Arkadiusz Irek
* * *
Nie módlmy się
o siłę
bo być może
ani nie mamy
punktu oparcia
ani ramion
które to wytrzymają
módlmy się
o ten punkt
i te ramiona właśnie
no i przyłóżmy się
tak jak trzeba
* * *
Wątpię w ciebie
jak ty we mnie –
życie
nie chodzi o oddech
bicie serca
kroki
nawet dotyk
nawet ten
bez znaczenia
nie koisz
na wyschniętej skórze
muszę pisać wiersze
do mnie
znajomych
nieznajomych
do ciebie
świata
skóra
coraz mniej moja
coraz bardziej twoja
milczysz
nie odpowiadasz
na najważniejsze pytania –
wiem
kiedyś było ci łatwiej
kiedyś były pragnieniami
* * *
Babcia musiała być święta –
pozwalała na najdalsze podróże
maszyną „Singer”
a przecież potrzebowała jej
w swoim niebie
świat dopinał się
na rozmaite guziki w koszyku
każdy był potrzebny
ale każdy też był
specjalnie dla nas
żeby zobaczyć
jak jesteśmy daleko
załamywaliśmy lustra toaletki
patrzyliśmy na siebie z boku
z tyłu
może nawet widzieliśmy
siebie pomarszczonych
w przyszłości?
w końcu
wyjechaliśmy na dobre
i na złe
do krainy
gdzie z maszyn „Singer”
robi się podstawy do stolików
w kawiarenkach
daleko daleko od nieba
tu za wszystko trzeba płacić
chodzę po wyprzedażach
udaję
że kupuję
załamuję lustra toaletek
widzę babcię
drzemie w fotelu
ręką odgania
natrętne anioły
* * *
– No i jak ty wyglądasz
w tych swoich marzeniach?
– Świecie mój! –
ani mi się waż
wycierać mi gilona!
* * *
Wiem
rozgaduję się
tańczę i nie przeszkadza mi
żadna muzyka –
gdzieś w drodze
między psychotronikami
a literatami
czarnoleskiej zachciało mi się rzeczy
więc wpadłem
posiedziałem trochę
na legendarnym kamieniu –
nie ma lipy
poczułem moc
jako matematyk
nie musiałem już niczego wyliczać
wystarczyło nazywać wszystko
po imieniu
czarownicę czarownicą
wampira wampirem
wtrącił się też Jan
ośmielił
i zagrałem –
w czarnoleskiej księgarence
poprosiłem panienkę
o pierwszą księgę fraszek
pochwaliła za wybór
uwierzyła
że zapomniałem okularów
na moją prośbę
głośno sprawdzała
pięknie deklamując
czy jest fraszka
pięćdziesiąta druga
i przestała panować
nad tekstem
i tekst zapanował
nad nią
parsknęła
bo nie znała
ty też nie znasz
„Na matematyka”
Jana Kochanowskiego
i zagrałem
i nie mogę powiedzieć
że było mi smutniej
wyjaśniłem
że jestem zupełnie innym
matematykiem
no i nie mam powodu
narzekać na żonę
czasem
cisza jest muzyką –
nasz umysł tańczy
zabawiany prawdą
i nieprawdą
próbuje koić serce
potrzebuje tych
którzy najzręczniej
żonglują znaczeniami
tak trudno
o słowa poważne
tu i teraz
z właściwych ust
wiarę
zamienianą w pewność
że prawda nigdy nie umiera
Franciszku –
ile bomb/rakiet
musi jeszcze spaść
aby diabła nazwać diabłem?
_______________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane