Grzegorz Ósmy
wołanie o shoah
dwóch mnie jest, trzech a nawet
ośmiu. na każdy dzień tygodnia,
na ruski miesiąc, na czarną godzinę.
na sąd ostatecznie mogę zjawić sam
sobie sterem, konstansem, kotwicą
i kauzyperdą z urzędu. z księdzem,
kurwą i jej majtkiem na bocianim
gnieździe, które w kostki gryzą
bobry. niech wszystko się wali, niech
upada, wstaje i znów niech chuj to
strzeli z car bomby i grubej berty, ja
czekam na wojnę, bo dwóch jest mnie
trzech a nawet ośmiu. po jednym na
każdą stronę konfliktu. was znów
trochę reduknie bellona, a ja choć
jeden zostanę. bo ktoś musi wygrać.
ktoś musi resztę pochować
aż się ślinił
śniło mu że umarłaś a dotrzeć nie mógł
nad mary, bo znów wojna wczasy w siodle
wykupiła po drodze. i żeby jeszcze ciuchy
mieli choć niezłe, ale nie - jedni dres bury
a drudzy piżamy: ponadczasowa klasyka,
jak korespondent vouge'a donosił z obozu.
wojnę wygrywa albo na niej ginie, potem
się ją obchodzi. on zignorował, bo stygłaś
grzbietowi katafalku gęsią skórkę czyniąc.
zdążył. jeszcze nawet piach sypnąć w tryby
bierne czasów już dokonanych. potem nie
wiem, śmiał bardziej czy spełnienia spazm
spastykował uważając w spodnie. nie będąc
pewny tych ludzkich odruchów, patrzyłem
jak na dłoni mu w oczy - wilgotne były i
ciepłe kolorem czerwonym ostrzegawczo
wydrapane aż po epileptyczne orbity
zazdrości. żaden z nas się nie zniżył,
by schylić brwi podnieść, niechby choć
w obojętności pozorze, że to nie kroplą
deszcz upada na zewnątrz
haute fouture
kończą mu koszule w których bywał
szczęśliwy zostały te w kratkę i nawet
krawata by na nim powiesić a pasek
odpada bo spodnie spadają szybciej
niż morale w przyciasnej klatce windy
na szafot w jego szafie już tylko straszy
sztruksowy duch marynarek i mole w
swetrów smole z mozołem bez umiaru
zdejmują z niego miarę skracając
nogawki jego żywota amen aż by
chciało powiedzieć ale bez wiary
wciąż kraje szat nie rozdzierając
bo czasu w bród wciąż więcej niż
dwa szmaty by wszystko w drugich
spodniach zostawić zakasać rękawy
i maszyną do życia w pościg puścić
za ściegiem z burdy wszczynając
wykroje aż po kolejny ciuch podszyty
pytaniem czy kaftan to będzie czy
zdębiała jesionka co krępuje każdy
już ruch
________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane