Ewa Włodarska
Nauka
o liczbach
Cóż, potem się zakopie, a najpierw banalnie:
utłuc Józefa Ulmę, żonę, szóstkę dzieci.
Siódemkę? Jak to liczyć? Główka spomiędzy ud,
ramię. W trakcie porodu, więc może pół? Mniejsza,
razem z nimi ośmioro Żydków ukrywanych
wśród łąk. I poszli Niemcy, mieli sześć furmanek
dóbr, trzy litry gorzałki. Słodki czas po pracy,
ach, tyle pięknych godzin do zabicia. Myślę,
że tu zdarzyło się coś jeszcze. Później. W chatach
jak w wielkanocnym kotle pociły się gardła,
mijała noc. Nad ranem na pobliskich polach
dwadzieścia cztery trupki Żydków już czekały,
aż ich opiekunowie wezmą na Wielkanoc,
w orszaku, z koszyczkami. Może zmartwychwstaną.
Litzmannstadt Ghetto. Wielka Szpera
O piątej rano
potworny krzyk dobiegł od ulicy Wawelskiej. (…).
Wkrótce
zobaczyłyśmy (…) duże, podobne do ciężarówek wozy.
Były załadowane
niezliczonymi dziećmi, a za wozami szły matki,
którym dzieci właśnie zostały
odebrane.
ze wspomnień
Sary Selver Urbach
Chaim
Mordechaj Rumkowski rozkłada ramiona,
znów
nie wie, co nas czeka, co winniśmy zrobić.
Muszę odciąć gałęzie, aby ocalić pień.
Muszę odebrać dzieci, jeżeli nie zrobię
tego, co zalecają Niemcy, inni mogą
być także zabierani – uchroń przed tym, Jahwe.
Tlą
się włosy dziewczynki o urodzie z książek,
z
zapisów wojen, kabał; tlą się ryże, czarne,
pozlepiane
ze śluzem z rozbryzganych czaszek,
kiedy
żarzą się łuny nad miastem. Wrzosowe
pola
magii? – pod nimi kocie grzbiety bruku,
porozrywane
jutra w kawałkach o barwie
wypranej
rdzy, podszewek zaprawionych ochrą.
Z
ciemnych przędzalni przynieś nici i bandaże
z ran
opatrzonych wczoraj na skwerze przy Plater.
Zgadnij,
mała dziewczynko o urodzie z książek,
kto
wybiera z trawników rozsypany sporysz?
Im
więcej się wykluje na spoconej skórze,
tym
bardziej się wyludnisz, nazwą cię robactwem,
morową
ćmą; od wczoraj zatruwasz kontynent.
Trzeba
zasnąć w olbrzymiej muszli pra-ślimaka,
by nie
dostrzec za chwilę pociągu, hamuje;
muchy
w dusznych przedziałach bydlęcych zlizują
mdły
odór czosnku – stale uwalnia go ciało.
Odmień
strach przez przypadki. Miesiące są szare.
Zabawa
w ciepłe – zimne przestała już cieszyć.
Litzmannstadt
Ghetto, Chełmno czy Lasy Rzuchowskie
– te
miejsca zapisz tłustym drukiem, stawiaj kleksy.
Traktują
cię niepewnie, jakbyś miała trzymać
w
kieszeni stęchłe jabłko. Odpowiedz im prędko,
że to
teraz jedyne, prawdziwe insygnium,
jedyna
władza, innej przecież nie pamiętasz.
Jam session w klubie Ucieranie Treści
Wiąz widziany pod światło przypomina cytrę,
błyszczą struny. Graj, siostro, za chwilę wygwiżdżesz
melodię dla jazz-bandu. A później dotkliwsze
będą dźwięki
ragtime’u, mamy czas zesztywnieć,
dlatego dziś
bawmy się nad Utratą. Dzisiaj
cudnie jest nam
w tych rytmach. Dżoana, trzy whisky.
Zanim kapryśny
lipiec rozpuści solistę
w haustach
szkockiej, zatańczmy swing, swing. W mordę przyrżnie
jakiś gach
przypadkowy na obcej mieliźnie.
Może pryśnie?
Wieczory są dżdżyste, o świcie
wkręćmy się na
toplistę jak słony manifest.
Jeden odcień za
drugim. Jam session rozbłyśnie.
* wiersze pochodzą z tomiku "Licencja na pierwszy śnieg"
nagroda główna w X Konkursie na Autorską Książkę Literacką, zorganizowany przez Miejska Bibliotekę Publiczną w Świdnicy.
_________________________________________
Publikacja za zgodą Autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane