w Londynie; oryginalna edycja (50 egzemplarzy bibliofilskich-chwała za to tłumaczowi i edytorowi Markowi Kazmierskiemu!), dziwi jedynie, że olsztyńskie wydawnictwo Portret (wydawca I edycji ) nie zdobyło się na II wydanieWiedeńskiego,przecież książka po Silesiusie to złota żyła - rozeszłaby się błyskawicznie.Bowiem tomiku Mansztajna nie uświadczysz w żadnych księgarniach, czy empikach, a wydanie londyńskie mimo promocji-przeszło praktycznie bez wielkiego echa.Jakaś blokada? Ależ nie.
Debiutancki tomik wywołał (i słusznie!) zachwyt krytyków, ma rację Grzegorz Derda pisząc między innymi, że to : debiut bardzo równy i dopracowany, o przemyślanej konstrukcji i zasługuje na uwagę. Ja skupię się na nieco innych aspektach. Tomik składa się z trzech nawzajem uzupełniających się części. Część pierwsza :
Koledzy z podwórka nieśmiertelność to zapis – preludium dziecięco-chłopięcej inicjacji
w blokowisku na gdańskiej Żabiance, z najważniejszym bodaj tu wierszem, quasi credo - Narracją III (s. 23) , z kluczowym przesłaniem tytułu- czyli wiedeńskiego high life’u :
Narracja III
niebawem runą osiedlowe kioski i po dropsybędzie trzeba gnać do tesco. siwy czuje
niewidzialną rękę rynku i stopniowy upadek
mniejszych form. takim jak pluje się na głowy,
albowiem należymy do mniejszych form.
wiedeński high life. siedzimy pod kioskiem
i wsuwamy dropsy . wiatr owiewa nasze twarze, jakby całował na do widzenia. do widzenia
i dobranoc . niebawem runą osiedlowe kioski,
przeminie era dropsów, wiedeński high life
szlag trafi. podział na kwestie stanie się
nie ostry, siwy twierdzi, że to nawet dobrze -
najwyższy czas zacząć działać jako bohater
zbiorowy, bo liczba mnoga jest bezpieczna.
bezpieczeństwo w tej sytuacji będzie kluczowe
Dlaczego akurat wiedeński, a nie np. gdański? I dlaczego high life? Czy chodzi
o ironiczne podkreślenie przemian sfer wyższych, bez zbędnego austriackiego gadania ? A może bardziej - o doprecyzowanie granic poznania, którą ongiś Ludwik Wittgenstein określał, że „granice (mojego)poznania są wyznaczone granicami języka”?
Nie, raczej nie.Odpowiedź odnajdziemy dalej.
Druga część Clue tego zdania to trup, to zapis umierania. Przejmujący. Osoba Marcina - lirycznego bohatera tej części, w której wielu krytyków doszukiwało się aluzji do poezji Marcina Świetlickiego, (sam Autor jednak zaprzeczył). Bo Marcin istniał naprawdę. o ironiczne podkreślenie przemian sfer wyższych, bez zbędnego austriackiego gadania ? A może bardziej - o doprecyzowanie granic poznania, którą ongiś Ludwik Wittgenstein określał, że „granice (mojego)poznania są wyznaczone granicami języka”?
Nie, raczej nie.Odpowiedź odnajdziemy dalej.
I obojętnie, czy był Marcinem, czy kimś o innym imieniu. Przyjaciel z krwi i kości.
Chłopiec z Placu broni. Nemeczek. I umarł . Nie wszystek.
To tutaj pojawiają się wiersze – kody. Z licznymi tropami. Przekonujące. Są frazy
i dedykacje nawiązujące do : czy to Rilkego czy Tkaczyszyna-Dyckiego, czy też Jaśka Kapeli, i wielu innych, a doktor Filippi niczym Behrens i Korkowski w jednej osobie żywcem z Czarodziejskiej Góry Tomasza Mana, nieprzypadkowo dogląda chorego, przygotowuje na odejście. Pojawiają się też dygresje do najbardziej utkwionych
w pamięci survivali, sekwencji filmowych i innych („Żyć i umrzeć w Los Angeles”).
Ale nie tylko. W tle jest również Herbert, (od razu przypomina się słynna fraza: wyrzuć pamiątki, spal wspomnienia) mnie osobiście porusza wiersz Tyber ( s .37) kiedy podmiot liryczny – porte parole autora(?)podporządkowuje się nieubłaganemu porządkowi rzeczy, ale po drodze, między piwnicą a schodami doznaje – iluminacji, wręcz szekspirowskiego uniesienia.
Tyber
sobie, tobie i komu tam
proponują porządek: pozbierać latawce,
postery dawnych bohaterów zwinąć w rolkę.
do piwnicy znieść: rowerek, apteczkę z lego,
kolorowe puszki z biblijnego rfn wyrzucić.
cały drobny majdan, co zagraca przejście,
przesunąć pod ścianę. z piwnicy przynieść:
kilka słoików na zimę, polowe łóżko, koc.
systematycznie wchodzić w przyszłość.
opowiedzieć się wreszcie za szczęściem,
jakie jest, a nie jakiego się szuka. między
piwnicą a schodami przeżyć tragedię.
jedną z tych niewielkich, choć doszczętną
Jak widać specyficzna liryka, którą uprawia Mansztajn wyrasta z tradycji i koresponduje
miejscami z wierszami Herberta, Miłosza, Świetlickiego,Tkaczyszyna Dyckiego,
a nawet Kawafisa.
Trzecia i zarazem ostatnia część tomiku Różowy króliczek Duracell. Różowy króliczek kojarzy się powszechnie z logo Payboya. Duracell – z baterią. Wiek męski, wiek klęski? Też nie . miejscami z wierszami Herberta, Miłosza, Świetlickiego,Tkaczyszyna Dyckiego,
a nawet Kawafisa.
Bo okres inicjacji podmiot liryczny ma już za sobą. Traumę umierania również.
To liryczna bateria. Ładuje. Trzyma w napięciu. Właśnie tutaj, w tej części zwraca uwagę pewien ton w poezji Mansztajna, ton, który nazwałbym konfesyjnym, metafizyką Jakobe Mansztajna - fraza : będziemy się kołysać /pełni jak bóg opustoszali jak katedra. („Postaci biblijne”s.45 ) czyni ten wiersz jednym z ciekawszych zbioru. Podobnie jest z „Balladą o rzeczach żołnierza”: listopad już, panie, a ja nie mam czapki, ( s. 50), Narracją V (s.55), czy w Obronie wiersza ( s. 53):
Obrona wiersza
obraz za drzwiami jest za drzwiami, jest
nie do poznania, że tam stoisz, mogę tylko napisać.oko widzi klamkę i zniekształca ją w klucz, ucho
nawet nie widzi. to, co zostaje, zostaje
w zapisie, reszta zwija się w rzekę i wpada do dziury .
że tam jesteś, jestem prawie pewien.
Tu Mansztajn ujawnia skondensowane w pigułce, w dropsach filozoficzne quasi traktaty,
i mocno usadowione w chrześcijaństwie wiersze. Kilka z nich ma formę wewnętrznego dialogu, wewnętrznej modlitwy, nie wspominam już o wierszach nasyconych wątkami biblijnymi, przeplatane mową potoczną, wtrętami Siwego (Siwy- uosobienie Boga Ojca? Mądrego starca Cuszimy? – nie, chyba nie , prędzej - Pan Cogito u Herberta) dają bardzo wiele do myślenia - nie szufladkowałbym jednak tej poezji jako stricte religijnej.
Oj nie. Prędzej agnostycznej. W końcu W obronie mitów s. 56) bóg już całkiem wyjdzie
z wierszy. ale nas to nie dotknie. Wspomniałem wcześniej, że te filozoficzno - liryczne wycieczki w poszukiwaniu swojego utraconego miejsca, dziecięcej Arkadii-blokowiska, momentami odkryta obecność ( i nieobecność!) Boga jak i fascynacja sprawami ostatecznymi, jest odpowiednio eksponowana – chociażby w wspomnianej wyżej : Obronie czy końcowym Anno domini (notabene tytule jednego z tomików i wierszy Anny Achmatowej!)
W Anno uderza pozorna rezygnacja i stoicki spokój, ale to tylko pozory. To nie jest pełna mansztajnowska fraza - pod tym względem Jakobe nie powiedział jeszcze ostatniego słowa .i mocno usadowione w chrześcijaństwie wiersze. Kilka z nich ma formę wewnętrznego dialogu, wewnętrznej modlitwy, nie wspominam już o wierszach nasyconych wątkami biblijnymi, przeplatane mową potoczną, wtrętami Siwego (Siwy- uosobienie Boga Ojca? Mądrego starca Cuszimy? – nie, chyba nie , prędzej - Pan Cogito u Herberta) dają bardzo wiele do myślenia - nie szufladkowałbym jednak tej poezji jako stricte religijnej.
Oj nie. Prędzej agnostycznej. W końcu W obronie mitów s. 56) bóg już całkiem wyjdzie
z wierszy. ale nas to nie dotknie. Wspomniałem wcześniej, że te filozoficzno - liryczne wycieczki w poszukiwaniu swojego utraconego miejsca, dziecięcej Arkadii-blokowiska, momentami odkryta obecność ( i nieobecność!) Boga jak i fascynacja sprawami ostatecznymi, jest odpowiednio eksponowana – chociażby w wspomnianej wyżej : Obronie czy końcowym Anno domini (notabene tytule jednego z tomików i wierszy Anny Achmatowej!)
Kończy się gorzko. Herbertowska kwestia smaku? „Anno domini” jest tego dowodem.
gdy cukru nie było albo nie był potrzebny.
pijało się herbatę gorzką i gorzka smakowała najlepiej.
Opisanie ery dropsów jeszcze nie jest zakończone. Trwa. Pomimo, że wyssała ona
( i wysysa nadal ) wszystkie smaki. W tym słodki (?) smak dzieciństwa. Ale to nie żal minionego, ani rezygnacja, pogodzenie z nieuchronnym przemijaniem, a odkrywanie nowych smaków było i będzie impulsem. Czy zatem znamy odpowiedź ? Tak i nie.
Mansztajn jest o tyle wiarygodnym świadkiem odchodzącego ( ale czy bezpowrotnie ?) świata, świata zastanego, rozpadającego się w jego chłopięcych oczach, zarazem świadkiem przemian, ciągłego zamierania i umierania, świata in statu nascendi . Pozorna sprzeczność? Hic et nunc. Tu i teraz.( i wysysa nadal ) wszystkie smaki. W tym słodki (?) smak dzieciństwa. Ale to nie żal minionego, ani rezygnacja, pogodzenie z nieuchronnym przemijaniem, a odkrywanie nowych smaków było i będzie impulsem. Czy zatem znamy odpowiedź ? Tak i nie.
Gdzie gorzko. Bo gorzkie smakuje najlepiej.
Jarosław Trześniewski- Kwiecień
*)Jakobe Mansztajn „wiedeński high life” Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret” Olsztyn 2009
_________________________________
fot. OFF_press
_________________________________
fot. OFF_press
…znów przychodzisz, anno domini, w pustym
OdpowiedzUsuńrozsiadasz się mieszkaniu
i tę samą jak co roku rozpoczynasz historię:
dawno temu…