środa, 31 maja 2023

Dno jest niezbędne, wyznacza granicę.

 

 Barbara Janas- Dudek

 

 

 

Macondo 20 maca 2021

Najważniejsze jest to co wezmą,
bo to z czego czerpią umrze.




Macondo 1 lipca 2021

Zanurzyłam się w samotności, jej surowych ścianach, mokrej posadzce.
Zanurzyłam się, ujadaniu psów, rżeniu koni, w śpiewie ptaków,
które srają na barierki odcinające mnie od życia.
Zanurzyłam się na chwilę, jakby świat dobiegała końca,
jakby kolejna pandemia miała nas zmieść z powierzchni.

Zanurzyłam się w samotności, jej cieple, duszności, aż po ból
w klatce piersiowej, aż po koniec oddechu.
Zanurzyłam się w tym, co najbliższe, namacalne lub urojone,
Nie krzyczę, chociaż czuję energię,
która w dużą siłą próbuje wydostać się na zewnątrz,

Zanurzyłam się w samotności, jej stu latach, magii, motylach nocnych,
wstążkach i farbie. Jest lepka i ciepła, niczym krew tylko w wielu kolorach.
Jestem umazana samotnością. Niech trwa, nim powstanie nowe słońce,
nim usłyszę nie moje słowa.

Zanurzyła się w samotności, jej dźwięku wydobywającego się z trzewi.
Przysięgam wam, że wrócę nim zajdzie kolejny dzień.
Tylko dajcie mi czas.




Macondo 21 stycznia 2022

Dno jest niezbędne, wyznacza granicę.




Macondo 31 marca 2022, 36 dzień wojny


Za chwilę święta, ale co tu świętować, skoro bóg umarł i raczej w tym roku nie zmartwychwstanie.

 

 



Macondo 17 października 2022

 
świadoma tego co się tutaj odpierdala uroczyście przysięgam napisać
o ciemności, piętrach i szybkich pociągach
o życiu w oddzielnych mieszkaniach
o miłości i jej wyparciu
o zaprzeczeniach
tęsknocie do kogoś kto tu był, a teraz gdy go nie ma jest bardziej
o pożądaniu i kłamstwie
porzucaniu domu lub wychodzeniu z siebie
o poszukiwaniach nocy, dnia, pomieszaniu uczuć
trąbach powietrznych i efekcie cieplarnianym
o wyznaczaniu naturalnych granic i ich braku
niszczeniu prostoty
(szlachetna prostoto módl się za nami)
o wywyższaniu blichtru, zdań wielokrotnie złożonych
powtórzeniach, zapożyczeniach i parafrazach
wreszcie o dzieleniu, działaniu i byciu w ruchu
o ważności i jej braku
o spokoju wiecznym





Macondo 6 stycznia 2023

 
Zwykły krajobraz. Konie, droga, las. Nagie stopy w środku stycznia. Błoto i deszcz. Jeszcze odświętny stół. Biały obrus, przymrużony poranek, zimny piec. Blues. Bez bluesa cisza zimy może zrobić kuku. On śpi, ona gdzieś pobiegła wypełniona bluesem. Buty w progu. Drzwi na oścież. Chłód. Zwykły krajobraz. Kobieta w zwiewnej koszuli na rozdrożu. Wiatr. Jej włosy na wietrze. Biała koszula, nagie stopy, błoto i deszcz. Chmury ciężkie i gęste. Granat, czerń, dużo szarości. Na wschodzie różowieje. Podnosi się dzień. Pojawia się kontur. Cichnie wiatr. On śpi, ona wraca. Zimna skóra, drżenie, przemoczona koszula. Zdejmie ją i wtuli się w jego ciepło.

Nie bój się, wejdź do mojego białego samochodu. Zabiorę cię tam, gdzie noc nie ma końca, a nasze oziębłe ciała zaczynają kiełkować. Nie bój się, to tylko ptaki we włosach budzą się z długiego snu i porywają do lotu. Trochę dymu i kurzu. Odrobina światła, kropla potu między nami. Nie bój się. Jestem rozcięta, możesz skosztować początku i końca. Jakby świata nie było, poza tym, w którym rodzi się muzyka. Jej dźwięk jest głęboki. Sięga dna, by ponownie poszybować i zawisnąć pod sufitem. Nie bój się. Twój strach jest gęsty, ale znam sposób, jak go rozcieńczyć. Zabiorę cię tam, gdzie rodzą się cele. To będzie ciepła, nieprzytomna noc. Trochę dymu i kurzu. Serce na dłoni. Cichy puls.
Macondo 7 stycznia 2023, 318 dzień wojny
Przysięgałam napisać o szybkich pociągach, gęstej mgle i tunelach, w których koczują ludzie. Przysięgałam napisać o stacjach metra i śpiewie dzieci. Dzieci w szybkich pociągach, ich matki. Dziewczynki, z obciętymi na krótko włosami w drodze na zachód. Przysięgałam, ale głos uwiązł w gardle, jakby odebrano mi prawo do opisywania świętości. Przysięgałam napisać o szybkich pociągach, ucieczkach, granicach i ich braku, stacjach metra, gdzie nikt nie przekracza białego pasa bezpieczeństwa. Nikt nie chce skoczyć. Wszyscy chcą żyć.




Macondo 15 marca 2023

Długo mnie nie było. Błądziłam między grobami, suszyłam czarne koszule w mroźnym powietrzu stycznia. Krzyczałam w śnieg lutego. Wsłuchiwałam się kroki zmarłych, których jeszcze przed chwilą przytulałam na powitanie.

Długo mnie nie było, jakbym śniła sen, w którym odchodziła twoja mama w bólu odleżyn czarnych jak popiół z naszego kominka. Jakbym śniła sen, w którym twój brat zastygł przed komputerem bez oddechu. Oboje tacy spokojni w twoim niespokojnym ciele. Jakbym śniła sen, w którym się schowałeś i nie chciałeś wyjść. Czekałam niecierpliwie, a każdy dzień wysysał ze mnie powietrze.

Długo mnie nie było, kiedy dziecko z dalekiego Śląska krzyczało — brakuje mi ciebie mamo i czasem płaczę.

Długo mnie nie było, jakbym śniła sen, że już nigdy nie wrócę i żaden wers ze mnie nie ujdzie.

Wracam powoli. Stawiam pierwsze kroki. Kruche pierwiosnki pod stopami. Koślawe zdania.
Wracam tam, gdzie rodzi się spokój w gęstwinie młodych brzóz, chłodzie słońca. Krajobraz wyostrza się. Struchlała łania nie patrzy w moją stronę.


 

 

______________________________________________________

Publikacja za zgodą Autorki
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane