środa, 29 lutego 2012

Zaproszenie na wieczór z poezją - 15.03. 2012

Miejska Biblioteka Publiczna w Opolu zaprasza
na spotkanie poetyckie

 z Katarzyną Zając 
Piotrem Zawadzkim




Prowadzenie: Bartosz Suwiński

Oprawa muzyczna: Małgorzata Muszczyńska



poniedziałek, 27 lutego 2012

Ewa Pietrzak

Mieszka w Koszalinie.
Należy do tej kategorii ludzi, którym wciąż brakuje czasu  z uwagi na rozliczne zainteresowania. Wiersze zaczęła pisać w wieku dojrzałym, albo inaczej, dojrzała do tego, aby zacząć pisać.  Zasmakowała w dziele tworzenia i teraz już nie potrafi się bez tego obejść. Pisze o ludziach: ich emocjach, radościach i smutkach. 
O tym, co uwiera lub cieszy. O sobie pewnie trochę też i o swojej wielkiej miłości – górach.
            






Do tej pory: dwukrotne wyróżnienie drukiem, III nagroda w Wojewódzkim Konkursie Literacki Start w Koszalinie (2006, 2007, 2008), wyróżnienie drukiem w Ogólnopolskim Konkursie organizowanym przez Radio Łódź na wiersz miłosny (2007), nominacja i nagroda w TJW w Konkursie im.  J. Śpiewaka i A. Kamieńskiej (2009), III nagroda w Ogólnopolskim Konkursie Pomorskie klimaty (2011), kilkakrotna prezentacja wierszy w Poczcie Poetyckiej Radia Koszalin. Część tekstów ukazała się drukiem w almanachach i antologiach. Tworzenie nie jest sensem jej życia, ale nadaje mu sens.

XII Tyska Zima Poetycka

Wydarzenie : XII Tyska Zima Poetycka
czas : 24 lutego 2012
miejsce : Teatr Mały w Tychach


Wojciech Roszkowski - urodzony w Białymstoku, laureat wielu ogólnopolskich konkursów literackich, m. in. im. R. Wojaczka (Mikołów), im. H. Poświatowskiej (Częstochowa), im. K. Ratonia (Olkusz), im. C.K. Norwida (Pruszków), im. S. Grochowiaka (Leszno). Publikował w prasie literackiej i antologiach. Autor książek z pogranicza beletrystyki i itinerarium Tykocin miasteczko bajeczka (2003), arkusza poetyckiego Odcienie (2008), tomiku Kulki rtęci (Nagroda Główna w IV Ogólnopolskim Konkursie na Autorską Książkę Literacką Świdnica 2011, zwycięzca Tyskiej Zimy Poetyckiej 2012.

niedziela, 26 lutego 2012

Dorota Kurzyńska


Ur. 17 grudnia 1989 r. w Krakowie. Orientalistka. Dużymi krokami zbliża się do końca studiów, które kocha, na uczelni, do której uczucie niech zostanie niedopowiedziane. Specjalistka od Kultury Indii oraz komunikacji międzykulturowej. Dziewczyna pełna pasji, która nie potrafi usiedzieć w miejscu: w jednej chwili pracuje, studiuje, zajmuje się organizacją projektów kulturalnych i rozwija swoje zainteresowania, takie jak podróże, pływanie, minerały i kamienie półszlachetne, astronomia, czy ostatnio ręczne robienie biżuterii. 







Choć poetką nie jest, to po godzinach stara się zarażać Poetów miłością do Orientu 
i tańca brzucha.  Nie umie żyć bez muzyki, tańca, musicali, TM Roma i Rammstein. 
W swoim życiu uwielbia 3 mężczyzn: Gerarda Butlera, Hugh Jackmana i Christopha Schneidera :). Kiedyś aktywnie śpiewała, ale obecnie jej występy ograniczają się do arii pod prysznicem.

Grażyna Paterczyk

Ponoć najbardziej cieszy ją fakt, że się urodziła i kręci się nadal. Zodiakalna ryba, co tłumaczy, że raz bywa nad wodą a raz pod.
Jej największą pasją jest blues, który z pełną premedytacją zabiera  każdą wolną chwilę.
Za najwspanialsze osiągnięcie uważa wydanie kolekcjonerskiej edycji płyty, DOBRY DZIEŃ.Płyta służy akcji charytatywnej poświęconej choremu 
i potrzebującemu pomocy Zygmuntowi Garlikowi - pseudonim artystyczny Paul David. 






Obok muzyki znajduje się w poezji. Pisze pamiętniki, krótkie opowiadania i wiersze, choć jak sama twierdzi: gdzieś po drodze zniknęły te najstarsze - złośliwość rzeczy martwych. Chociaż, czy słowo pisane jest tak do końca martwe?
Swoje wiersze publikuje między innymi na portalu Poezja Polska. Mieszka w Poznaniu.

środa, 22 lutego 2012

Zaproszenie na wieczór autorski


Kiedy:
25 lutego 2012 o godz. 19:00
Gdzie:
Kalisz, Park Miejski, Sala Pucharowa KTW

________________________________
nadesłane

wtorek, 21 lutego 2012

Andrzej Zbigniew Walter

Gliwicki poeta i fotografik. Członek krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Zrzeszony
w Stowarzyszeniu Twórczym Artystyczno-Literackim oraz Stowarzyszeniu Artystów Polskich w Krakowie. Urodził się na Śląsku 29 XII 1969 roku. Mieszka 

w Gliwicach. Ukończył Akademię Ekonomiczną 
w Katowicach. Obecnie z żoną Jadwigą prowadzi kancelarię doradztwa podatkowego.Twórczość artystyczną prowadzi i rozwija dwutorowo. 
Poszukuje spójności wyrazu pomiędzy poezją 
i fotografią. Autor licznych wystaw indywidualnych 
w kraju i za granicą. 








Szczegóły działalności artysty można prześledzić na stronie autora  www.walter.proinfo.pl.
Wydał pięć tomów poezji: Paryż, maj 2003; Nastroje, październik 2004; Miłość, październik 2007; Tam gdzie zebrałem poziomki, pod redakcją Anny Kajtochowej, czerwiec 2010; Punkt Rzeczy Znalezionych, pod redakcją Leszka Żulińskiego, czerwiec 2011. 

Trzy wiersze. Trzy spojrzenia.


Juliusz Rafeld



PO GODZINACH

ledwie odstawiłem od ust
szklankę i ciebie
słowa już krążą w przelocie
do celu trudno trafić w sens

do góry nogami wspak i od nowa
ty dwa on trzy my dwadzieścia
i tak nigdy się nie zgadza
jeszcze więcej potrzeba
jedni przybywają na czas inni na gotowe
w sumie nieważne kto za kim
tylko dlaczego

razem rozpalając kominek szukamy drogi
którą przebyć warto choćby raz
choćby dla wspomnień
choćby po godzinach






SUITA


zawsze na początku
budzi mnie długie mollowe intro
w nim cichnące kroki łapią rytm deszczu
po chwili chór delikatnie otwiera drzwi
sen śpi

za oknem dzwonnica powtarza zagadkę
brzmi tak samo ale wciąż waham się
między bielą a czernią
udajemy że rozmawiamy pierwszy raz
i niech tak zostanie  

jeszcze kilka taktów i werble
oznajmiają najnowsze wieści rwącym crescendo  
a po nim wielogłos przytłumiony kapturami
usiłuje sprowadzić mityczne katharsis
choć się nie sprawdziło

najbardziej trafia do mnie skrzypcowa przypowieść
zapowiada zmierzch falując między neuronami
toczy się odwieczny dyskurs być czy mieć
spijam ostatnią półwytrawną kroplę 
da capo al fine




ZŁUDZENIE

szczerbaty płot pochylony coraz bardziej
przypominał krótkowidza
usiłował odczytać tropy na poboczu
które piasek przysypał niedokładnie
może wolał wcisnąć się w oczy
przed snem

wbrew namowom wiatru
nie ułożył się jeszcze czekał
w próbie ognia ciskał skrzące spojrzenia
wzdychając do chmur coraz ciszej
modlił się o deszcz

krepuje mnie odgłos kroków
na bruku pozostawiam ślady
poza obszarem widzenia
nic nie jest prawdziwe

czekam na deszcz
piasek później

______________________________
publikacja za zgodą Autora

poniedziałek, 20 lutego 2012

Marek Kaźmierski

Urodził się w Polsce, wychował 
w Anglii po ucieczce z PRLu 
w 1985. Jest pisarzem / tłumaczem / filmowcem. 
W 2010 założył OFF_PRESS, dwujęzyczne, niezależne wydawnictwo w Londynie. Pracował w różnych zawodach, bo poza bibliotekami  
i księgarniami lubi budowy, więzienia i dyskoteki. Działa w związkach zawodowych i różnych organizacjach kulturalno-społecznych. Z nagród, otrzymał BIKE Magazine Philosopher of the Year Award 2005 i literacką Decibel Penguin Prize 2007. Powoli przestają mu wystarczać.

Akcja charytatywna - „DOBRY DZIEŃ”

Zygmunt Garlik od 2005 roku (diagnoza) cierpi na chorobę zwaną SLA - Stwardnienie Zanikowe Boczne.
Choroba cały czas postępuje. Krótko mówiąc jest to zanik nerwów
i mięśni.
Ponadto ma problemy
z oddychaniem. W marcu 2009 przeszedł zabieg tracheostomii.
Od tego czasu ma założoną rurkę trachostomijną
i niestety nie potrafi mówić (nie słychać go).
W oddychaniu wspomaga go respirator.

Żeby mógł godnie żyć musi codziennie zażywać bardzo dużo lekarstw, które są bardzo drogie. Wymaga opieki 24 godzinnej, a tym samym opieki wykwalifikowanej pielęgniarki.

Zygmunt Garlik jest podopiecznym Fundacji Andrzeja S. Piecucha "Powiatowe Dzieci".

sobota, 18 lutego 2012

Grzegorz Wołoszyn

Urodzony w 1976 roku w Nisku. Polonista, poeta, malarz, fotograf, instruktor teatralny. Absolwent Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Mieszka w Stalowej Woli, pracuje jako nauczyciel języka  polskiego w I LO im. KEN przy ulicy Stanisława Staszica w Stalowej Woli. W Spółdzielczym Domu Kultury w Stalowej Woli pełni aktualnie funkcję reżysera Teatru Szósty Akt. Jest członkiem Towarzystwa Ziemi Niżańskiej.

TWÓRCZOŚĆ

Malarstwem zajmuje się od czterech lat, maluje głównie obrazy olejne techniką impasto, kolaże i asamblaże na bazie farby akrylowej oraz portrety w stylu pop-art technikami wodnymi. Jego prace znalazły się w krakowskim czasopiśmie literacko-artystycznym „Stoner Polski” oraz na wystawach indywidualnych w Stalowej Woli, Świdnicy i Nisku oraz Rudniku nad Sanem.

Nie tylko maluje, ale zajmuje również się pisaniem. Debiutował w 2005 roku arkuszem poetyckim Zawsze słowo, którego publikacja była Nagrodą Główną w konkursie I Spotkania Poetów-Pedagogów w Krakowie. W roku 2012 zdobył Grand Prix w V Ogólnopolskim Konkursie na Książkę Literacką „Świdnica 2012” za książkę poetycką Poliptyk. W roku 2013 Poliptyk zdobył również tytuł Krakowskiej Książki Miesiąca za miesiąc maj. Książka Dom Opieki „Kalwaria”, która ukazała się pod koniec 2022 roku, otrzymała przedpremierowo wyróżnienie na festiwalu Stacja Literatura oraz ogólnopolskim konkursie Nowy Dokument Tekstowy.

Od ponad dwudziestu lat zajmuje się też teatrem, prowadził młodzieżowe grupy teatralne w Krakowie, Piekarach, Londynie, Starym Narcie i Stalowej Woli, wyreżyserował ponad dwadzieścia spektakli min. „Kartotekę”, „Dziady”, „Małego Księcia”, „Operetkę”, „Wizytę starszej pani”, „Miłość na Krymie”, „Labdakidów” (połączenie „Króla Edypa” i „Antygony”), „Wesele”, „Alicję w Krainie Czarów”, „Opowieść wigilijną”, „Krawca”.

piątek, 17 lutego 2012

Blokowe sfery wyższe czyli odblokowywanie Mansztajna….

Uhonorowany nagrodą Silesiusa tom poezji Jakobe Mansztajna Wiedeński high life doczekał się drugiego wydania, dokładniej -wersji polsko–angielskiej, 
w Londynie; oryginalna edycja (50 egzemplarzy bibliofilskich-chwała za to tłumaczowi i edytorowi Markowi Kazmierskiemu!), dziwi jedynie, że olsztyńskie wydawnictwo Portret (wydawca I edycji ) nie zdobyło się na II wydanieWiedeńskiego,przecież książka po Silesiusie to złota żyła - rozeszłaby się błyskawicznie.Bowiem tomiku Mansztajna nie uświadczysz w żadnych księgarniach, czy empikach, a wydanie londyńskie mimo promocji-przeszło praktycznie bez wielkiego echa.Jakaś blokada? Ależ nie.
Debiutancki tomik wywołał (i słusznie!) zachwyt krytyków, ma rację Grzegorz Derda pisząc między innymi, że to : debiut bardzo równy i dopracowany, o przemyślanej konstrukcji i zasługuje na uwagę. Ja skupię się na nieco innych aspektach.
Tomik składa się z trzech nawzajem uzupełniających się części. Część pierwsza :
Koledzy z podwórka nieśmiertelność to zapis – preludium dziecięco-chłopięcej inicjacji
w blokowisku na gdańskiej Żabiance,  z najważniejszym bodaj tu wierszem, quasi credo - Narracją III (s. 23) , z kluczowym przesłaniem tytułu- czyli wiedeńskiego high life’u :


Narracja III

niebawem runą osiedlowe kioski i po dropsy
będzie trzeba gnać do tesco. siwy czuje
niewidzialną rękę rynku i stopniowy upadek
mniejszych form. takim jak pluje się na głowy,
albowiem należymy do mniejszych form.


wiedeński high life. siedzimy pod kioskiem
i wsuwamy dropsy . wiatr owiewa nasze twarze,
jakby całował na do widzenia. do widzenia
i dobranoc . niebawem runą osiedlowe kioski,
przeminie era dropsów, wiedeński high life


szlag trafi. podział na kwestie stanie się
nie ostry, siwy twierdzi, że to nawet dobrze -
najwyższy czas zacząć działać jako bohater
zbiorowy, bo liczba mnoga jest bezpieczna.
bezpieczeństwo w tej sytuacji będzie kluczowe




Dlaczego akurat wiedeński, a nie np. gdański? I dlaczego high life? Czy chodzi 
o ironiczne podkreślenie przemian sfer wyższych, bez zbędnego austriackiego gadania ? A może bardziej - o doprecyzowanie granic poznania, którą ongiś Ludwik Wittgenstein określał, że „granice (mojego)poznania są wyznaczone granicami języka”?
Nie, raczej nie.Odpowiedź odnajdziemy dalej.
Druga część Clue tego zdania to trup, to zapis umierania. Przejmujący.  Osoba Marcina - lirycznego bohatera tej części, w której wielu krytyków doszukiwało się aluzji do poezji Marcina Świetlickiego, (sam Autor jednak zaprzeczył).  Bo Marcin istniał naprawdę. 
I obojętnie, czy był Marcinem, czy kimś o innym imieniu.  Przyjaciel z krwi i kości. 
Chłopiec z Placu broni.  Nemeczek.  I umarł .  Nie wszystek.
To tutaj pojawiają się wiersze  –  kody.  Z licznymi tropami.  Przekonujące.  Są frazy
i dedykacje nawiązujące do : czy to Rilkego czy Tkaczyszyna-Dyckiego, czy też Jaśka Kapeli, i wielu innych, a doktor Filippi niczym Behrens i Korkowski w jednej osobie żywcem z Czarodziejskiej Góry Tomasza Mana, nieprzypadkowo dogląda chorego, przygotowuje na odejście. Pojawiają się też dygresje do najbardziej utkwionych
w pamięci survivali,  sekwencji filmowych i innych („Żyć i umrzeć w Los Angeles”).
Ale nie tylko. W tle jest również Herbert, (od razu przypomina się słynna fraza: wyrzuć pamiątki, spal wspomnienia) mnie osobiście porusza wiersz Tyber ( s .37) kiedy podmiot liryczny – porte parole autora(?)podporządkowuje się nieubłaganemu porządkowi rzeczy, ale po drodze, między piwnicą a schodami doznaje – iluminacji, wręcz szekspirowskiego uniesienia.




Tyber


sobie, tobie i komu tam


proponują porządek: pozbierać latawce,
postery dawnych bohaterów zwinąć w rolkę.
do piwnicy znieść: rowerek, apteczkę z lego,
kolorowe puszki z biblijnego rfn wyrzucić.
cały drobny majdan, co zagraca przejście,
przesunąć pod ścianę. z piwnicy przynieść:
kilka słoików na zimę, polowe łóżko, koc.
systematycznie wchodzić w przyszłość.
opowiedzieć się wreszcie za szczęściem,
jakie jest, a nie jakiego się szuka. między
piwnicą a schodami przeżyć tragedię.
jedną z tych niewielkich, choć doszczętną




Jak widać specyficzna liryka, którą uprawia Mansztajn wyrasta z tradycji i koresponduje
miejscami z wierszami Herberta,  Miłosza,  Świetlickiego,Tkaczyszyna Dyckiego,
a nawet Kawafisa.
Trzecia i zarazem ostatnia część tomiku Różowy króliczek Duracell.  Różowy króliczek kojarzy się powszechnie z logo Payboya.  Duracell – z baterią.  Wiek męski, wiek klęski? Też nie . 
Bo okres inicjacji podmiot liryczny ma już za sobą. Traumę umierania również.
To liryczna bateria. Ładuje. Trzyma w napięciu.  Właśnie tutaj, w tej części zwraca uwagę pewien ton w poezji Mansztajna, ton, który nazwałbym konfesyjnym, metafizyką Jakobe Mansztajna - fraza :  będziemy się kołysać /pełni jak bóg opustoszali jak katedra. („Postaci biblijne”s.45 ) czyni ten wiersz jednym z ciekawszych zbioru. Podobnie jest z „Balladą o rzeczach żołnierza”: listopad już, panie, a ja nie mam czapki,  ( s. 50), Narracją V (s.55), czy w Obronie wiersza ( s. 53):




Obrona wiersza


obraz za drzwiami jest za drzwiami, jest
nie do poznania, że tam stoisz, mogę tylko napisać.
oko widzi klamkę i zniekształca ją w klucz, ucho
nawet nie widzi. to, co zostaje, zostaje
w zapisie, reszta zwija się w rzekę i wpada do dziury .
że tam jesteś, jestem prawie pewien.




Tu Mansztajn ujawnia skondensowane w pigułce, w dropsach filozoficzne quasi traktaty,
i mocno usadowione w chrześcijaństwie wiersze. Kilka z nich ma formę wewnętrznego dialogu, wewnętrznej modlitwy, nie wspominam już o wierszach nasyconych wątkami biblijnymi,  przeplatane mową potoczną, wtrętami Siwego (Siwy- uosobienie Boga Ojca? Mądrego starca Cuszimy? – nie, chyba nie , prędzej - Pan Cogito u Herberta) dają bardzo wiele do myślenia - nie szufladkowałbym jednak tej poezji jako stricte religijnej.
Oj nie. Prędzej agnostycznej. W końcu W obronie mitów s. 56) bóg już całkiem wyjdzie
z wierszy. ale nas to nie dotknie. Wspomniałem wcześniej, że te filozoficzno - liryczne wycieczki w poszukiwaniu swojego utraconego miejsca, dziecięcej Arkadii-blokowiska, momentami odkryta obecność  ( i nieobecność!) Boga jak i fascynacja sprawami ostatecznymi, jest odpowiednio eksponowana – chociażby w wspomnianej wyżej : Obronie czy końcowym Anno domini (notabene tytule jednego z tomików i wierszy Anny Achmatowej!)
W Anno uderza pozorna rezygnacja i stoicki spokój, ale to tylko pozory. To nie jest pełna mansztajnowska fraza - pod tym względem Jakobe nie powiedział jeszcze ostatniego słowa .
Kończy się gorzko. Herbertowska kwestia smaku? „Anno domini” jest tego dowodem.


gdy cukru nie było albo nie był potrzebny.
pijało się herbatę gorzką i gorzka smakowała najlepiej.


Opisanie ery dropsów jeszcze nie jest zakończone. Trwa. Pomimo, że wyssała ona
( i wysysa nadal ) wszystkie smaki.  W tym słodki (?) smak dzieciństwa. Ale to nie żal minionego, ani rezygnacja, pogodzenie z nieuchronnym przemijaniem, a odkrywanie nowych smaków było i będzie impulsem. Czy zatem znamy odpowiedź ? Tak i nie.
Mansztajn jest o tyle wiarygodnym świadkiem odchodzącego ( ale czy bezpowrotnie ?) świata, świata zastanego, rozpadającego się w jego chłopięcych oczach, zarazem świadkiem przemian, ciągłego zamierania i umierania, świata in statu nascendi . Pozorna sprzeczność? Hic et nunc. Tu i teraz.
Gdzie gorzko. Bo gorzkie smakuje najlepiej.


Jarosław Trześniewski- Kwiecień


*)Jakobe Mansztajn „wiedeński high life” Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret” Olsztyn 2009




_________________________________
fot. OFF_press









Spotkanie autorskie z Bogumiłą Jęcek – Warszawa, 03.03.2012





Dnia 03.03.2012 /sobota/ o godz. 17.00
w klubokawiarni Mikroklimat w Warszawie,
przy ul. Tarczyńskiej 5/9
zapraszamy na wieczór autorski 

 Bogumiły Jęcek

autorki tomu wierszy: Czarne koronki, który jest nagrodą główną w XIX Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim Dać Świadectwo.

Prowadzenie:  Rafał Czachorowski.





_______________________________________
nadesłane

środa, 15 lutego 2012

Trzy wiersze. Trzy możliwości.


Daniel Baca



wiersz prawdziwy jak ty

musimy kłamać w wierszach,
bo czasem żony czytają.


nie myślę o tym, jak bardzo
jestem nieswój,
odkąd uzależniłem głowę
do zasypiania na twojej poduszce.
zawsze zostawiasz mi trochę
miejsca.

lubisz prawdę i tylko prawdę,
a ja wcielony w bohatera dramatu.
nakręcają mnie kolejne role,
manowce i rozbiegane oczy,
tworzenie alternatyw historii
nazywanych bajkami.

nie twierdzę, że łatwo
wytrzymać z aktorem
bez talentu.

nie wracam do ciepłych obiadów,
zaparzonej herbaty, do ciszy po burzy.
powroty są zawsze
po lewej stronie.

mówisz: obudź mnie w swoim
wierszu. kładę cię przy nim.
jesteś lepsza niż on.




znaczenie


Pierwszy cud zapada w duszę najgłębiej.
Yann Martel, Życie Pi

dobre to i pożądane, by mnie i ciebie,
nasze słowa i ślady rąk naszych
ominęła chrematonimia.
to nie przelewki; trafić w sedno
i nie domagać się zrozumienia.
w wielogłosie i pogłosie
znaleźć punkt odniesienia.
chcę być twoim pierwszym i kolejnym
czytaniem. ten cud leży niewidoczny,
a jest jak słońce, jak na dłoni.
nie ma czarnych myśli, ani wizji.
to rozmowy do białego rana,
albo szara cisza kiedy jesteś
sama. u mnie podobnie szaro.

wymknijmy się teraz.
nie musimy daleko odchodzić.
wystarczą nam salwy świetliste
lampy naftowej, słowiańskie
boginie z biodrami w bursztynie
i łut spokoju.
jeśli nie porozmawiamy,
to chociaż popatrzmy na siebie
i piszmy.




sposób 
na nieskończoność

skoro tu jesteś – spójrz
droga prowadzi ale my nie musimy
po śladach
wewnętrznie opuchnięte
opiekunki snów wziewają noc
nie dajmy im
dłużej czekać
zmruż oczy i Inna zaśnij
między palcami

obudzi świtanie
mydlane bańki
pękamy na wietrze
rozbici w kwiecie

nie skończymy się kiedy wiatr
osłabnie chytrze i stężeje nagle
prując w oczy wizjami z psem
co szczeka niebu prosto w twarz

i nie skończymy się na ostatni dzwon
spalony most
na wszystko naraz
od sześciu łun do kilku miejsc

drobne cuda zajmują czas

pójdźmy

tam nie istnieją
możliwości większe
od nas






______________________________________
Publikacja za zgodą Autora.

TYSKA ZIMA POETYCKA

3.02.2012 nastąpiło w Teatrze Małym komisyjne odtajnienie godła fluid.

Laureatem XII edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Tomik Wierszy
„Tyska Zima Poetycka” – po debiucie jest:


Wojciech Roszkowski z Tykocina

poniedziałek, 13 lutego 2012

Jerzy Hajduga

Urodził się 30 marca 1952 r.
w Krakowie.Autor tomików poetyckich, sztuk teatralnych, licznych felietonów oraz innych form publicystycznych i literackich. Wiersze publikował między innymi w: Tygodniku Kulturalnym, Poezji, Literaturze, ostatnio w Więzi i Przeglądzie Powszechnym.
Jego wiersze przekładano na język niemiecki 
i angielski. Jest autorem spektaklu poetyckiego Ten pusty krzyż, wystawionego w olsztyńskim Teatrze im. S. Jaracza (1991).









Dorobek literacki  poety został uhonorowany medalem   
Zasłużony dla Kultury Polskiej



Pisali o nim między innymi:
Maciej Zdziarski (Dwa żywioły. Posłowie do tomu pod tym samym tytułem.
Olsztyn 1994);
Zdzisław Łączkowski (Bez maski w antologii Wolność nie zniewolona, czyli spacerkiem przez sacrum i profanum. Warszawa 1997);
Piotr Urbański (O poezji Jerzego Hajdugi. Przegląd Powszechny 2006, nr 1);
Arkadiusz Frania (Unia i schizma albo poetyckie dry wine. Akant 2006, nr 8);
Andrzej Sulikowski (Krótkie formy Jerzego Hajdugi. Pogranicza 2007, nr 3
oraz posłowie do tomiku Wynajęty widok. Warszawa 2008);
Robert Cieślak (Pisarze w sutannach i habitach. Pod redakcją R. Cieślaka
i  P. Urbańskiego. Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Szczecińskiego. Szczecin 2008).

sobota, 11 lutego 2012

zwiastun zimowy


Wojciech Roszkowski


Wesela w słoneczną sobotę



Przechodziłem przez biegun, a cynk kłuł w oczy
błękitnobiałą falą. Świt stawał się świadkiem,
kruchym jak dotyk dziecka, jak szklisty sen,

gdy się kończy, zanim na dobre rozpocznie,
moja cicha jaskółko. Kiedyś ci może opowiem:
o wilgotnych trawnikach, mijanych ludziach

i o kobiecie, która przed szpitalem pcha wózek
z tobą, jakby półmisek pod przykryciem,
śniadanie dla Pana. Szliśmy na drugą stronę,

kobieta przez parking, ja dalej, w kierunku
dworca. Ty i ja, rozdzieleni na tej pierwszej
randce. A okna wokół piękniały, w nich panny

młode przędły sobie początek całej reszty, dzień
wysypany ryżem i kwiatem jabłoni. I drobną monetą
rzuconą na wózek jak do Fontanny di Trevi

lub w prezencie na drogę. Welony podszyte wiatrem
spinały brzegi rzeki, wszędzie wrastał tatarak. Wagony
czyściły szyny, a mój kciuk żyletkę. Pachniało.



Niezmywalne


This is the way the way the world ends
Not with a bang but a whimper.


T.S. Eliot „The Hollow Men”


I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.


w przekładzie Cz. Miłosza



Zostają skrawki lata, rozsiane w powietrzu
drobiny pyłu. Tamtego popołudnia na jasnym bruku karmiłaś
gołębie, plamki światła kwitły we włosach lepkich
jak dni płodne; to miejsce, turkot kół, szum skrzydeł –

wszystko stawało się tkanką, twoim ciałem – jeszcze
z wyrwanych kartek składasz smukłe ptaki, które kulą
skrzydła przed żarem ogniska.

Tamtego popołudnia pijany wieszałem psy, wyłem z bólu,
kiedy palce ciął ogień, kruszył biel papieru, resztki liter:

...but a whimper.

I skomlałem: Tłumacz kłamca; miałaś rację, to słowo
niesie także słaby głos dziecka zbudzonego nocą w domu
otwartych okien. Gdzieś daleko topniały lodowce,

ryby na piasku oddychały pełną piersią, tak samo
oddychało dziecko o suchych ustach, wolno, coraz wolniej.
Fale stygły, a potem biegły nad Nowy Orlean,

miasto odbijało się w szybach, w hebanowej skórze dziewcząt,
ulicznych lampach – zachodzących słońcach, które gasły
w kłębach wody, miriadach kropel,

każdy z tych światów osobno, obojętny, piękny.



Elegia dla nieznajomej


Noc, dziwna noc, chyba pękło niebo
i posypały się kolorowe szkiełka w grafitowy aksamit.
Świat pulsuje. Arterie miasta ciągle iskrzą,
ale nas już nie łączą.

Mówisz, że pasaż na drugą stronę
jest jak widok z okna: wiatr, tylko wiatr. A potem mgła –
ugina gałęzie, kładzie się na dachach jak znudzona kotka.
Słyszysz? Zamieszkał we mnie latawiec,

szamocze się w klatce z żeber. Chce wzlecieć
nad kanał portowy, żałobną wstążkę. Odpływasz
na pełne morze.

Będę płakał na przestrzał, zbierał sól.




------------------------------------------------------------
Publikacja za zgodą autora.
Wiersze z tomiku "Dworzec św. Łazarza".

piątek, 10 lutego 2012

Trzy wejścia w high life

Jakobe Mansztajn


NARRACJA


tsui pen wierzył w wiele
równoległych linii czasu, ale to i tak za mało.
siwy wierzy w autobusy niskopodłogowe
i że jak ruszymy dupy, to może jeszcze zdążymy.
robi się ciemno i ziemia zwija ciepłe języki blokowisk.
siwemu się takie metafory całkiem podobają,
więc puszcza w obieg mokrego blanta i mówi:
dobre wiersze psują dobre obyczaje.

nie zdążymy. siwy podnosi się z fotela
i włącza muzykę, której prawie nie słychać,
której nie słychać w ogóle, więc pyta:
jak to gówno się włącza ? leżymy pewni swego,
pewni podłogi i wykładziny, która teraz jest jak cmentarz.

siwy dotyka palcem czubka nosa i mówi:
nie ukrywam, to ciało staje się obce.
uśmiechamy się, bo to śmieszne, bo wszyscy mamy tak samo.
za oknem tężeje jagodowa galareta i siwemu
robi się przyjemnie na widok tego, co sobie wyobraża.
twierdzi, że wiersze różnią się od poezji zapisem,
bo poezji nikt jeszcze nie napisał, a on ją właśnie czuje.
wie, że najlepiej się zamknąć
w ciasnej skorupie orzecha





MARCIN IDZIE DO NIEBA


dasz wiarę, marcin ? jeszcze kilka tchnień temu
leżałeś w łóżku, otoczony świeczkami, i sufit
przed sobą miałeś, którego ani obejść, ani sforsować,
ani zaprzyjaźnić się z którym. a teraz popatrz:

we wieczność maszerujesz, w tę pustkę z wygodami,
o której żywi mówią los się musi odmienić.
o której żywi śpiewają piosenki do słów marcina,
czyli twoich, napisanych po śmierci, czyli teraz




ZNIKNIĘCIE


zaczyna się od wyjścia na balkon. mówię sobie:
na końcu tego pokoju jest balkon. można spróbować
wyjść, przewietrzyć się, może coś więcej.
pooddychać, chociaż nie. zaziębić się jak te chude
barierki, które mnie trzymają. nie uwierzysz,
ale słupek w gdańsku wskazuje minus trzydzieści.
zima dopadła nawet najlepiej ubranych,
nawet najlepiej ubranych, co jakby nas zbliża.

tutaj, w gdańsku, sprawy mają się tak: nic nie jest
na swoim miejscu, wszystko jest gdzie indziej.
nie ma cię kolejny miesiąc, kolejny miesiąc
przewala się po mnie jak czołg. podobno była wojna,
podobno rozstrzelano wszystkie ucieczki.
miałem ci napisać, że już w porządku. dużo wychodzę,
powoli wracam do siebie. próbuję odespać,
tylko ten wiecznie cieknący kran jest za głośno.

zaczyna się zniknięciem. nie panikuję, mówię sobie:
rzeczy dzieją się nadal. śniadanie, studia,
przyszłość. że mogę zaczekać, bo nic nie jest
na pewno. że zaczekam, a kiedy znów nie przyjdziesz,
wyjdę na balkon odszukać cię gdzieś
pomiędzy dworcem a napisami końcowymi,
upewnić się, że to, czym bolisz, ten mały kamień
między palcami w bucie, to wciąż nagroda


_________________________________________________
publikacja za zgodą Autora.

czwartek, 9 lutego 2012

Jarosław Trześniewski-Kwiecień w Gdańsku.


Wydarzenie: poetycki wieczór autorski Jarosława Trześniewskiego-Kwietnia. Sonaty i Repertoria.
Czas: 3 lutego 2012.
Miejsce: Gdańsk - Oliwa, gościnne progi Biblioteki Publicznej przy ul. Opata Rybińskiego.


Wieczór poprzedzony był nastrojowymi melodiami. Na skrzypcach Halina Król.


Gabriela Szubstarska dokonała wszechstronnej prezentacji autora.


niedziela, 5 lutego 2012

Trzy wiersze w innym znaczeniu

Christos Kargas

rozczarowanie

gdybym miał podatny grunt
stworzyłbym arenę z fosforu
z dwunastoma wieżami
pełnych potencjometrów

gdybym miał oazę
puszczałbym single swingowe
z uporem piratów eteru

na wietrznej kołysce z piachu padają
życzenia jak armia spadochroniarzy
z wadliwym ekwipunkiem

pożegluję
po twoim śniegu

scyzoryk z litości
nie schowa się



 nadrealne toki

teraz wiem, dlaczego łzawię podczas deszczu
formują się rzeczki, pies biega niespokojnie
znika biała strużka samolotu, panuje
cisza satelitów, ustala się trajektoria
pomiędzy naiwnością i zepsuciem
wyraz miłość przypomina szkołę
więc dlaczego jej podobały się kwiaty i niebo
a mnie scyzoryk, ziemia i najładniejsze słowa
tak jak liczenie

od zera do nieskończoności

nieraz tę samą drogę pokonasz samochodem
powiesz, że nas nie widać
tylko tych, co zdobyli księżyc

góra zbliży się w lusterku
jakby ktoś cofając szukał
tych samych słów o innym znaczeniu
tej samej miłości do niewłaściwego człowieka
tego samego liczenia

od zera do nieskończoności

to samo zdarzenie spotka cię też we śnie
wiele razy z tego samego miejsca odlecisz
rozmyślając o tym samym początku i końcu
o tym samym zadecydujesz
tylko ludzie będą inni

zawsze będzie ci się podobać
spacer w centrum, tulipany
dobro i zło, igraszki z cyklonem,
tak jak i liczenie

od zera do nieskończoności


wejrzenie

przechodzą mamo
wysyłają pocztówki z daleka

oferują pokoje z widokiem
na głębokie wody
pragną oceanów
a grzęzną na płyciźnie

pozostawiają ślady jak scyzoryk
na drewnie, jak zwierzyna
gwałtem oszukują siebie

ich smutny uśmiech
zaśmieca pamięć
na jakiś czas

chciałbym ich przybliżyć
nie byłoby jednak z tego pożytku
po prostu przechodzą mamo
nie zostawiając reszty



____________________________________
publikacja za zgodą Autora


sobota, 4 lutego 2012

Trzy wiersze, trzy drogi

Piotr Gajda



Pleśń

Hop, hop! Głosy z igliwia, song grzybni.
Przygłucha akustyka; zawilgocona fototapeta
ze ścianą lasu, ruchliwym skorkiem. Na korze

zamiast mchu od północy – chrząszcze i huby.
Odwróciłem się od miasta rosnącego
w półmroku. Z antenami na południe,

ślepymi kuchniami. Styropian nie trzymał się
kamienic, dach nie chronił przed wiatrem.
Jak bluszcz rozrastały się ulice, na parki

i place rozlały się brudne wody. Hop, hop!
Wołały na mnie echa w studni,
mokry szczur dawał się pogłaskać.

Błądziłem wzrokiem po podmokłych łąkach,
w gliniankach utonął most i jasnowłosy
chłopiec. Wzeszło słońce, ale nic nie schło.



Karbid

Podróżowałem z kanistrem benzyny. Słyszałem zapałki w cudzych
kieszeniach, to grzechotał worek kości wykopany z ziemi. Ciało
zamieniało się w popiół: zrzucało skórę i mieściło się w garści.
Otaczały je pszczoły o czarnych odwłokach, urnach z chityny.

Żar puchł. Ogień brzęczał niczym szerszeń w puszce.
Zatrzaśnięte we mnie okno nie stłukło się, tylko pękło
jakby zamókł kapiszon.




Dystans

Co jest bardziej odległe; gwiazdy
krążące w oddaleniu od Ziemi po obcych
orbitach, czy jej obserwatoria o miliony

lat świetlnych od ich trajektorii? Życia
pokoleń nie wystarczy, by dosięgnąć celu.
Lecz Kain miał Abla na wyciągnięcie ręki.


_________________________________________
publikacja za zgodą Autora

piątek, 3 lutego 2012

Piotr Gajda

Urodzony w 1966 roku. Poeta, autor książek poetyckich Hostel (SPP o. w Łodzi, Łódź 2008) i Zwłoka (SPP o. w Łodzi, Łódź 2010). Stały współpracownik łódzkiego kwartalnika Arterie. Wiersze publikował m.in.w Tyglu Kultury, Cegle, Arteriach, Opcjach, Toposie, Frazie, Nowym Zagłębiu, Miesięczniku Prowincjonalnym, Red-zie, Gazecie Wyborczej, sZAFie, w antologii łódzkich debiutantów Na grani (SPP o. w Łodzi, Łódź 2008) oraz antologii wierszy współczesnych z motywem podróży Pociąg do poezji. Intercity (KDK, Kutno 2011).

środa, 1 lutego 2012

Wyślizgać ogień

Wyślizgać ogień czyli poezja po obaleniu porządku Jałtańskiego -
O Ślizgawkach Jakuba Sajkowskiego słów kilka



Debiutancki tomik Kuby Sajkowskiego to udana kompozycja składająca się z dwóch doskonale współbrzmiących części, mających dość intrygujący i przewrotny wspólny mianownik – ogień: Odchodząc od ognia i Wracając do ognia. Co mogą mieć zatem wspólnego tytułowe ślizgawki z ogniem?
Mamy tutaj jakby dwie odsłony. Dwie strony wzajemnego wyślizgiwania się, inicjacji (męskiej i żeńskiej), czy też znanej z filozofii taoistycznej koncepcji Yin i Yang, jako przyczynę powstawania pierwiastków wzajemnie się przenikających, przy czym Yin to woda (ślizgawka), a Yang to ogień.
Możemy też dodać wizje z apokalipsy św. Jana (przypowieść o tym jak języki ognia się rozlewały i zlewały), drugie pożeranie ognia.
Ale abstrahując od tego, kiedy otworzysz kopertę (z wiersza AB Rh -) odkrywasz, że podmiot liryczny nic nie ma, a to tylko przerywana linia, która tnie, składając jak dłonie do modlitwy.
Bo wbrew pozorom, ta poezja jest metafizyczna, a Bóg puszcza kaczki. To nie ja chodzę po wodzie. Ja potrafię tylko zwilżać palce, aby zgasić świecę (…) i powtarzając raz jeszcze: To nie ja chodzę po wodzie, ktoś dotyka tafli. Kręgi pojawiają się i od razu nikną, kiedy wkładasz mnie (…)
Śledząc ulubione motywy w poetyce Jakuba Sajkowskiego przetaczamy krew (O Rh - w odchodząc od ognia i AB Rh – w wracając do ognia, te dwa symptomatyczne wiersze potęgują poczucie wyalienowania: oglądanego z kumplami/ z którymi nic mnie nie łączy (O Rh 1-), gdy nostalgia za utraconym rajem dzieciństwa (autoironiczny wiersz „Głębia”) to potwierdza. Jednak w poezji Jakuba Sajkowskiego nie krew stanowi główny leitmotiv, ale Pocałunek na mrozie, śnieg, mróz i rosyjskie (sic!) zimowe pejzaże niosą taki ładunek liryczny, stanowiąc o sile tej poezji. I, zdaje się, że najważniejsza jest po trzykroć (sic!) powtórzona Jałta.
Jałta magiczna, z Czechowem, Puszkinem i Bułhakowem w tle, Jałta będąca uosobieniem Rosji, tej Rosji Sajkowskiego, dającej inny stan skupienia, - na stacji moskiewskiego metra i na Patriaszych prudach, i cypelku oleju Annuszki.
Zarówno w pierwszej i drugiej części, Poeta z dystansem prowadzi nas przez swoją poetycką podróż - kosmogonię, a w jednym z wierszy wyznaje: słowa są rewersami znaczeń, kiedy wreszcie zrozumiesz, w tobie się kończę. Sajkowski - wnikliwy obserwator, daje świadectwo owego przenikania ognia z pogranicza snu i metafizyki, poprzez swoje podróże zarówno realne jak i literackie, w pryzmacie zwykłej ludzkiej historii, gdzie odnajdujemy to, co najważniejsze. W końcu wszystko jest queer. Nieczyste albo nietykalne.

*Jakub Sajkowski „Ślizgawki” Biblioteka Debiutów „Zeszyty
poetyckie” Gniezno 2010 Tom III


Jarosław Trześniewski Kwiecień

_____________________________________________________
publikacja za zgodą J.T.K.