czwartek, 28 lutego 2019

Robert Miniak - Odblaski i refleksy w Odbiciach Warszawy




Dziś, opisując warszawski weekend „Poetów po godzinach”, zamierzam świadomie wpaść we wzruszenie i melancholię. Przyszło mi do głowy, że im więcej spotkań za nami, im więcej wspólnych lat za nami, tym bliżej nam do siebie – mimo odległości.

Jak więc wyglądały te niecałe trzy dni w stolicy? W moim przypadku zaczęły się całkiem rano, kiedy po lekcji polskiego z VII a (na której rozmawialiśmy o funkcjach prozaizmów i eufemizmów) wsiadłam w autko i pojechałam do Białegostoku. Zostawiłam Mundka na strzeżonym parkingu i pobiegłam na peron – pociąg czekał i całkiem sprawnie dotarł do Warszawy. Wałęsając się nieco po Złotych Tarasach czekałam na Renkę i Krysię.
W piątek zaplanowano spotkanie z Robertem Miniakiem w restauracji „Dzikie Pola” – prawie na końcu Warszawy. Bohater wieczoru pojawił się speszony nieco, zestresowany – na kilka lat „zaginął” dla świata poetyckiego, a powroty nie są łatwe. Jarek Trześniewski-Jotek wprowadził nas w nowe wiersze poety. Słyszeliśmy w nich dawnego Miniaka, bliskiego ziemi i wodzie, smakującego słowa, ale pojawiła się także jakaś inna nuta, może spojrzenie w przyszłość, poszukiwanie „świeżego”. Czekamy więc na nową książkę poetycką. „Ponor” – tak prawdopodobnie brzmieć będzie tytuł tomu wierszy – to forma terenu właściwa obszarom krasowym (posłużmy się Wikipedią), inaczej wchłon, czyli miejsce, gdzie woda (strumień, potok, rzeka) wpływa pod powierzchnię terenu.  


Tradycyjnie na zakończenie odbył się turniej jednego wiersza, w którym zwyciężył Boguś Olczak. 

Gratulujemy!

A później były nocne rodaków rozmowy, które przeciągnęły się już w miejscu noclegowym do rana. Kiedy zmęczeni poeci składali głowy do snu, Warszawa zaczynała się budzić.
Na szczęście czekała na nas całkiem nowiutka sobota. Wprawdzie wiatr chciał turystom urwać głowy, uparty i nieustanny, ale ratowało nas słońce – Stare Miasto zapraszało, więc trochę się włóczyliśmy podziwiając Warszawę. A wieczorem w Staromiejskim Domu Kultury czekał nas najważniejszy punkt sobotniego wieczoru – wystawa „Grochów//Warszawa. Odbicia-refleksy-odblaski” – efekt publikacji dwóch książek fotograficzno-poetyckich Pawła Łęczuka i Krzysztofa Micha „44 Odbicia Warszawy” oraz „Odbicia Grochowa”. Atrakcją dodatkową było spotkanie z autorami i ich opowieści o powstawaniu publikacji.

Trudno jest rozstać się po takich emocjach, po takich przeżyciach, spotkanie się przeistoczyło w czas na rozmowy, a później we wspólne świętowanie, zestaw poetycki udał się do pewnego lokalu, gdzie bawił się, tańczył i śpiewał karaoke (prawie) do białego rana… Kto nie był, niech żałuje!
W niedzielę pozostało tylko zgarnąć swoje lary i penaty, spotkać się jeszcze na krótkim lunchu z warszawską częścią „Poetów po godzinach”, wsiąść do pociągu (niebylejakiego) i wrócić do domów. W serduchach (tu wpadam we wspomniane wzruszenie i melancholię) zostało takie ciepłe uczucie obcowania z dobrą poezją i fotografią, spotkania z wyjątkowymi ludźmi i radosnego bycia razem. Dziękuję.

Teresa Radziewicz
















                                        




















fot. Poeci Po Godzinach

1 komentarz:

  1. Jakże nie kochać Cie Retes !Cudowna relacja, podziemne rzeki Roberta mono we mnie tkwią.

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane