niedziela, 27 kwietnia 2025

ROBERT MINIAK " GNIAZDO KUKUŁEK" - część druga

 ***

 

Śniła jej się plaża w Siergiejewce. Jacyś ludzie wchodzili do wody a morze cofało się i powracało jak gilotyna, w każdym ruchu odcinając im stopy. A potem wychodzili na brzeg, zupełnie bez nóg. Poruszali się jakby płynąc nad piaskiem. Pamięta, że najbardziej żal jej było piasku. Nienagannie, białego, ciepłego, bez żadnych śladów. To było niesamowite. Dziesiątki, może nawet setki ludzi, grubych i chudych, łysych i zarośniętych na plaży na której nie ma żadnych śladów. Pomyślała, że to musiało być bardzo smutne. Ale wcale nie czuła tego smutku. Tylko morze szumiało po swojemu cofając się i powracając, jak gilotyna. Kiedy się obudziła, przez moment jeszcze sen mieszkał  niej, panoszył się w ciele jak gorączka. Nie otwierała oczu. Zastanawiała się czy pamięta krew, bo właściwie powinna pamiętać, ale morze wciąż było nieskazitelne błękitne, rajskie. Krew we śnie zwykle oznaczała chorobę krewnych, najbliższych może nawet Matki? Ale krwi nie było. Odetchnęła z ulgą. Nie była przesądna, tylko tak jakoś jej się pomyślało. Zupełnie bez sensu. Rozejrzała się po pokoju. Urządzony był ze smakiem. Cztery ściany pomalowane w różnych odcieniach zieleni. Pod  oknem kilka doniczek . Rozpoznała ficus lirata i jeszcze jeden taki co zawsze ustawiał się liśćmi do światła. Przez moment zastawiała się na jego nazwą. Pamiętała że nazywał się na Helio-coś-tam. Obok jej łóżka stała spora dwudrzwiowa szafa w kolorze czereśni i taka sama komoda. Leżał na niej zamknięty laptop z wpiętym modemem. Tak, pamiętała, że uzgadniali, że będzie miała dostęp do komputera o każdej porze. Głównie ze względu na matkę. Uśmiechnęła się. A więc, jak na razie wszystko przebiegało zgodnie z umową. Nad jej łóżkiem wisiał obraz, taki trochę śmieszny przedstawiający człowieczka z księżycem na głowie, który maszerował przez miasto a z okien podglądali go jacyś ludzie. Milka pomyślała, że chyba polubi ten pokój. Jakby w odpowiedzi na jej myśl człowieczek z obrazu popatrzył na nią z wyraźną sympatią. Malarz, który malował człowieczka miał podobne nazwisko do jej imienia. Wsłuchała się w dom, ale panowała idealna cisza. Trochę było jej głupio, że tak zasnęła wczoraj jak kamień, może nawet chrapała? No cóż, pewnie kolejnej nocy nie będzie taka senna. Wstała i poszła się umyć. Pamiętała, że łazienka była w rogu korytarza po prawej stronie, tuż obok kuchni. Przechodząc koło dużego lustra popatrzyła na siebie. Mimo swoich dwudziestu siedmiu lat nadal miała figurę siedemnastolatki. W przydługim T-shircie i włosach upiętych w koński ogon wyglądała jak studentka, która właśnie  wychodzi ze swojego pokoju w akademiku. W łazience odnalazła swój ręcznik i kubek – w takim samym kolorze jak największa ściana w jej pokoju. W łazience było czysto i ciepło. Z lekką zazdrością pomyślała, że jej nigdy nie byłoby stać na podgrzewane kafelki i takie miękkie puchate ręczniki. Musiały kosztować majątek. W domu nie było nikogo. Na stole w kuchni znalazła kartkę z informacją, że Piotr wróci około pierwszej i że Ona może zjeść wszystko co znajdzie w lodówce i licznych szafkach. List był napisany po rosyjsku a w słowie „zjeść” brakowało miękkiego znaku. W lodówce spośród licznych produktów wybrała jogurt i kawałek żółtego sera. Odczuwała pewien rodzaj zażenowania faktem, że otwiera cudzą lodówkę i grzebie w cudzych produktach. Wprawdzie w umowie miała zapewnione, że nie musi się martwić o wyżywienie ale postanowiła, że kupi sobie coś sama. Zupełnie jak za starych akademickich czasów zrobiła sobie z myślą o tym trochę luźnego miejsca w lodówce. Jak zwykle na drugiej półce od góry. Zawsze wybierała drugą półkę od góry. Chyba miała to po ojcu, bo kiedy pokłócił się z matką zawsze pierwsze co robił to ostentacyjnie rezerwował sobie miejsce na drugiej półce w lodówce. W kuchni panował porządek ale nie aż taki jak w łazience. Widać było, że od pewnego czasu brakowało tu kobiecej ręki. Zmywarka była pełna naczyń a w śmieciach przeważały pudełka po pizzy i opakowania z różnych restauracji serwujących dania na wynos. Nie umiała włączyć zmywarki ale wyjęła z niej wszystko i pozmywała w rękach. Na szczęście, zwyczajem słomianych wdowców nie wypaprał całego płynu do zmywania na jeden talerz i butelka była w połowie pełna.  Ale i tak w lodówce znalazła całą baterię przeterminowanych śledzi i sosów do mięs. Przez chwilę wahała się, czy może to wyrzucić, ale znalazła inne wyjście. Spakowała to wszystko do jednej reklamówki i zostawiła w lodówce. Postanowiła, że zapyta Piotra po powrocie. Nie chciała się szarogęsić – to nie było jej mieszkanie i z całą pewnością nigdy jej nie będzie. Po raz pierwszy pomyślała o dziecku. W sumie to dobrze, że będzie miało elegancki, zamożny dom. Może kiedyś będzie ważnym człowiekiem? Jakimś lekarzem albo profesorem? Nigdy jeszcze nie myślała o tym. Te myśli były tabu, czymś o czym nie należało myśleć. Nie, nie żałowała. Podchodziła do całej sprawy zupełnie naturalnie, jakby była innego rodzaju pielęgniarką, która oprócz swoich dłoni i nocnych dyżurów odda jeszcze swój brzuch. Nic więcej. Nie myślała o tym co się urodzi, czy będzie chłopcem czy dziewczynką, czy będzie miało jakieś ładne imię. Jedyne co w tej chwili przychodziło jej do głowy, to to, że będzie z całą pewnością szczęśliwe w tym ładnym domu ze ścianami w zielonych tapetach. I z człowieczkiem uśmiechającym się z obrazka nad łóżkiem.

 

 

Robert Miniak



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane