Małgorzata Południak zadebiutowała książką poetycką
(nie tomikiem jak można było przypuszczać) zatytułowaną iluzorycznym
określeniem- czekając na tajemniczego Malinę? Rodzaj męski tego żeńskiego
rzeczownika jest uzasadniony, ale tylko dla wtajemniczonych, przypadkowy
czytelnik dopiero podczas lektury dojdzie do wniosku jak dalece może się
posunąć poeta w obszarach poszukiwań oryginalności, własnej niczym nie zmąconej
i do tego przekonywującej czytelnika, że ta oryginalność nie jest czymś
zwodniczym, nie jest pozerstwem, ani kreacją będącą dopełnieniem, lub
uzupełnieniem braków, niezbędnym dla egzystencji poezji debiutanta - co w
ostatecznym rozrachunku daje synergiczny efekt w postaci zainteresowania
autorem i jego liryką na dłużej. Nic z tych rzeczy. Zaryzykuję
stwierdzenie, że jest to wewnętrzny dialog z Nieobecnością zmaterializowaną
lirycznym słowem? A więc sytuacja liryczna niespotykana dotąd, ponieważ taki
rodzaj dualizmu (może dwoistości) jest niezwykle rzadki. Jak dotąd nie miałem
okazji spotkać coś podobnego w poezji Polskiej? Wspomniana Nieobecność (czytaj
Malina) to nic innego jak pożądana osobowość konieczna do funkcjonowania, na co
dzień. Stąd w tytule: czekając, ale jak długo, czyżby było to dochodzenie
poprzez ćwiczenie własnej osobowości, poddawanie jej wysiłkowi umysłowemu, bo
tylko w głowie Malina może, w tym konkretnym przypadku musi zaistnieć, aby
podmiot liryczny mógł normalnie funkcjonować i posiadać zdolność do
podejmowania wyzwań natury egzystencjalnej. Tyle tezy, stawiam bez przekonania
albowiem udowodnić jej wszystkie założenia będzie mi niezwykle trudno. Malina
dualny, raz w kobiecej powłoce psychicznej, po wtóre manifestujący swoją
męskość niezbędną w określonych sytuacjach, zabiegach o coś, walczący z
przeciwnościami. Bardzo hermetyczny w swojej postaci, nie do końca
przekonywujący albowiem oddać cechy męskie może wyłącznie mężczyzna, w kobiecej
postaci zawsze będzie delikatny, mimo, że z jego ust płyną słowa twarde,
akcenty ulokowane są w miejscach, w których mężczyzna zwykle milczy. Malina
Południakowej, nie boję się użyć tego określenia- błądzi, błądzi sterowany
kobiecą ręka, i jest to zamierzone, kobieta w ten sposób próbuje podkreślić
swoją dominację, nawet na odległość, władcza w sposób nieograniczony, nawet
myśli są przedmiotem swoistego zajęcia: w myślach można zdeformować
nawet strach, wyciąć lasy i nie bywać jednocześnie w tych samych miejscach.
Wszechwładna i wszechmocna Malina rodzaju żeńskiego jeśli zechce
uczyni wszystko, aby budować, niszczyć, ratować świat przyjazny obojgu, czas i
miejsce nie mają znaczenia, drapieżna i jednocześnie łaskawa duszą i ciałem
potrafi niczym Penelopa chronić Odysa, wszczepić mu te same zasady gry na
odległość. W konsekwencji wszystko będzie po jej myśli, sterowane przecież,
przewidywalne, i spodziewane zachowanie partnera w każdej sytuacji. Brzmi to
buńczucznie, iluzorycznie, nawet budzi sprzeciw u każdego, kto przeżył coś podobnego.
Takiego azylu w sobie dotąd nikt nie wymyślił, można egzystować w brzuchu
wieloryba, można znaleźć schronienie w samotni, ale w sobie? Celowo
przywołałem tutaj Penelopę, ponieważ dostrzegłem w postępowaniu żeńskiego
Maliny grę o wszystko, symbolem tej gry jest tkanie odzienia nicią Dejaniry, po
której męski Malina bez problemu dotrze do domu. Z jednoczesnym rozpruwaniem
jej, w tajemnicy przed wszelkimi pokusami, aby zabieg ten pokrył się z
terminem ucieleśnienia samotnie przeżywanych uczuć. Malina żeńska kocha, ale
nie ukazuje tego, uważa, że jest to jej słaby punkt: ślubna pościel
przysypana ziemią czeka. I wie doskonale, że: siła nie
pochodzi od człowieka. Zatem, od kogo pochodzi siła przetrwania?
Odpowiedzi trzeba szukać w sobie? Alter ego, ukryte walory obronne spoza
materii, a może siły nadprzyrodzone nie wiadomego pochodzenia, ale nie mistyka
czy magia. Malina dociera do wszystkich sfer zagrożenia, sfer niezbadanych i
obszarów, które istnieją, ale dotąd nie miały znaczenia w życiu bohaterki,
lecz jeden po drugim pojawiają się w kuchni, pokoju a nawet na spacerze.
Malina odporny, nabiera nowych niezbędnych cech przysposobienia, nawet znajduje
korzenie w przedmiotach, choćby krzesło, w którym włókna nadal żyją i w miarę
potrzeb z krzesła wyrośnie drzewo, idylliczne.
Poezja Małgorzaty Południak wymyka się wszelkim miarom
porównawczym, nie da się umieścić w gronie pokoleniowym, w szeregu twórców o
podobnych charakterze twórczym, nie jest - ani typową dla jakiegoś czasu, ani
podobną do już prezentowanej, lub prezentowanej w przeszłości. Aczkolwiek widzę
tu odniesienie do królika doświadczalnego Anny Janko, lecz
Malina to wtórna postać samej poetki, raczej sposób zachowania, postępowania,
szczególna osobowość, którą z konieczności trzeba doświadczyć, w złożonej
sytuacji materialnej, w oderwaniu od czegoś, kogoś, dlatego mamy do czynienia z
aktem twórczym, dosłownie, podczas którego nie tylko rodzą się wiersze, rodzi
się jakby drugi charakter pokazywany w celu uzupełnienia braków, sił,
odporności a nawet obcowania z bliską osobą na odległość. Akt twórczy, zabójczy
w skutkach, bo nie wyobrażam sobie zachowania poetki od momentu pożegnania z
Maliną. Nie będzie to łatwe jeśli niemożliwe, ponieważ dzieckiem tego
związku jest książka. No i jawi się pułapka, zaczyna funkcjonować nowa
zależność, już po za obszarem twórczym, o czym autorka nie zdaje sobie sprawy,
jeśli książka ma już swój żywot odrębny, odcięta została pępowina, to autorka
będzie musiała sobie z tym poradzić w innym uzależnieniu. Nowego Maliny nie
wymyśli, partner, towarzysz w realu będzie musiał stoczyć bój z Maliną, czy
autorka zajmie stanowisko rozjemcy, wątpliwe, a może zapomni o Malinie i
wymyśli nową postać, tym razem trzecią w kolejności jako zamiennik lub ucieczka
od problemów, a może wymyśli nowy rodzaj azylu. samotność ma różne oblicza, i
stawia coraz to nowsze wyzwania? Bardzo daleko uciekłem od postawionej tezy,
mam jednak nadzieję, że poetka mi wybaczy i nie przyjmie tego jako afront. Nie
miałem takiego zamiaru, ale po wielokrotnym czytaniu książki czuje się
zapędzony w kozi róg. Przysłowiowe maliny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu,
jako przedstawiciel płci męskiej? Nie pozostaje mi nic innego jak tylko schylić
czoła.
W jednej z wypowiedzi oceniającej debiut Małgorzaty
Południak pojawił się nadrealizm, nie jako zarzut, lecz
uświadomienie czytelnikowi, że ten rodzaj poezjowania jest realny, i ma swoje
miejsce w poezji nie budzące sprzeciwu. Wydaje mi się, że trochę na
wyrost posłużono się tym terminem, nie widzę w liryce Małgorzaty czegoś
nadrealnego, poetka nie wkracza w świat tropów i symboli, nie ucieka za daleko
od pierwowzoru, wszystkie atrybuty którymi się posługuje są realne, natomiast
wprzęga je w przewrotną osobowość Maliny, nadaje im znaczenie pierwszorzędne,
choćby ślubna pościel, i krzesło a także pomieszczenia w które wprowadza lub
przetrzymuje tam Malinę. Jeśli nadrealizm to o charakterze podmiotowym,
oscylujący w kierunku podmiotu czynności twórczych, a nawet tkwiący w samym
podmiocie, inaczej nie byłoby Maliny, nie byłoby książki w takiej postaci.
Chwała poetce za odwagę, z eksperymentu wyszło dzieło nacechowane nową
wartością, skomplikowaną ale w przekazie możliwą do akceptacji, w warunkach
kiedy coraz więcej ludzi przeżywa syndrom samotności, odosobnienia, przymusowej
banicji, Malina staje się zbawiennym antidotum, bez uciekania się do
drastycznych decyzji.
Na koniec o książce, niewątpliwie godna polecenia w
stopniu najwyższymi. Nie dość, że ciekawa, to jeszcze poruszająca wielce:
dramat, groteska, zaskoczenie, wzruszenie – wszystkie stany emocji funduje
czytelnikowi autorka, ani przez moment nie czułem się znudzony lekturą ponieważ
wiersze stanowią jakby ciąg informacji i obrazów ze sobą powiązanych, czyta się
jakby opowieść napisaną lirycznym językiem, grafiki towarzyszące wierszom
dodatkowo wciągają w treść i ją wzbogacają, obrazują, co w efekcie daje
czytelnikowi możliwość konfrontacji własnego wyobrażenia z intencjami autorki.
A nie są to ekfrazy ( tutaj ukłon w kierunku Rafała Babczyńskiego autora
ilustracji) przysłużył się Malinie nie mniej niż poetka. Ukłon także w stronę
wydawcy, Zaułek Wydawniczy Pomyłka ma już swoja renomę na rynku. W sumie udane
przedsięwzięcie, a jako debiut, to z pewnością jeden z ciekawszych jakie
ukazały się w roku minionym.
Jerzy Beniamin Zimny
Małgorzata Południak, Czekając na Malinę, Zaułek
Wydawniczy Pomyłka, Szczecin, 2012
źródło: Jerzy Beniamin Zimny
_______________________________________
nadesłane
źródło: Jerzy Beniamin Zimny
_______________________________________
nadesłane
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane