz, który malował człowieczka miał podobne nazwisko do jej imienia. Wsłuchała się w dom, ale panowała idealna cisza. Trochę było jej głupio, że tak zasnęła wczoraj jak kamień, może nawet chrapała? No cóż, pewnie kolejnej nocy nie będzie taka senna. Wstała i poszła się umyć. Pamiętała, że łazienka była w rogu korytarza po prawej stronie, tuż obok kuchni. Przechodząc koło dużego lustra popatrzyła na siebie. Mimo swoich dwudziestu siedmiu lat nadal miała figurę siedemnastolatki. W przydługim T-shircie i włosach upiętych w koński ogon wyglądała jak studentka, która właśnie  wychodzi ze swojego pokoju w akademiku. W łazience odnalazła swój ręcznik i kubek – w takim samym kolorze jak największa ściana w jej pokoju. W łazience było czysto i ciepło. Z lekką zazdrością pomyślała, że jej nigdy nie byłoby stać na podgrzewane kafelki i takie miękkie puchate ręczniki. Musiały kosztować majątek. W domu nie było nikogo. Na stole w kuchni znalazła kartkę z informacją, że Piotr wróci około pierwszej i że Ona może zjeść wszystko co znajdzie w lodówce i licznych szafkach. List był napisany po rosyjsku a w słowie „zjeść” brakowało miękkiego znaku. W lodówce spośród licznych produktów wybrała jogurt i kawałek żółtego sera. Odczuwała pewien rodzaj zażenowania faktem, że otwiera cudzą lodówkę i grzebie w cudzych produktach. Wprawdzie w umowie miała zapewnione, że nie musi się martwić o wyżywienie ale postanowiła, że kupi sobie coś sama. Zupełnie jak za starych akademickich czasów zrobiła sobie z myślą o tym trochę luźnego miejsca w lodówce. Jak zwykle na drugiej półce od góry. Zawsze wybierała drugą półkę od góry. Chyba miała to po ojcu, bo kiedy pokłócił się z matką zawsze pierwsze co robił to ostentacyjnie rezerwował sobie miejsce na drugiej półce w lodówce. W kuchni panował porządek ale nie aż taki jak w łazience. Widać było, że od pewnego czasu brakowało tu kobiecej ręki. Zmywarka była pełna naczyń a w śmieciach przeważały pudełka po pizzy i opakowania z różnych restauracji serwujących dania na wynos. Nie umiała włączyć zmywarki ale wyjęła z niej wszystko i pozmywała w rękach. Na szczęście, zwyczajem słomianych wdowców nie wypaprał całego płynu do zmywania na jeden talerz i butelka była w połowie pełna.  Ale i tak w lodówce znalazła całą baterię przeterminowanych śledzi i sosów do mięs. Przez chwilę wahała się, czy może to wyrzucić, ale znalazła inne wyjście. Spakowała to wszystko do jednej reklamówki i zostawiła w lodówce. Postanowiła, że zapyta Piotra po powrocie. Nie chciała się szarogęsić – to nie było jej mieszkanie i z całą pewnością nigdy jej nie będzie. Po raz pierwszy pomyślała o dziecku. W sumie to dobrze, że będzie miało elegancki, zamożny dom. Może kiedyś będzie ważnym człowiekiem? Jakimś lekarzem albo profesorem? Nigdy jeszcze nie myślała o tym. Te myśli były tabu, czymś o czym nie należało myśleć. Nie, nie żałowała. Podchodziła do całej sprawy zupełnie naturalnie, jakby była innego rodzaju pielęgniarką, która oprócz swoich dłoni i nocnych dyżurów odda jeszcze swój brzuch. Nic więcej. Nie myślała o tym co się urodzi, czy będzie chłopcem czy dziewczynką, czy będzie miało jakieś ładne imię. Jedyne co w tej chwili przychodziło jej do głowy, to to, że będzie z całą pewnością szczęśliwe w tym ładnym domu ze ścianami w zielonych tapetach. I z człowieczkiem uśmiechającym się z obrazka nad łóżkiem.

 

 

Robert Miniak



 

środa, 9 kwietnia 2025

Roman Honet na bis - fotorelacja

 

 Café księgarnia Tajne Komplety & Roman Honet


Kolejne, organizowane przez PPG, spotkanie z Romanem Honetem odbyło się we Wrocławiu, w Tajnych Kompletach- „prawdziwej księgarni a nie sklepie z książkami” (jak prowadzący księgarnię piszą o niej w mediach społecznościowych). Po warszawskim antykwariacie „Zakładka”, to następny dobry wybór miejsca na poetyckie spotkanie.

W roli prowadzącej zadebiutowała Monika Mszyca a kanwą do rozmowy z Poetą były wiersze z tomu „pamięć niczyja, ciało moje”. W klimatycznych wnętrzach księgarni wiersze czytane przez Romana Honeta, w niezwykłym skupieniu odbierane były przez zgromadzoną w Tajnych Kompletach publiczność. W trakcie odbywającej się później rozmowy okazało się, że wśród słuchaczy są osoby żywo zainteresowane jego twórczością a więc dyskusja była ciekawa i ożywiona.

Monika Mszyca, jako klucz do odczytania (rozumienia) poezji Romana Honeta użyła portugalskiego słowa „saudade” określającego „smutek, melancholię, nostalgię, tęsknotę za utraconym, kontemplację przemijania, wdzięczność i pogodzenie się z brakiem” i prowadzona rozmowa stała się rzeczywiście podróżą w głąb emocji i uczuć zarówno autora jak i podmiotu lirycznego.

W dyskusji prowadzonej po spotkaniu Roman Honet docenił taki sposób prowadzenia rozmowy z poetą, która otwiera możliwość podzielenia się swoimi emocjami.

Na zakończenie spotkania poetyckiego, tradycyjnie, odbył się turniej jednego wiersza. Jego laureatką, wyłonioną przez jury w składzie Roman Honet i Jakub Skurtys, została Weronika Zwierzyńska.

Jak zawsze przy okazji poetyckich imprez organizowanych przez PPG, tak i tym razem - nie rozstaliśmy się wraz z zakończeniem spotkania. Uroki wieczoru pogłębione zostały kolacją w klimatycznej Tawernie Akropolis, w samym sercu wrocławskiego rynku. W dobrych nastrojach przeszliśmy spacerem ze Starego Rynku na Ostrów Tumski, podziwiając uroki zabytków Wrocławia w wieczornym świetle.

Kto mógł zostać jeszcze do następnego dnia doświadczył „smakowitej” przygody w klimatycznej kawiarni Starego Rynku, mógł wspiąć się na punkt widokowy na Mostku Pokutnic na Katedrze Św. Marii Magdaleny i podziwiać Wrocław z lotu ptaka oraz uczestniczyć w spacerze z przewodnikiem „Wrocław- Wenecja Północy”-szlakiem zabytków Starego Miasta i Odry.

To były dobrze przeżyte dwa dni w ramach aktywności PPG.

 

Anna Pawłowska