Paweł Łęczuk
Ostatni dzień kwietnia
Najpierw odeszły od nas koty,
podobno na skutek zgonu
sąsiadki. Śmierć, to jednak
odejście.
Nastał pogodny styczeń.
Otrzymywaliśmy tłuste wieści
w coraz szczuplejszych rozmowach.
Mroźny luty. Pusty marzec. Pomylona
data imienin.
Spoglądanie chyłkiem w zasłonięte
żaluzjami okna.
Nie przetrwaliśmy próby. Kości
zostały spalone.
Dziś jadę na Bródno. Stoję nad
grobem jak kiedyś
pod drzwiami. Milczysz. Mówię, kwiatki
powiedzcie mi.
Kołyszą się wstążki z napisem ostatnie
pożegnanie.
A przecież to dopiero początek.
Niekiedy wracasz,
bo życie to przecież rozstania i
powroty.
lipcowy poranek
znalazłem cię pośród chwastów tak
jak kiedyś
górniczy kozik którego nie zdążyłem
ukryć na czas
przed wzrokiem ojca stary sztygar
powiedział
że to nie jest nóż do zabawy
kazał oddać odnieść na miejsce
ktoś musiał nadal wydobywać z ziemi
chleb
karmić szarą masę pozbawioną marzeń
perspektyw i buntu
dziś wiem że znaleźć nie znaczy
skraść
odróżniam góry od hałd
Imperium
Coraz częściej wracam myślami na
Wschód.
W jaskini Lwa mieszam ze sobą wątki
i wojny.
Pokój drażni pustym wspomnieniem.
Za oknem
chłód białej nocy. Szklanka wódki
na biurku.
Jednak nie piję za Twoje zdrowie.
Czekam
na kolejny transport. Nową opowieść
o tym
jak zdobywano mięso na stół weselny
w czasach
kryzysu i kto komu zjadł babcię.
Palimy więcej niż powinniśmy, nie
dbamy
o płuca. Tracimy głos. Mówią już
tylko palce.
Trzeszczą jak kości naszych bliskich rozsiane
po kresach odzyskanych i utraconych
majątków.
Ofiaruję Ci swoją przyjaźń,
pielgrzymie. Dom
bez widoku na przyszłość, duszoną
cebulę
i marynowany kwiat kopru. To lepsze
niż antybiotyk.
Pomaga przetrwać.
___________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane