Krzysztof Tomanek
***
gdyby nie druty
wysokiego napięcia
wpadałoby się w to co
nas spotyka. jasność tych cystern
i odbicia chmur, gdy
bieganie jest blisko
i zanosi cię, jakoś
dziwnie utykasz.
pierwszy dzień
szwedzkiego lata
(pod radzyminem), niebo
zmienia się w głębi.
chore, spomiędzy krzewów
ozdobnych, ociepleń budynków,
chce nas mieć tutaj.
odnogi łodyg, które są
niepodobne, wkłuwają się,
w arkusze styropianu, w
upięcie ogrodu,
nieszczerego dla cudzych
dzieci.
(niewiele wiemy.
jest tylko świeży
asfalt, który łączy nas z europą.
bladość. popatrz na
mnie.)
***
myślę, że można było go
nazwać panem
od ładnej mowy i
popołudnia.
tę drobną radość tuż po
jedzeniu,
gdy przełykane łączy się
z ciałem w smutku.
obszerne płaty omdlenia,
pogoda duszna (jej włókna)
i gotowane ptaki, które
rozdziela się nożem
na części, czułość
mierzona w zabawie.
wyprowadzasz pion nogi
korzystając z twardości podłoża
i rzeczywiście ziemia
sprzyja twoim biodrom,
one są ziemią.
twoja gibkość, gorące
powietrze, które utrzymuje się aż do późna
i noc, znowu noc.
***
w nocy drzewa skierowane
są donikąd, poprzez
określone odległości
między sobą.
to musiały być kiedyś
ogniska gitarowe
albo wieczorne kursy
tańca,
skoro jest wracanie i
główne ulice katowic, a my
w zabawie przybieramy
sobie nieznanych starców
(te nieprzyjemne
spotkania z nimi).
jak obrys drzwi gdzieś z
tyłu
gdy cicho przejeżdżają
przez miasto
czeskie karuzele. ta
pozostałość,
chłodna obręcz.
________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane