niedziela, 30 kwietnia 2023

sylaby związane powietrzem ściskającym krtań nauczą się kiedyś twojego imienia

 Tomasz Kowalczyk



złudzenie optyczne

na fotografii dziecko wygląda tak
jakby rozkładało ręce w geście obronnym
lub do złapania piłki

stopa -– lekko uniesiona – wykonuje krok
po którym chłopiec
ze zdziwieniem wpada w objęcia matki

niepewność ustępuje uczuciu zdobywcy
ale nie wiadomo
czy można powtórzyć ćwiczenie
i zagrać miłość jeszcze raz







z wirującej karuzeli

nie można dostrzec
pojedynczego przedmiotu

kolorowa mgiełka rozprasza spojrzenia
które nieruchomieją pod warstwą rozmytych wrażeń

łatwo w ulotność wejść dotykiem
przeźroczyste graffiti
łagodzi uderzenia powietrza

karuzela zwalnia

pojawiają się granice
rysowane coraz twardszym ołówkiem
krajobrazy z fotograficznej pamięci
powracają na swoje miejsca

dziecko schodzi z krzesełka
idzie w stronę piaskownicy
zabawki próbują zwrócić na siebie uwagę

ciężarówka do połowy załadowana klockami
przejeżdża bez emocji obok otwartych drzwi






we śnie jesteś zupełnie inny

powietrze przywołane dotykiem
bez sprzeciwu nadstawia karku
po którym wdrapujesz się na sam wieczór

nie nadążasz za własnymi krokami
myśli pozostawione z tyłu dostają zadyszki
jakby chciały zostać w minus nieskończoności

na twojej twarzy nieruchomieje noc

wtedy pochylasz się nad zeszytem
słowa z niedowierzaniem otwierają oczy
odkrywając własne znaczenia sprzed kilku lat

na rachunki zabrakło wytrwałości
sumienie uwięzione w matriksie
próbuje resztkami sił dotrzeć do światła

świt zaostrza ci rysy
poleceniem powrotu między oba światy







niepewność o zawiązanych oczach

nie potrafię ci jeszcze powiedzieć
ile głosów usłyszałem w milczeniu

litery poruszające się
wzdłuż zmieszanego alfabetu
nie wypowiadały słów

układam puzzle
do góry nogami
aż zniecierpliwiony
sam uporządkujesz
tekturowy krajobraz

dziś nie potrafię jeszcze
nauczyć cię mojego języka







nauka mówienia

znowu nie usłyszałem na dobranoc
o czym jutro będziesz milczał

z każdym dniem przybywa tematów
oczekujących na twoje komentarze

w snach mówisz płynnie kilkoma językami
bez zająknięcia recytujesz wiersze rodziców
przebudzenie kładzie ci palec na ustach

widzę jak podejmujesz walkę z dźwiękami
których nie da się zawiesić na pięciolinii

zanim ta muzyka wyskoczy w przestrzeń
odepchniemy od siebie kilka martwych tonów







bunt Oskara Matzeratha

kiedyś umilknie łoskot werbla
rozrywający bębenki widowni
która klaszcze z zachwytem
chociaż nie zna się na muzyce

w twojej ciszy jest inaczej

na początku będzie bolała głowa
później przyzwyczaisz się do powietrza
o smaku ludzkich wydzielin

powrót do przeszłości jest niemożliwy
trzeba nauczyć się grać
aby nuty znalazły swoje miejsce

pałeczki ciśnięte w kąt
patrzą z niedowierzaniem
gdy zaczynasz rosnąć wbrew własnej woli






słowa poza granicą perswazji

zamiatane pod dywan pozwalają się rozdeptywać na miazgę
z której nie można ulepić nawet milczenia

powietrze unosi je na meble i firanki
do chwili gdy po raz pierwszy nazwą świat
posklejanymi obrazami

zanim imiona wejdą w osoby a nazwy w przedmioty
matka pochyli głowę nad uśpioną twarzą
ożywiając myśli kolorem oczu lub barwą głosu

trzeba powtarzać ciszę aby znudzona odeszła
w niezapisane echo

oddech zacznie malować przestrzeń głoskami
o brzmieniu postawionym na głowie
i amplitudzie sprasowanej linią prostą

sylaby związane powietrzem ściskającym krtań
nauczą się kiedyś twojego imienia.



__________________________________________________

publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane