piątek, 10 lutego 2012

Trzy wejścia w high life

Jakobe Mansztajn


NARRACJA


tsui pen wierzył w wiele
równoległych linii czasu, ale to i tak za mało.
siwy wierzy w autobusy niskopodłogowe
i że jak ruszymy dupy, to może jeszcze zdążymy.
robi się ciemno i ziemia zwija ciepłe języki blokowisk.
siwemu się takie metafory całkiem podobają,
więc puszcza w obieg mokrego blanta i mówi:
dobre wiersze psują dobre obyczaje.

nie zdążymy. siwy podnosi się z fotela
i włącza muzykę, której prawie nie słychać,
której nie słychać w ogóle, więc pyta:
jak to gówno się włącza ? leżymy pewni swego,
pewni podłogi i wykładziny, która teraz jest jak cmentarz.

siwy dotyka palcem czubka nosa i mówi:
nie ukrywam, to ciało staje się obce.
uśmiechamy się, bo to śmieszne, bo wszyscy mamy tak samo.
za oknem tężeje jagodowa galareta i siwemu
robi się przyjemnie na widok tego, co sobie wyobraża.
twierdzi, że wiersze różnią się od poezji zapisem,
bo poezji nikt jeszcze nie napisał, a on ją właśnie czuje.
wie, że najlepiej się zamknąć
w ciasnej skorupie orzecha





MARCIN IDZIE DO NIEBA


dasz wiarę, marcin ? jeszcze kilka tchnień temu
leżałeś w łóżku, otoczony świeczkami, i sufit
przed sobą miałeś, którego ani obejść, ani sforsować,
ani zaprzyjaźnić się z którym. a teraz popatrz:

we wieczność maszerujesz, w tę pustkę z wygodami,
o której żywi mówią los się musi odmienić.
o której żywi śpiewają piosenki do słów marcina,
czyli twoich, napisanych po śmierci, czyli teraz




ZNIKNIĘCIE


zaczyna się od wyjścia na balkon. mówię sobie:
na końcu tego pokoju jest balkon. można spróbować
wyjść, przewietrzyć się, może coś więcej.
pooddychać, chociaż nie. zaziębić się jak te chude
barierki, które mnie trzymają. nie uwierzysz,
ale słupek w gdańsku wskazuje minus trzydzieści.
zima dopadła nawet najlepiej ubranych,
nawet najlepiej ubranych, co jakby nas zbliża.

tutaj, w gdańsku, sprawy mają się tak: nic nie jest
na swoim miejscu, wszystko jest gdzie indziej.
nie ma cię kolejny miesiąc, kolejny miesiąc
przewala się po mnie jak czołg. podobno była wojna,
podobno rozstrzelano wszystkie ucieczki.
miałem ci napisać, że już w porządku. dużo wychodzę,
powoli wracam do siebie. próbuję odespać,
tylko ten wiecznie cieknący kran jest za głośno.

zaczyna się zniknięciem. nie panikuję, mówię sobie:
rzeczy dzieją się nadal. śniadanie, studia,
przyszłość. że mogę zaczekać, bo nic nie jest
na pewno. że zaczekam, a kiedy znów nie przyjdziesz,
wyjdę na balkon odszukać cię gdzieś
pomiędzy dworcem a napisami końcowymi,
upewnić się, że to, czym bolisz, ten mały kamień
między palcami w bucie, to wciąż nagroda


_________________________________________________
publikacja za zgodą Autora.

1 komentarz:

  1. Oj, czyta się, czyta.
    Może przy innej okazji pojawi się jeszcze więcej, np:

    …znów przychodzisz, anno domini, w pustym rozsiadasz się mieszkaniu
    i tę samą jak co roku rozpoczynasz historię:
    dawno temu…

    Hej, Julo

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane