środa, 26 lutego 2020

Pomimo starań, ogród zapada w suchy sen.


Marcin Królikowski




O!

O! Mój bieżący roku pełen szajb.

Nocą wyjmuje mnie z kołyski
dziadek Stroiński, mówi
– popatrz, starzeć się można pięknie,
zostawia liść brzozy na parapecie.


O! Moje czterdzieści zim i cztery wiosny,

rankiem przychodzi do mnie dziadek Gajcy,
idziemy na Dworzec Zachodni
oglądać jeszcze chłodne słońce wyjęte z węglarki.
Podchodzi, wycina kawałek, waży
– weź, schowaj na szczęście
zanim rozwiozą je dostawcy,
zanim rozdziobią gołębie.


O! Poemacie tej gwałtownej wiosny

przerastający moje możliwości,
znów rujnujesz mój chwilowy spokój.
Rankiem budzi mnie dziadek Lautreamont
i uczy liter z rozedrganego kineskopu,
czytamy hasło Windows "Dokąd chcesz dzisiaj iść?"
i w drodze do przedszkola krzyczę
– dziadku Isidore, dziadku Isidore, nie pędź tak szybko.
On tylko odwraca się i mówi
– nie lękaj się, zdążysz,
przybywam ze starości.
Wsłuchaj się w siebie,
Bądź rozsądny.










SYMSAR

O krok od wynalezienia najnowocześń, najnowo, najn.
O krok od zrozumienia samego, same, sam.
Niewiele zabrakło. Lekkie przesunięcie akcentu na A.
Jaćwieska onomatopeja, krzak.
Ruch po kubek, strącenie dzbanka z różą.
Ukłucie.

Romska onomatopeja, szum piachu w piastach.
Siedem dni w schludnej chacie na Warmii.
Tylko materac, stół ciosany z bali, elektryczny czajnik.
Kartki. Dwa długopisy. Zgrzewka wody.
Germańska onomatopeja, czytam encyklopedię dla przyjemności.
O krok od wyna, wyn, wy.
Bose stopy przenika chłód łąki.

Bose stopy.
Od chatki do kapliczki.
Boże stopki. Tuneliki korników ułożone w napis.
Krople rosy rozcierane w palcach.
Onomatopeja barci pełnej dzikich pszczół.
Brzoza zrzuca korę, szczelnie zapisana pod spodem.
I nagłe odkrycia, każda inna jest cała w napisach, wystarczy przepisać.
Skórę w nawisach słowiańskich mięśni na onomatopei kniei.
Ot, cała tajemnica. O krok.

O krok od wynalezienia najnowocześ, najnowo, najn.
Przedefiniowania suchych pojęć. Memłania, przyłożenia ust
do tafli jeziora Symsar, memłania słów Symsar, Samsar.
Lekkie przesunięcie akcentu na A.

Ćwiczenie uważności. Zanurzenie głowy z otwartymi oczami.
Upływ dni na wpatrywaniu się.
W dno jeziora, z dna w dygot tafli.
I tak usnąć, i już nic, już nic.
Jezioro Symsar, Jezioro Bardo,
porosłe trzciną lusterka Samsary.


 






WĘDRÓWKA DUSZ

Po nagłej śmierci matki odziedziczyłem ogród
za domem, kwietnik przed wejściem,
sześć parapetów po dwie doniczki na każdym.
Jukę w dużym pokoju, daktylowiec kanaryjski
rozrośnięty aż pod sufit. Kaktusy na półpiętrze.
Konewki, spryskiwacze, odżywki, torfową ziemię,
duże doniczki, średnie doniczki, w metalu i ceramice,
cały garaż doniczek, rękawice do przesadzania, sekator, szlauch
z regulacją strugi. Cynkowe wiadro na opad deszczówki.
Wiatr i taniec łodyg. Nie da się na to patrzeć.

Jak mogła im to zrobić, w rozkwicie wiosny,
zawinąć się na pięcie, odejść?
Wchodzę pomiędzy grządki, znów wiatr.
Po chwili czuję syk w głowie. Oddech, zaczerpnąć oddech, czyj oddech?
Oddech – wstęp do rozmowy. Nie słyszę, czuję. Wyrzut w pulsacji roślin.
Zostawiła tak wiele narzędzi, książek, moje bezradne dłonie.
I tego nie da się obejść.
Pomimo starań, ogród zapada w suchy sen.

Zanim sprzedam dom, dwa razy spalę zmarniałe ślady jej obecności.
Mówię do nich wierszem – sprzedam dom jałowy, czysty, bez roślin.
Pozbędę się też zdziczałych drzew. Ptaki rozpuszczę po wsi.
Sprzedam dom czysty, jałowy, bez właściwości.

Zmarniał ogród, dom i ja. Sprzedałem. Złamałem kod DNA.
Zamykam temat. Teraz szukam formy.

Próbuję spisać to wierszem. Nie. Pójść w poemat. Nie. Już wiem. Zostawiam w prozie z 
pomysłem na ostateczną formę. Dam to do tłumaczenia na język niemiecki, potem z tego
 samego wrócę na polski, wytnę zbieżności, potem dam na norweski, angielski, włoski,
 hebrajski, rosyjski i wtedy znów przełożę na polski.

Tylko ten fragment, od wyjścia matki do upadku roślin.

Później, ostatecznie z polskiego na japoński
koan, znak, klaśnięcie dłoni.
Nowa dykcja
– czysta utopia.
Można ją tylko filtrować przez obce, łamać kod,
destylować dokładnie to, czego nie mogłem utrzymać
po stracie matczynych rąk.

Oddech.


______________________________
publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane