Karol Maliszewski
Konfesja
Chciałam
napięć, potem zapomniałam,
ukołysana
czymś nierzeczywistym,
i
patrzcie, oto one,
od
samego rana. Przed i po,
nie całkiem
odświętne.
Teraz
będą mnie wypychać
poza
plan, traktować jak pożywkę.
Nawet
nie materię prima.
Sama
chciałam.
Chyba
że nie sama, że
ktoś
we mnie za tym stał.
Kto pyta, niech wchodzi
Czym
mu grozili po śmierci,
jakim
strasznym echem?
Wszystko
zawiodło, zaprowadziło
za
rękę do ciemnego
i
tam zostawiło, śmiało
się
z daleka;
a
marzec to nic, nicość,
cisza nad trumną?
Niczego
nie wywiedzie się
ze
zmarzniętych grud,
a z
krzaków tylko syk
i
sapanie.
Czyj
jest ten jęk, kotku,
i
kto potępił tych,
którzy
go wydają?
Ziemniaki
wam zmarzły,
powiedział,
i zamarł w drzwiach,
czekając
na pointę.
Dlaczego lekarze
Anie Blandianie*
Nie
zostawiaj rodziny tak wcześnie,
należy
się jej nieznaczne opóźnienie,
zwłoka
przy zwłokach, dalsze pogrywanie
słowami;
ma być wzniośle
i
niejednoznacznie – wypełnianie się czasu,
opróżnianie
butli z tlenem, maseczka,
krople
nasercowe brane regularnie;
dlaczego
lekarze o tym nie mówią
wprost,
tylko po łacinie,
składając
dłonie, chrząkając znacząco?
Nie
zostawiaj rodzinie wszystkiego,
do
części muszą się dogrzebać, wykopać
z
ogródka; tylko mi, kurwa,
nie
uszkodźcie czereśni.
*idąc
za Jej wierszami, np. „Jesteś materią ocaloną ryzykownie
Z
jednego oddechu w drugi” (tłum. Joanna Kornaś-Warwas)
_________________________________
publikacja za zgodą Autora
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane