sobota, 11 lutego 2012

zwiastun zimowy


Wojciech Roszkowski


Wesela w słoneczną sobotę



Przechodziłem przez biegun, a cynk kłuł w oczy
błękitnobiałą falą. Świt stawał się świadkiem,
kruchym jak dotyk dziecka, jak szklisty sen,

gdy się kończy, zanim na dobre rozpocznie,
moja cicha jaskółko. Kiedyś ci może opowiem:
o wilgotnych trawnikach, mijanych ludziach

i o kobiecie, która przed szpitalem pcha wózek
z tobą, jakby półmisek pod przykryciem,
śniadanie dla Pana. Szliśmy na drugą stronę,

kobieta przez parking, ja dalej, w kierunku
dworca. Ty i ja, rozdzieleni na tej pierwszej
randce. A okna wokół piękniały, w nich panny

młode przędły sobie początek całej reszty, dzień
wysypany ryżem i kwiatem jabłoni. I drobną monetą
rzuconą na wózek jak do Fontanny di Trevi

lub w prezencie na drogę. Welony podszyte wiatrem
spinały brzegi rzeki, wszędzie wrastał tatarak. Wagony
czyściły szyny, a mój kciuk żyletkę. Pachniało.



Niezmywalne


This is the way the way the world ends
Not with a bang but a whimper.


T.S. Eliot „The Hollow Men”


I tak się właśnie kończy świat
Nie hukiem ale skomleniem.


w przekładzie Cz. Miłosza



Zostają skrawki lata, rozsiane w powietrzu
drobiny pyłu. Tamtego popołudnia na jasnym bruku karmiłaś
gołębie, plamki światła kwitły we włosach lepkich
jak dni płodne; to miejsce, turkot kół, szum skrzydeł –

wszystko stawało się tkanką, twoim ciałem – jeszcze
z wyrwanych kartek składasz smukłe ptaki, które kulą
skrzydła przed żarem ogniska.

Tamtego popołudnia pijany wieszałem psy, wyłem z bólu,
kiedy palce ciął ogień, kruszył biel papieru, resztki liter:

...but a whimper.

I skomlałem: Tłumacz kłamca; miałaś rację, to słowo
niesie także słaby głos dziecka zbudzonego nocą w domu
otwartych okien. Gdzieś daleko topniały lodowce,

ryby na piasku oddychały pełną piersią, tak samo
oddychało dziecko o suchych ustach, wolno, coraz wolniej.
Fale stygły, a potem biegły nad Nowy Orlean,

miasto odbijało się w szybach, w hebanowej skórze dziewcząt,
ulicznych lampach – zachodzących słońcach, które gasły
w kłębach wody, miriadach kropel,

każdy z tych światów osobno, obojętny, piękny.



Elegia dla nieznajomej


Noc, dziwna noc, chyba pękło niebo
i posypały się kolorowe szkiełka w grafitowy aksamit.
Świat pulsuje. Arterie miasta ciągle iskrzą,
ale nas już nie łączą.

Mówisz, że pasaż na drugą stronę
jest jak widok z okna: wiatr, tylko wiatr. A potem mgła –
ugina gałęzie, kładzie się na dachach jak znudzona kotka.
Słyszysz? Zamieszkał we mnie latawiec,

szamocze się w klatce z żeber. Chce wzlecieć
nad kanał portowy, żałobną wstążkę. Odpływasz
na pełne morze.

Będę płakał na przestrzał, zbierał sól.




------------------------------------------------------------
Publikacja za zgodą autora.
Wiersze z tomiku "Dworzec św. Łazarza".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane