poniedziałek, 12 lutego 2018

Licencja na pierwszy śnieg -Laudacja Karola Maliszewskiego







(***) Patrzymy na...


Patrzymy na kobietę, a ona patrzy na nas z wierszy i ich ilustracyjnych, sugestywnych odbić. W tym przenikliwych, a chwilami wstrząsających w intensywności doznania i jego lirycznego wyrazu, medytacjach „rozlewa się życie”. Życie wieczne wypełnione archetypicznymi, malarsko upozowanymi, postaciami i życie doczesne, kadrowane to z czułością, to znów z okrucieństwem. Mit i historia, baśń i reportaż, wszystko w jednym, mocnym, bardzo wiarygodnym wydaniu.
To poezja odważna, nie uchylająca się od spadających na nasze głowy i świadomości ciężarów. Nie pamiętam już, kto to mówił (chyba Różewicz), że przyszedł poeta i zdjął ciężar, albo że poezja ma umożliwiać zdejmowanie ciężarów. I to się dzieje w wierszach Ewy Włodarskiej. Po pierwsze – opowiadają historię intymną, kobiecą, krążąc wokół zagęszczeń własnego bólu, ale po drugie, i to jest już odwaga – opowiadają o rzeczach drażliwych, niepokojących, wypartych, zamiecionych pod dywan. Nie dają zapominać, nie kwitują zdawkowo naszego milczącego współudziału, przyzwolenia na bez przerwy żywe w swoich różnych kształtach zło. Zatem dopóki takie wiersze powstają, to jeszcze długo będziemy pamiętać dziecko uchodźców, chłopczyka przez fale wyniesionego na brzeg, dzieci rzucane jak gruz na ciężarówki w łódzkim getcie, żywcem spalone na Wołyniu, okaleczone w Doniecku itd. Odwaga nie kończy się na podejmowaniu drażliwych tematów, obsesyjnym rozdrapywaniu ran. Temat w poezji wybrzmiewa albo nie – za dotknięciem formy. Jeśli jest zużyta i przewidywalna, niewiele wybrzmiewa. Jeśli jest śmiała, bezceremonialna, odkrywcza, uderza prosto w serce. Mnie się wydaje, że z takim mistrzostwem mamy tu do czynienia.
I zwróćmy uwagę na zmianę, jaka dokonała się w dotychczasowym obrazie poezji. Odwaga, okrucieństwo, bezceremonialność – te wartości kojarzono do tej pory z tak zwanym „męskim obrazowaniem”. A tu nie waha się po nie sięgnąć kobieta. I dodatkowo wzmocnić o furię, święty gniew, jeśli trzeba, bądź delikatność i czułość, jeśli taka zachodzi potrzeba stylistyczna i ludzka. Feminizm różne ma imiona i realizuje się w różnych sposobach walki ze źle urządzonym światem. Ten wcale nie walczy, a tylko mnoży obrazy, piętrzy metafory, zaskakująco porównuje i zestawia, dostarczając materiału do nowego spojrzenia na rzeczywistość, do wyciągnięcia własnych, odważnych wniosków. I to się zaczyna już od tytułu, który delikatnie sugeruje męskiej narracji, że przecież dałoby się inaczej. Zamiast „licencji  na zabijanie” – „licencja na pierwszy śnieg”, na „budzenie do snu”, na „rzeźbienie z ognia” itd. Patrzymy na kobietę, a ona patrzy na nas. I wreszcie odzywa się po swojemu. Znalazła język.

Karol Maliszewski


________________________
publikacja za zgodą Autora

1 komentarz:

  1. Pan Karol Maliszewski nadzwyczaj trafnie opisuje "płciowość" wierszy Ewy Włodarskiej, jednoczesną obecność dwóch (tradycyjnych?) punktów widzenia: męskiej racjonalności (fakty) i kobiecej emocjonalności (reakcji na nie).
    Gdy dodać do tego wyszukaną, przemyślaną formę polskiego wiersza sylabicznego (w zdecydowanej mierze 13-zgłoskowca), która wymusza podporządkowanie znaczeń jej wymogom - Ewa Włodarska z pewnością tworzy własny język.
    I jak tu "wkładać" te wierze do szufladki tzw. "poezji kobiecej"? Nawet w zestawieniu do tak wytrawnych mistrzyń intelektu, jak Wisława Szymborska czy Ewa Lipska?
    Nie chcę - nie pora tu i teraz - by dokładniej analizować / recenzować "Licencję" Ewy Włodarczyk; dość, by powiedzieć - że "zaprawdę, uwierzcie...", że to kawał dobrej poezji.

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane