Jarosław Trześniewski Kwiecień
Oda lutowa - fuga I
te fugi Bacha proste, niezrównane
dźwięczą bezdźwięcznie w lutowy poranek.
woda w powietrzu stygnie. rozebrana
kładka. tu sarna przychodziła w nocy
bażant ją wzywał, byle nie przekroczyć
granic sitowia wśród kryształków lodu.
śnieg topniejący, trawa mocno zgniła,
przestrzeni braknie, pejzaż wzdycha cicho
a Jan Sebastian gra już od północy.
organy czują trzeci oddech mrozu.
gdy nie ma słońca, bezbarwne kolory
znikają z palet, szarość. wszędzie szarość.
Oda lutowa- fuga II
szarość jest wszędzie, pełzająca szarość.
słońce przedziera się ciężko. wyżej
rozpycha chmury ciemność, co została.
ta resztka nocy. mroczna, jej za mało.
czas już się zbierać, wytrzeć na podłodze
ślad mlecznej drogi, co się wciska w fugę
między płytkami. tektoniczny wstrząs,
a Jan Sebastian zagra na organach
wartych przeszczepu. umoczone wargi
w kawie sączone, gdy powietrze drży
od fugi Bacha prostej, niezrównanej
bezdźwięcznej w mokry lutowy poranek.
Oda lutowa - fuga III
prosto, epicko, długo, twarda miękkość.
w dzień siny. kędy zewsząd wieje.
dopiero zima się zaczęła. słońce
w areszcie. jest złodziejem
czas mijający,tempusfugit.
przestrzeni braknie już oddechu.
podszewka snu rozdziera ciemność
o szarym świcie, się nie spiesząc.
ucieka pejzaż. niewygodny, uwiera
ciało i ubranie. tyle jest pustki
w fudze wiecznej,gdy krzywiąc plecy
zagra Bach. prosto jak zawsze. niezrównanie.
Oda lutowa - fuga IV
wyjechać w góry. żonkile nakarmić.
psiej karmy wsypać do miednicy.
poczuć mrowienie przeciążonych lędźwi.
luty jest wszędzie, zimno nie dosięgnie,
gdy deszcz rzęsisty posiekał ulice.
na rzęsach cień, smugi śniegu. blade
słońce choruje, plamy są na rękach
to nie wysypka. drobne dzienne sprawy
rozmienią wszystko. ponad widnokręgiem
różowy obłok. obłoczek już rdzawy.
grają na trąbce pożegnalną fugę,
zacznij od Bacha prosto i niedługo.
Oda lutowa - fuga V
odę zaczynać wzniośle, nieprzystępnie. w czas olimpijski,
gdy czyny spisane, w kraju bez środka z talerzem Tybetu.
Ujgurom góry zawsze niedosiężne. brakuje czegoś.
komplet testów zwodzi, laur z wawrzynu już dawno uwiędły.
poczwórne salto widzów nie uwodzi, wewnętrzny przymus
z apelem poległych. noty złych sędziów i opinia biegłych.
Ujgurom góry, pod górę wspinaczka, nikt nie zabroni
modlącym się lamom jeść pomarańcze. po pekińsku
kaczka nastroszy pióra. BradPitt taki płowy, siedem lat
czekał. domy w Luizjanie, tuż po potopie. sypią się rozmyte.
fugi tam kiepskie, wilgoć, pleśń na ścianach. Bacha nie słychać,
rzeki toczy piana, równina dyszy. prosto, niezrównana.
Oda lutowa- fuga VI
noc na las pada, prześwituje pełnia.
zamarzło światło, gdy fuga Celana
śmierć opisuje, tam gdzie będzie cienka
linia, granica. istnienie. membrana.
ciemność ociera o kontury dachów,
wilki zawyją w ubielonych polach. rzućmy
zasłonę, tu drżące firany. śnieg padać
przestał. jest nieokrzesany. ogień w kominku
rzuca cień na ścianę. ciepło jest zimne.
drewniana altana chwieje się obok.
mostek kamienny przy cerkwi nad rzeką
niesie dźwięk dzwonów. fuga za daleko.
Oda lutowa - fuga VII
fuga tak blisko, jak zawsze daleko.
zimą paruje zamarznięta rzeka.
nie może odbić lecących żurawi
łopotu skrzydeł, w lustrze wody
czarnym. głęboko, płytko, pod murem
cmentarnym. gdzie przekrzywione
protestanckie krzyże mchem obrośnięte.
biała szadź poliże. to światłość,
światłość wiekuista. świeci
poranne słońce po nocnej zamieci.
fuga Celana razem z fugą Bacha
echem dosięga aż po kraniec świata.
Oda lutowa -fuga VIII
objechać zamek krzyżacki nad fosą.
sitowie pęka pod naporem wody. ściany
pałaców płaczą. w środku pusto, tynk
wciąż opada, zdziczałe ogrody podejdą
blisko nad jeziorne lustro. nic po nas.
zdążyć przed późnym powrotem,
zatoczyć koło. na spierzchnięte usta krem
nałożony. łażą dzikie koty, płoty się chwieją,
siny wieje wiatr. gotycki kościół zamknięty,
sobota. gdy omijamy w pół wycięty las, chutor
wśród sosen rosnących wysoko. w radio muzyka.
fugi doskonałe, Bach komponuje lekko i niedbale.
Oda lutowa - (fuga IX)
Bach komponuje lekko i niedbale
drażniąc powietrze, biorąc tony
w jasyr. te puste dźwięki organów
bez masy, aż po rezonans, tylko
trzeba uśpić oddech bezwolnej
znikającej próżni, zacząć od nowa
kompozycję. fugę prostą, bezbarwną
trwającą niedługo. dźwięk krótko
zabrzmi, przenoszone nuty na zżółkłej
kartce, zapisane w lutym.
fuga Celana razem z fugą Bacha
gorzko pobrzmiewa, nie będzie kantatą.
Oda lutowa - fuga X
nie będzie kantatą Celanowa fuga
sięgająca echem hen po wilczy szaniec.
drogi szybko biegną, krótka śnieżna burza
jak taniec na wyspie sztucznej, usypanej
czterysta lat temu. wszędzie ślady
pruskie. barokowy ratusz i miasteczko
puste. kwitnące leszczyny. obok
stół z kamienia, gdzie śpiewają dzieci,
będą głosy zmieniać. potem na języku
smak cierpki i kwaśny. na koniec początek
zapomnianej baśni. wtedy Bach nam zagra
głośno na organach, taką prostą fugę. niezrównaną.
_____________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane