poniedziałek, 18 listopada 2013

„To, co z drugiej ręki”.


Notatki o prozatorskim debiucie Roberta Miniaka*






1. Dzisiaj z wydaniem opowiadań jest spory problem. Profesjonalne wydawnictwa nastawione są na robienie dużej kasy dzięki grubym powieściom. Debiutującym prozaikom najczęściej odpowiadają, żeby przerobili interesujące opowiadania na jeszcze bardziej interesującą powieść. Dlatego tradycja pisania opowiadań zaczęła w pewnym sensie zanikać.
Dobrze się stało, że Robert Miniak nie przerobił. Że zostało tak jak jest. Bo w tych surowych fragmentach dochodzi do głosu prawda nieubranego w żadne maski życia, a czytelnikowi podsunięto możliwość przeżycia czegoś sugestywnego, momentalnego i jednocześnie oczyszczającego, takie małe katharsis w zasięgu ręki. Być może to ręka drugiej kategorii, ale jak zawsze (przy dobrej literaturze) nie ma się pewności. Dobrze się te opowiadania czyta takie, jakie są, bez dłużyzn i popisów. Oddane ludzkim głosom, losom i sprawom – z usunięciem komentarza i wymądrzania. Miniak wie, jak zacząć i jak w miarę szybko bez znudzenia skończyć kolejny monolog skrzywdzonego, skrzywdzonej, niekochanej, poniżonego, niezrozumianego, obcego, nieumiejącego kochać i tak dalej. Tacy są ci jego święci z drugiej ręki. W takim razie chciałbym zapytać, co robi „pierwsza ręka”? Czy tylko wciąż wyklucza? Dzieli i rządzi? Ustanawia hierarchię, w której nie zawsze potrafimy się zmieścić?

2. Świętość zadekretowana w pieśniach i antropologicznych rozprawach, osadzona na udrapowanym niebie. Ale jest jeszcze niska, skromna, pełzająca świętość, ta w ludziach i między ludźmi. Tu i teraz. Uparte sacrum, co z niczym nie chce się rymować. Jeżeli już, to z bólem, smutkiem, beznadzieją, niespełnieniem. Takich ludzi i takie losy odtwarzają opowiadania łódzkiego twórcy. Second hand wartości i mozolnego bycia pośród nich, a nieraz pomimo... Bardzo to ludzkie.

3. Ludzie obok, „ludzie stamtąd”. Ale właściwie skąd? Przecież już nie z czworaków, więc z jakiej przestrzeni i z jakiego czasu? Z przestrzeni pośredniej, peryferyjnej, prowincjonalnej. Z czasu ustrojowej transformacji, z cieniem PRL-u kładącym się długo i głęboko na zwyczajach i mentalności. Miniakowe „tu i teraz” rozpływa się w czymś mitycznym i alegorycznym, ogólnoludzkim, a to dla mnie znak pisarstwa, które dojrzewa do syntezy, ewoluuje od reportażowych szczegółów do wymiarów epickiego ogółu.

        4 . A zaczyna się od opisu realiów malutkiego Zarzecza i nieco większych Podkonic. Jurodiwy Sylwut, Szczapa, „co się ześwinił” i do milicji przystał, Stasiek Mela „co to się powiesił”, Jachu, Szymo, Bielasiak, Łukasz letnik (miastowy) i wielu innych. Czas dojrzewania poszczególnych bohaterów łączy się z czasem budowania nowej rzeczywistości społeczno-politycznej, mozolnego zachodzenia (nakładania się?) kapitalizmu na socjalizm. Schyłek tego mitycznego czasu dzieciństwa pokolenia i dzieciństwa nowej wolnej Polski skojarzono z symbolicznym faktem – w mikroskali jest to śmierć wioskowego odmieńca, zaś w skali ogólnej śmierć papieża. Wraz z nią nadchodzi duchowy kryzys, poczucie opuszczenia, zaczynają się zupełnie inne konflikty. Ten świat już nigdy nie będzie takim, jakim był i jakim mógł być. 
„I wtedy nikt jeszcze nie przeczuwał, że wszystko nagle się skończy, utknie na mieliźnie jak patyk wrzucony do rzeki. A wszystko za sprawą głupiego Sylwuta, o którym mówiono, że zanim go znaleźli, przez dwa dni moczył się w tej jamie pod młyńskim kołem, zupełnie jak wielki sum. Ale tak widocznie musiało być, żeby chociaż raz w życiu Zarzeccy i Podkoniccy stanęli obok siebie ramię w ramię, by popatrzeć. A on zwyczajnie tkwił między nimi jak palec boży, niemy ślad tego wszystkiego, co odpływa, rozmywa się i traci kolor jak szmata po nafcie wrzucona do rzeki”.

Karol Maliszewski

__________________________________________________


* Te notatki na gorąco dotyczą roboczej wersji książki zawierającej 13 opowiadań. W wersji finalnej doszło jeszcze jedno opowiadanie, którego tutaj nie uwzględniam. Poważnie zmienione zostały układ i kolejność utworów. W pierwotnej wersji książkę otwierało opowiadanie „Kręgi”, a zamykało opowiadanie „Zęby”.   


publikacja za zgodą Autora. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane