poniedziałek, 26 czerwca 2023

Stwierdzą, że nawet najbardziej beznadziejny domokrążca jest tylko człowiekiem. I że to wiele tłumaczy.

 

 

 

Karol Maliszewski

[w kawałkach]

 

 

 

Domokrążca

 

 

 Nawet najbardziej beznadziejny domokrążca puka dwa razy, a ten nie. Odwraca się na pięcie, zwijając towar. To po co było podpisywać listę, a potem taszczyć do windy podejrzane paczki?

Aha, chce się w tym spełniać, lecz na własnych warunkach. Cały dzień pracy bez wyraźnego efektu. Aha, taka demonstracja. Jakże jesteśmy staroświeccy, pytając w duchu: kurwa, na co to wszystko?

Żadna kobieta pracująca w wyżej wymienionym zawodzie nie jest w stanie udzielić odpowiedzi. To znaczy udzieli, ale nie zwiąże, nie zamknie. Bo nie stać nas na puentę, która by nie brzmiała głucho.

Idź sobie dalej, człowieczku, żłobiąc ten gówniany ślad. Będziemy go umawiać na seminariach aż do skutku. Aż całkowicie znikniesz nam z oczu.

Któryś z doktorantów przyniesie guzik. Znajdzie go tam, gdzie jeszcze przed chwilą mówiono o tobie. Znajdzie się zużyta chusteczka higieniczna, wydruk opony na blankiecie asfaltu stanie się czytelny dopiero dla następnych badaczy.

Stwierdzą, że nawet najbardziej beznadziejny domokrążca jest tylko człowiekiem. I że to wiele tłumaczy.

 

 

Chciał zerwać

 

Chciał zerwać z konwencją, ale sił starczyło jedynie na otwarcie okna, i uderzył w twarz pęd zimnego powietrza, nurt nieznanej rzeki wtargnął i zalał ten mały pokoik, czyniąc z bohatera niemego obserwatora, przyprawiając mu rogi błazna; stał w kącie niczym nieuprawniony do życia manekin, ze wzniesioną ręką, lecz nic wzniosłego w nim nie było, nie nadawał się nawet na symbol, na egzemplarz sygnalny także nie; bo co niby miałby sygnalizować prócz tej jednej, typowej, zafajdanej pustki.

 

Coś

 

      Coś go zaczęło skłaniać do prostoty. Może sterty tabletek prócz wątroby, nerek i serca miały coś jeszcze poruszyć? Działanie uboczne, o którym wymowna cisza w dołączonych do pudełek instrukcjach. Wymyślność zaczął poczytywać za nietakt, a wkrótce nawet duży błąd.

 

Czy to był „ślepy” wiatr?

Wczoraj w przerwie między zajęciami czytałem książkę w kawiarni. Wziąłem z półki „Krzyż Południa” Krzysztonia. Nie mogę sobie przypomnieć motta z arabskiego poety. Cudowne słowa o jednej wielkiej przypadkowości. Że los niby gdzieś zapisany, ale kartki targa i rozrzuca wiatr. Wydaje mi się, że było tam określenie „ślepy”. Jak ślepy traf.

Zaraz w tym miejscu oczywiście Heraklit. I jego apologia „boskiej” przypadkowości, ślepego wiatru.

 

„Nie posraj się z namaszczenia, poeto”.

Gdyby ktoś prosił o poetycki Dekalog, zacząłbym od tego.

 

Z książki obok. Inna kawiarnia, inne zajęcia? „Im jestem starszy, tym trudniej mi ze sobą wytrzymać, jeśli nie pracuję”.

 

Co to jest?

 

         Chaotyczne i wyjące. Co to jest? Szykuj się, rycerzu, do drogi. Na jej końcu czai się bestia. Żadna tam Matka Śmierć, zazwyczaj jakieś zwykłe bydlę. Jutro wieczorem będziesz je trawił przy ognisku. Jak dobrze pójdzie. Jeszcze tylko musi znaleźć się ktoś, kto to opisze. Żebyś trafił między pieśni. I tak imię bestii powlecze się za twoim. Zatrzasną się okładki kronik.

 

 

Bez

 

Bez zainteresowania oglądam jakiś zagraniczny film. Nagle pojawiają się słowa, które przykuwają uwagę. „Odkąd ich ofiarą padło prawo, przyglądam się nieufnie temu, co sami nazywają sprawiedliwością”.

Wszędzie to samo.

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane