Ewa Beznar (Pietrzak)
Miłość z widokiem na port
Światło latarni morskiej ślizgało się
bezwstydnie twoje ciało moje ciało
ściana twoje ręce moje
i tak minął jeden rok drugi w końcu
zawiesiliśmy zasłony i odtąd już
nic nie było tak samo
zabrakło światła
„ Wędrówką jedną życie jest...”
(Edward Stachura)
Szła po moście czerwonym jak liście
zabarwione zapowiedzią wiatru
tuż nad horyzontem wieczoru.
Ruszyła w tę dziwną drogę nad rzeką,
której brzegów nie można było zobaczyć.
Rzeka rozlana szeroko,
z nieskończonością meandrów
malowniczo znaczących mapę zdarzeń,
urwistych brzegów i łagodnych plaż,
ciepłych prądów i lodowatych wirów.
Nie da się zawrócić rzeki,
została więc tylko ta droga przez most
wiodąca na drugi brzeg.
Coraz bliższy, choć jeszcze niewidoczny.
Znaczony czerwienią zachodu.
***
Przepraszam, że zrywałaś się o świcie
kiedy nad moim snem czuwał Morfeusz
za śniadania nie takie nie tyle nie tak
telefony od ciebie nie powodowały że na czole
wyświetlała się informacja „mówi mama”
niepotrzebnie się twoją troską irytowałam
teraz wiem ze dorosłość to nie wiek
poznałam smaki rodzicielstwa radość i lęk
odpowiedzialność i miłość bezwarunkową
za oknem cudny sierp księżyca
a ja jak ty kiedyś – czekam
Nie mów
w twoim milczeniu jest piękno
tamtego poranka jest spokój
i ciepło twoich ramion
w twoim milczeniu są barwy
wszystkie zebrane w chwile
spędzone razem każdego dnia
w twoim milczeniu jest cisza
przez którą zawalił mi się świat
dlatego pozwól mi krzyczeć
Zachód
schowany w zaciśniętej dłoni
wczorajszy dzień trzepoce
jak pod żebrem przestraszony puls
otwarte oczy najbardziej bolą nad ranem
noc ziarnkami piasku przypomina
dotyk mówionych niespiesznie słów
cienie stają się coraz dłuższe
zwłaszcza te pod powiekami
Jak dym z komina
nie chcę o przemijaniu ale biorąc za i przeciw
o niczym innym jakoś nie wychodzi
na co nie spojrzę już było albo się kończy
zobacz wczoraj pół dnia na darmo padał śnieg
gospodarze szuflami pracowicie oczyszczali swoje poletka
a śniegu nie ma tak z siebie i rano skończyła się zima
życie twoje czy moje jak ten śnieg
wystarczy jeden podmuch topnieje ulatując
gdzie nie ma nas i nic już nie ma nawet
ale zanim przeminie zanim się skończy
jeszcze chwilę zatrzymać w dłoniach
odchuchać pisklę jakieś kwiaty posadzić
bo jakże tak
bez śladu stopnieć ulecieć
Azymut
nie uczmy się kłamać na tematy proste
zmieniajmy spojrzenie złożenie ust
na słowa zwykłe i niezwykłe czyny
zapomnijmy topić prawdę w kropli ułudy
wszystko płynie do tego samego morza
nad którego brzegiem staniemy jutro
a przewoźnik słono każe sobie płacić
za każde drgnienie powieki
__________________________________________
publikacja za zgodą Autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane