Mirosława Szychowiak
Tak czy inaczej
Może w końcu to zobaczę, bez przekłuwania
oczu, nie łamiąc karku, skacząc z urwiska.
W dole krąży dawny spokój, krótkie sny
o niczym ważnym, śmieszni chłopcy
w bardzo modnych, pustych spodniach.
A ja cię pierdolę - powiedział to tak
łagodnie, że nie wiedziała czy zaprasza
ją do łóżka czy wyrzuca za drzwi.
Kiedy wygaśnie śmiech i światła na arenie,
wejdzie w ten spokój nie otwierając oczu.
Po omacku wdrapie się na trampolinę
i spadnie, ale to już nie ma znaczenia.
Jeśli coś ma umrzeć, niech umiera szybko.
Złamać kark czy złamać słowo, to i tak
jakaś śmierć, jakiś grób, ten sam ból.
Ewentualnie
Ciało nie mówi już tamtym językiem,
zacina się, jest nieczytelne. Może zejdzie
do podziemia, żeby przypomnieć sobie
początek alfabetu, kilka własnych liter?
Ciało się nawet siebie nie domyśla.
Porusza się na pamięć, niemrawo, pod prąd.
Jest głucho i niemo. W środku tylko echo
słabnie zmęczone, topiąc się we własnej krwi.
Niech coś mnie
dotknie, mówię.
Przesiadka
Wściekłość
to paliwo, na które mam
zniżkę – zamknięte oczy i noga na gazie.
Nie widzi, gdzie pędzi, kto idzie, nie
słyszy – jeśli coś się urwie, to nawet
nie stanie, nie spróbuje skleić tego, co
odpadło. Głowa się wypełnia jak
balon powietrzem – jesteś coraz większa,
ale jakby lżejsza, mniej czuła na ogień,
który cię od spodu nachalnie próbuje
oderwać od ziemi. Czy jest jakiś wybór,
jakaś inna droga i miejsce, by zrzucić
ten nadmiar paliwa, zdjąć nogę z gazu,
zostawić bagaże i pójść na piechotę?
Wniknąć w jakiś spokój, w tę pieszą
wyprawę, zedrzeć podeszwy i otworzyć
oczy, widzieć to wszystko i na wszystko
patrzeć i przytrzymać głowę, żeby
nie uciekła, żebyś nie została sama
z tym burdelem.
zniżkę – zamknięte oczy i noga na gazie.
Nie widzi, gdzie pędzi, kto idzie, nie
słyszy – jeśli coś się urwie, to nawet
nie stanie, nie spróbuje skleić tego, co
odpadło. Głowa się wypełnia jak
balon powietrzem – jesteś coraz większa,
ale jakby lżejsza, mniej czuła na ogień,
który cię od spodu nachalnie próbuje
oderwać od ziemi. Czy jest jakiś wybór,
jakaś inna droga i miejsce, by zrzucić
ten nadmiar paliwa, zdjąć nogę z gazu,
zostawić bagaże i pójść na piechotę?
Wniknąć w jakiś spokój, w tę pieszą
wyprawę, zedrzeć podeszwy i otworzyć
oczy, widzieć to wszystko i na wszystko
patrzeć i przytrzymać głowę, żeby
nie uciekła, żebyś nie została sama
z tym burdelem.
________________________________
Publikacja za zgodą Autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane