Karol Samsel
Więdnice
Boże
mojego serca, już mnie nie wysłuchasz
tak,
jak nie wysłuchałeś młodego Jalu Kurka
masturbującego
się w łazience „Berensy”
w
dniu pierwszego wieczoru autorskiego.
Nadejdą
wielka pauza i małe ciało
Kazimiery
Iłłakowiczówny – rozdarte
gamą
na dwie więdnice, wbite na pal
suchej
energii. Aleksander Gierymski
zabije
żonę, a po niej syna, odkroi oko
od
harmonii chleba. Boże mojego serca,
to
serce oszalało. Pomyliłem je z horlą
i zniosłem z żywej łodzi.
Łodzie
To nie czas, by
mówić. Staję się
łzą
Hölderlina. Nie powiem więc
tobie: moje stopy,
mój kark, moje
jądra; nie zagrożę
ci już gawędą
o czerwonym pyle.
Nie w ten sam
sposób, nie w tej
samej muzyce
mięso jest mięsem,
a symbol
jest symbolem.
Prawo miłości?
Odwiązałem dziś
łodzie,
żadna nie odpłynęła.
Teresa Tarwid
Raport
sanitariusza. Umarła, czytając Dziewczęta
Gojawiczyńskiej.
Ach, ciało głupie jak liść kapusty
albo serce w
bębnie. Małych konstelacji nie ma,
nie ma wiar ani
zapewnień. To poezja śmierci:
ptak, kamień i
polip śpią na jednym brzegu.
Trwa zatem wielka
cisza – łączymy co dzień
domy, jednoczymy
światy hotelu i stepu.
Nowe prawo chleba?
Odchody, zapomnienie.
_____________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane