Jakobe Mansztajn
WIERSZ O WCHODZENIU DO WODY
tramwaje prężą się w słońcu jak anteny na dachu.
ciężkie, nieporęczne ciała kloszardów nurkują
w chłodnych bramach, gdzie zostaną do wieczora,
a rankiem na trawie pod kościołem znajdą ich,
zapitych na dobre. chude mateczki wloką siatki
z zakupami, cały boży świat upchany w reklamówki.
dzieci dzieciom podstawiają haki, ulice krwawią
samochodami. parkingi, ryneczki, place zabaw
są jak skotłowane prześcieradło, słońce jak wielki
czerwony lizak, którego nie da się zlizać z horyzontu
SZAROŚĆ
babci, która umarła
powiedzieliśmy: światło oderwało się od ciała.
dzielnica na pewien czas przycichła, nawet
w sklepiku mniejszy ruch, albo nas w nim mniej.
w takich sytuacjach wyraźniejsze są twarze,
cisze bardziej dręczące, wątpliwości groźne.
czy dalej coś będzie, czy może dalej oznacza
coś zupełnie przeciwnego? w takich sytuacjach
okazuje się, że nie masz nic do powiedzenia,
jesteś echem i rozgrzeszasz się. rozgrzesza cię
bezradność, szklanka pełna niewypitej wody,
taca z lekarstwami, odbijająca mleczne światło
pokoju, z którego długo nikt nie wyjdzie cały.
W OBRONIE WIERSZA
obraz za drzwiami jest za drzwiami, jest
nie do poznania. że tam stoisz,
mogę tylko napisać. oko widzi klamkę
i zniekształca ją w klucz. ucho
nawet nie widzi. to, co zostaje, zostaje
w zapisie. reszta zwija się
w rzekę i wpada do dziury. że tam stoisz,
jestem prawie pewien.
______________________________
publikacja za zgodą Autora
"Szarość" - piękny tekst. Nie ma niepotrzebnych słów, a te które są - dżwięczą ciszą i "światłem oderwanym od ciała"...
OdpowiedzUsuńWiersz do wielokrotnych powrotów.
M.Angel