wtorek, 20 sierpnia 2013

To poezja śmierci: ptak, kamień i polip śpią na jednym brzegu.


Karol Samsel




Więdnice


Boże mojego serca, już mnie nie wysłuchasz
tak, jak nie wysłuchałeś młodego Jalu Kurka
masturbującego się w łazience „Berensy”
w dniu pierwszego wieczoru autorskiego.

Nadejdą wielka pauza i małe ciało
Kazimiery Iłłakowiczówny – rozdarte
gamą na dwie więdnice, wbite na pal
suchej energii. Aleksander Gierymski

zabije żonę, a po niej syna, odkroi oko
od harmonii chleba. Boże mojego serca,
to serce oszalało. Pomyliłem je z horlą
i zniosłem z żywej łodzi.




Łodzie


To nie czas, by mówić. Staję się
łzą Hölderlina. Nie powiem więc
tobie: moje stopy, mój kark, moje
jądra; nie zagrożę ci już gawędą

o czerwonym pyle. Nie w ten sam
sposób, nie w tej samej muzyce
mięso jest mięsem, a symbol
jest symbolem.

Prawo miłości?

Odwiązałem dziś łodzie,
żadna nie odpłynęła.



Teresa Tarwid


Raport sanitariusza. Umarła, czytając Dziewczęta
Gojawiczyńskiej. Ach, ciało głupie jak liść kapusty
albo serce w bębnie. Małych konstelacji nie ma,
nie ma wiar ani zapewnień. To poezja śmierci:

ptak, kamień i polip śpią na jednym brzegu.
Trwa zatem wielka cisza – łączymy co dzień
domy, jednoczymy światy hotelu i stepu.
Nowe prawo chleba? Odchody, zapomnienie.

_____________________________
publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane