poniedziałek, 26 stycznia 2015

Zabawna konstatacja - o poezji Jarka Jabrzemskiego







         W liryce Jarka Jabrzemskiego zawsze ceniłam nienaganność stylistyczną i warstwę brzmieniową, gdyż absolutną podstawą dobrej poezji są dla mnie poprawność i dźwięczność -wiersz, aby w ogóle być wierszem, musi leżeć na pograniczu muzyki i słowa. Definiując poezję, Jarek jednak skupiał się zawsze na czymś zupełnie innym – „Poezja jest zabawą” – powtarzał z uporem maniaka podczas naszych rozmów i choć przez dłuższy czas wydawało mi się to całkowicie niewinnym stwierdzeniem, w pewnym momencie zrozumiałam, dlaczego to właśnie zabawa stała się naczelną zasadą rządzącą jego twórczością.
          Jarek doskonale rozumie, że zbytni rygor hamuje proces twórczy, zaś zmuszanie się do wysiłku intelektualnego, aby wpisać się w idealnie w określoną formę (na przykład sonetu albo villanelli) niekoniecznie jest receptą na udany wiersz. Aby stworzyć coś wartościowego, trzeba mózgowi pozwolić na plastyczność i pozorne rozkojarzenie, czyli grę, która toczy się podświadomie, pozwalając umysłowi łączyć ze sobą różnorakie elementy posiadanej wiedzy oraz wspomnień. Umysł musi swobodnie bawić się informacjami, „śnić na jawie”, zaś człowiek powinien nauczyć się doceniać beztroskie rozmarzenie, 
w którym myśli płyną nieświadomie.
         Sam fakt, iż w „Egzuwiach Egzekwiach” autor wykazuje się bogatą wiedzą na temat świata naturalnego (darząc go jednocześnie ogromną empatią) udowadnia, że Jarek postrzega samego siebie jako zaledwie maleńki element w biologicznym uniwersum. Co najważniejsze, poeta umie wykorzystać naturę w procesie twórczym – jego wiersze odzwierciedlają uniwersalną potrzebę tworzenia nowych korelacji znaczeniowych między rzeczami pozornie odrębnymi. Jarek pokazuje, że taka rozhukana kreatywność jest esencją życia „w ogóle”, wynikającą z potrzeby tworzenia wspólnoty z innymi istotami, 
z potrzeby – wielorako rozumianej – prokreacji (za przykład niech posłużą wiersze afirmacja rozwielitki czy paskuda z parku szczęśliwickiego). Ucząc się i nabywając doświadczenia, tworzymy sensy poprzez składanie przypadkowych fragmentów w całość. Ludzki mózg beztrosko angażuje się w taki rodzaj kombinatoryki, przezwyciężając - choćby na moment - strach przed zmianami oraz egzystencjalną niepewność, aż wreszcie zaczyna celebrować paradoksy i niewiadome. To, co nieznane, jest piękne (vide utwory: pod białą pierzyną, liszka).
            Dostrzeżone korelacje układają się we wzory - powtarzalne, przewidywalne schematy podobieństw, które pozwalają człowiekowi porządkować rzeczywistość, a zwierzętom – przetrwać. Zarówno gra w brydża, rozwiązywanie krzyżówek, jak i pisanie wierszy oparte jest o schematyczność – niemniej to właśnie wzorce i reguły są nieodłącznym elementem kreatywnego myślenia (w tym tworzenia metafor czy porównań). Poezja Jarka to ciągłe balansowanie między porządkiem a chaosem – z pełną świadomością tego, że za dużo obostrzeń wytwarza impas i nudę, a za mało struktury – bałagan. Podziwiam Jarka za to, że pisze wiersze tak, jak powinno się je pisać. Sama doskonale wiem jak rzadko umysł tworzy nowe struktury, jak sporadycznie pojawia się ten rozkoszny moment „eureki”, jakże ciężko znieść długotrwałe oczekiwanie i niepewność. Podczas gdy ja piszę, gdy pomysł już się ostatecznie „wykluje”, Jarek jest ode mnie dużo odważniejszy: jego wiersze odzwierciedlają proces inkubacji, 
a niejednokrotnie są wręcz jego zapisem. Dzięki tym wierszom sama nauczyłam się pisać – a co więcej, pozwoliły mi one zrozumieć, że zabawa rozwija, bo dbanie o elastyczność umysłu i czerpanie jak najwięcej przyjemności składa się i na szczęśliwe życie, i na dobrą sztukę.
             Tylko w wierszach rozumianych jako zabawa jest coś terapeutycznego - coś, co pozwala całkowicie stracić panowanie i zmierzyć się z niewiadomą czerpiąc z tego przyjemność. Podmiot liryczny w „Egzuwiach Egzekwiach” podkreśla, że świat zewnętrzny jest całkowicie obojętny wobec naszych trosk. Rozwój kulturowy idzie własnym tropem, podczas gdy ciało podlega procesom znajdującym się poza naszą kontrolą – w tym nieuchronnemu dążeniu do śmierci. Nawet umysł jest wiecznie niesforny – ale co z tego? - pyta Jarek, skoro być sobą oznacza odkryć i zaakceptować tę nieokiełznaną, rozigraną naturę, a nawet wykorzystać ją, by z przyjemnością znosić życie. Choć „neoteniczna” elastyczność umysłu jest dla ludzi chlebem powszednim, rzadko traktujemy ją poważnie, a jeszcze rzadziej, niestety, pozwalamy myślom swobodnie „popłynąć” – podpowiada Jarek. Więc róbmy wszystko, żeby było nam zabawniej, przyjemniej. Żeby było śmieszniej.
 
Katarzyna Fetlińska





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane