Krzysztof Kleszcz
Fragment poematu dla Łodzi: „Dźwiganie serca”,
nagrodzonego w konkursie Poemat Czterech Kultur (2017)
VI
Albo to: jesteś trybem, kółkiem, tylko nabijasz kabzę tym
wyżej.
Masz dwa-trzy tysiące i ręce urobione, sen drwala, sen
więźnia.
W weekend chcesz zapomnieć siebie, zwyczajnie trochę nie
być.
Mydlane bańki z pachnideł, zwidy, omamy, halucyny, mary.
Poranki robota, kawa szatan, tramwajowy śpik i dalej już
nie ty – pan Detal, pan Moduł, pan Człon. Osiem godzin
tramwajowy śpik, kawa szatan i życie, życie w głębokim
fotelu.
Spacer po linie, dzikie zwierzęta otwierające paszcze i
twoja głowa
w nich, poręcze ognia, bat tresera. Publika, która klaszcze,
chce bisu
a ty masz dla nich: drugi policzek i chleb. Błogosławieni
cisi!
Fragment projektu "Dekolt i śrut" (własne ule i własna mleczarnia)
*** [tracąc]
tracąc
płacząc
tęskniąc
pamiętajmy
te imiesłowy brzmią okropnie
*** [musiałam odejść]
musiałam odejść
miałam dosyć
nie czułam całości
czułam się jak połówka jabłka
*** [ musisz się pokochać ]
musisz się pokochać
na początek lajkuj swoje posty
*** [pamiętasz pierwszy raz]
pamiętasz pierwszy raz
i to co się działo pod tym postem
*** [samotność to taka straszna trwoga]
samotność to taka straszna trwoga
lody - cztery gałki, likier pigwowy, orzechy, migdały
*** [na wszystko odpowiadał]
na wszystko odpowiadał
to skomplikowane
prostak
*** [w taki dzień jak ten]
w taki dzień jak ten
chcę byś mnie objął
mówił czule
i głaskał
chcę byś mi rozdwajał końcówki
*** [polub siebie]
polub siebie
lub nie lub
BAJKA
NA DOBRANOC*
Za
oknami zafoliowanymi na czarno – sardynka.
Jadę
w busie i mam buzz
z Nikt nie suszy, szosa sucha,
czysto. Szalony kierowca
steruje pijanym statkiem.
W
radio pasmo śniadaniowe. Piękni i młodzi
przejmują
eter. Proponują jogging, jogę, jogurt light.
Śmiech
misia Yogi. Poczuj
mistykę zakwaszonych mięśni
mówi
ustawiony. Niech
działa enzym, hormon. Niech żyje
król Julian! Potem trzy minuty
dudnią basy i stęka wokal.
Wreszcie:
dość i pora na prognozę pogody. Pogodynka
z
uśmiechem sprzedawcy garnków ogłasza, jakie będzie
tomorrow,
a morowy chłopiec nie może się już doczekać.
Wchodzą
reklamy środków na libido. Wchodzi
polityczny
kwadrans. Kłótnia – lutnia wypada.
Jak
ryba wyjęta z puszki, naprawdę wysiadam.
Tlen
działa jak halucynogen. I dociera do mnie,
że
wszystko będzie dobrze, przyjedzie bajkobus,
dowiezie
nam szczęście. Da nam pracę
i
odłożymy procę. Zło wezmą złomiarze.
Złe
wypadnie z obiegu, obiegnie Ziemię happy end:
żyli w długach, o
szczawiu i śliwie.
ETERNITY*
Z
wiecznością policzono się jak z eternitem. Zedrzeć,
składować
z dala od ludzi. Poszło szybko. Puszczono
Ryśka
Riedla: W życiu
ważne są tylko chwile. I dalej
prosty
przekaz: Ładuj
botoks w wargi, włosy smaruj farbą,
przekłuwaj, tatuuj,
czuj.
Wieczne to utrapienie, ciężkie
Norwidy.
Wieczne pióro to pióro na wkłady.
Wieczny
student? Dziś wszyscy zdają. Wieczne miasto
zmuszono,
by zmieniło strategię promocyjną. Wieczność
jest
be, podprogowo wciskano to już dzieciom.
Przeminiesz wszystek
–
wynajęto chłystka, by wciskał to
między
futrynę a szyby. Uknuto slogany. Nawet Sto lat,
bo
za blisko wieczności, śpiewano rzadziej. Zalecano:
będzie zabawa,
będzie się działo. Pisywano wieczność
na
śmietnikach, na odpadach promieniotwórczych.
Śmiano
się z na wieki
wieków lament. ZUS wyliczał takie
kwoty,
żeby nikomu nie przyszła do głowy. Teraz, teraz,
teraz! krzyczała Chylińska w
reklamie pożyczek chwilówek.
Wieczność
była jak niszowe wydawnictwo
poetyckie,
jak faux pas, jak zespół Bolter. Nocą ślusarze
odpinali
kłódki na mostach, ogień przy świętych obrazach
polewano
pianą, specjalne służby zabierały znicze.
Wiecznie
zielone lasy nazwano lasami deszczowymi.
Nie
było już motywacji do zostania laureatem –
laur
stał się liściem bobkowym.
Ostatecznie
w słownikach nie ma słowa wieczność,
jak w
budynkach nie ma trzynastego piętra*
Wiersze z książki „Pański płaszcz” (Kwadratura, Łódź 2016)
_______________________________
Publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane