wtorek, 16 października 2012

Klamerki - Robert Miniak



Tylko to wszystko między nami wyschło jak prześcieradło. Zawiesiło się na sznurku przed domem albo lepiej - jak powietrze przed blokiem, bo przecież Nasz dom, to złe słowo i nigdy tak go nie nazywaliśmy. TO coś wisiało jak wyprany koc, taki duży, puchaty, kiedyś miękki - pamiętasz? z polaru, taki z polaru.
Wilk na nim był namalowany albo szary pies, duży na cały ekran - no co ja mówię, nie ekran, tylko koc przecież - z oczami błękitnymi, za bardzo błękitnymi.
Nie pasowały do niego, bo jakże to - taki groźny pies czy wilk nawet i oczy błękitne jak 
u lalki... a propos - pamiętasz jak mówiłaś, że córki czarownic dziedziczą zielone oczy, jakby wyszły z drzewa, urodziły się w korze, w liściach? Wtedy jeszcze nie odeszłaś. Nie zostawiłaś mnie i tego prześcieradła wywieszonego na znak dobrej nocy. Naszej nocy. Ale to było dawniej, kiedy noce były jeszcze nasze, a nie zwyczajne takie wypłowiałe, przykryte dla niepoznaki tanim kocem z polaru, że to niby z wierzchu miękkie, a pod spodem całkiem inne, ciemne. Zawsze tak jest - pomyśl - mówią, że wściekły pies ma czarne podniebienie (nie, nie mówię teraz o tym z polaru, to był wilk raczej, taki wiesz bardziej Husky). Tak, można tak powiedzieć OGÓLNIE.


Ale to nieprawda, bo przecież ten pies, czy wilk, czy jak-mu-tam Husky, ma zawsze różowe pod językiem, śliskie takie i ślina mu kapie, szczególnie jak głodny, albo na cukierek patrzy. Wiem, bo miałem jamnika - Dolara, a jamnik to taki wilk, tyle że bardziej ludzki. Kiedyś leżałaś, pamiętam na pewno, leżałaś z zamkniętymi oczami i nagle...bęc! Mówisz mi prosto w ucho, (to musiała być zima, na pewno zima), że twoje powieki od drugiej strony nie są wcale różowe tylko czarne. I, im bardziej je zaciskasz, tym są bardziej. Tak bardziej i bardziej aż do bólu, a potem stają się jaśniejsze, jakbyś przechodziła przez tunel, taki jak się przechodzi po śmierci. Tak właśnie mówiłaś: PRZEZ TUNEL z akcentem na "l" i "śmierć" (może to jednak nie była zima?). I teraz już wiem, że z tym podniebieniem psa, to przenośnia, taki niby to myk, że wszystko,co zamknięte jest czarne.I wściekłe.Chyba tak jakoś.

To wszystko wyschło, a my wisieliśmy na sznurku przed domem z klamerkami, co tak nas przytrzymywały przy sobie, przyczepiały do życia jak do sznurka, że ani się ruszyć w prawo, ani z wiatrem. Pamiętam te klamerki, kolorowe takie, plastikowe. Od nich się zaczęło. Jako chłopaki chodziliśmy pod balkonami zbierać fanty.Czasem trafiało się coś dobrego, zabawka, resorak..., ale najczęściej tylko klamerki.
Cudze, od cudzych kompletów, zupełnie nie pasujące do siebie, jakby były z innych światów, pięter, jakby trzymały różne prześcieradła po cudzych nocach. Zbierałem te klamerki. Składałem je jak najcenniejsze skarby, szukałem brakujących do pary, wymieniałem z chłopakami na inne.. Marzyłem, że jestem klamerkowym królem, ba, nawet Bogiem i każdemu rozdaję jego własną klamerkę do własnego koca...
Nie odeszłaś. Jeszcze, wtedy nie...
Zostałaś przy mnie tak jak się zostaje na starych fotografiach. Ja trzymam Cię za rękę,
a ty masz mój czarny sweter z wrobionymi literami JM. Śmieszny taki. Za długi na Ciebie, za duży, ale to nic i tak - popatrz, pasowaliśmy do siebie na tej fotografii i nawet pamiętam, że potem złowiłem szczupaka w tej zatoczce za drzewem. Śmiałaś się, że mały i kazałaś wypuścić. Ale to było POTEM, po tym zdjęciu w moim swetrze. A może nawet innego dnia, hm? zupełnie innego - tylko ten sweter był wspólny, taki sam czarny z wrobionymi literami JM...
A wiesz, że fotografie, zanim się narodzą, też muszą mieć swoje klamerki? Takie małe przyszczypki w ciemni, dotykające setek, a może i milionów różnych fotografii. Pamiętam taki mały zakład fotograficzny w Ustce. Za oknem morze, kolorowe parawany... Na zapleczu suszyły się tuziny cudzych zdjęć, kobiet w za ciasnych kostiumach i mężczyzn stawiających swoim pierworodnym babki z piasku (tata, psynieś Niuniusiowi wody w wiadelku dobze?) I stare wysłużone klamerki w fotograficznej ciemni?..i to nasze zdjęcie w swetrze, kolejne, zwyczajne, milionowe, a dla nas jednak ważne.
Napisałaś - "nie mogę ci ufać". A mnie potem śniło się to ostatnie "Ć". Krążyło wokół świecy jak światło, zupełnie jakby przecinek nad "C" był kawałkiem słonego paluszka wyrzuconego poza usta albo lepiej klamerką, z której urwało się to zdanie, upadło
w błoto, ubrudziło i było do niczego jak nasz sweter wyprany w pralce razem z twoim białym szalem.
Hahahaha zobacz, jakbym powiedział, że wtedy oszalałem, to mogłoby się odnosić właśnie do białego szala zostawionego w szafie. Ale to nie tak. To nieprawda, wcale nie oszalałem! Co z tego, że codziennie podchodziłem do NASZEJ szafy, wyciągałem za rękaw jedno z NASZYCH ubrań i wychodziłem na długi spacer. Jak rozwodnik, który przychodzi do dzieci w niedzielę, zabiera je do MacDonalda i wciąż pyta: smakuje Ci, smakuje? A może chcesz więcej frytek? Tak, z pewnością chcesz więcej frytek, ja
w twoim wieku uwielbiałem frytki i takie tam. A potem przesiąka się tym zapachem smażonego oleju, ketchupu i taniego płynu do mycia podłóg. Czy wychodziłem z tym szalem? - no dobrze, niech będzie. Owszem, zabierałem ten cholerny szal, który zostawiłaś w szafie, ale przecież wcale nie musiałaś go zapominać, mogłaś go zabrać, tak jak zabrałaś całą siebie i zapach, i wszystko inne. Przestań!
Ale jednego nie mogłaś mi zabrać. Hehehhehe nie wiesz? No przyznaj się, raz jeden, jedyny w życiu się przyznaj, że wcale się nie domyślasz! No to załóżmy się.


O przekonanie. O to, że twój cholernie mądry mózg nie ma bladego pojęcia o czym mówię! Poddajesz się?! No powiedz? przegrałaś, prawda? Już, wtedy przegrałaś, kiedy napisałaś to głupie? "nie mogę ci ufać", jakby to był kawałek słonego paluszka zostawiony,ot tak sobie, na skraju talerzyka.
R Z E K A, nigdy gdy nie odebrałaś mi rzeki. Zawsze była tylko moja, zupełnie na wyłączność. Moja jedyna. Tylko dla mnie. Patrzyłaś, jak wydłubuję z niej ryby, ich łuski przeciekają mi przez palce jak srebrniki. Ale tak naprawdę to nienawidziłaś rzeki. Bałaś się jej. Bałaś się, że przyjdzie taki ranek, kiedy odejdę od ciebie. Usiądę na brzegu i nie będę chciał wrócić. Nad rzeką nie miałaś władzy. To była inna przestrzeń, inne powietrze, w którym to ty byłaś rybą. Pamiętasz? Pokazałem Ci kiedyś wielkiego karpia. Leżał na brzegu i martwym okiem patrzył w niebo. Powiedziałaś wtedy, że pewnie zanim zdechł do reszty próbował zobaczyć Boga, ale choć skakał wiele razy, zawsze jedno oko widziało tylko piasek. Czy wtedy już wiedziałaś, że znajdę tę kartkę przyczepioną do monitora zwykłą plastikową klamerką?
Klamerki, klamerki, klamerki ... znów te pieprzone klamerki! Myślisz, że nie wiem! Myślisz, że nie widzę, że podkładasz je, podrzucasz jak kukułcze jaja, by wylęgały się w moich kieszeniach, dotykały moich palców, zakażały, psuły się i cuchnęły jak najgorszy ochłap mięsa zostawionego latem na słońcu! Tak! Chcesz żebym oszalał, wypruł sobie mózg, resztki ciebie z głowy! Wypłowiał jak ten polarowy koc, albo twój diabelski szalik! Wiem to! Niedoczekanie! Po moim...


Z notatki służbowej komendanta posterunku w L.
(...) świadek K. N. widział, jak znany mu wcześniej z widzenia J. M. łowił ryby
w okolicy mostu w U. Jako że sam wędkuje, zapytał go o wyniki połowu. Przyjezdny oświadczył, że od rana złowił kilka drobnych ryb głównie płotek i okoni. W pewnym momencie pochylił się nad stertą śmieci, którą zostawiła ostatnia powódź i wygrzebał
z niej patykiem mały, bliżej nieokreślony plastikowy przedmiot, po czym niespodziewanie wstał i podszedł do stojącego nieopodal samochodu. Wyciągnął
z bagażnika broń, w której świadek rozpoznał wiatrówkę rosyjskiej produkcji IŻ-38C. Kilka razy pod rząd załadował i strzelał w wodę. Na pytanie K.N co robi - oświadczył, że właśnie przed chwilą zastrzelił rzekę. Podobno za zdradę. (...)




______________________________________________________________________

opublikowane za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane