Kraków, kwietniowe wiosenno-upalne popołudnie, jestem już po zebraniu
zarządu Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, pora wracać do stolicy. Ale Poeci
Po Godzinach zapraszają na wieczór promujący poezję Agnieszki Jarzębowskiej
i Krzysztofa Micha. Trudno odmówić. Agnieszki nie znam osobiście, ale z
Krzysiem wiele razy w Oparach absurdu, w Czterech
pokojach warszawskiej Starej Pragi, chłodziliśmy (poetyckie) emocje.
Chłodny klimat piwnic Zachcianki – zachęcający. Renata
Radna Mszyca, główna organizatorka spotkań PPG, w swoich
powitaniach – gorąca.
Jestem ciekawa, jak Jacek Sojan, poeta, eseista i krytyk
literacki, poprowadzi spotkanie. Czy ten wieczór będzie kolejnym dowodem na to,
że związek pomiędzy poezją a światem jest wciąż aktualny?
Jacek Sojan, podobno (tego słowa zapewne mi nie daruje) znawca kobiet,
zaczyna spotkanie od Agnieszki Jarzębowskiej, autorki utworów lirycznych i
satyrycznych, wielokrotnie nagradzanej
w konkursach literackich.
Przywołane na początku spotkania dwa dwujęzyczne tomiki wierszy Miejsce
po przecinku/Die Stelle nachdem Komma (polsko-niemiecki) i Układem
siebie/Slazemsebe (polsko-serbski) wzbudzają dyskusję – na ile autor i
tłumacz spotykają się w języku. Jedno jest pewne – słowa Goethego „Kto chcę
zrozumieć poetę, powinien pojechać do jego kraju” nie straciły nic ze swej
aktualności.
W tomiku Przekładaniec /2014/ (tłumaczenie na
litewski – Birutė Jonuškaitė) Jacek zwraca uwagę na pierwsze wiersze
datowane 1980 Moskwa. …tęsknie do czasu/ kiedy odjadę/
w krainę/ gdzie nikt/ nie będzie PRZECIW. I drugi: …będę czerpać/ ciepło/ z kwiatów/ przeczekam
tysiąc lat / ludzkiej nienawiści. Trudno uwierzyć, że te słowa,
to plon „zwykłej” wycieczki do Moskwy. W tle Olimpiada.
Nie wolno było wchodzić na inne piętra. I to wrażenie, że ktoś ciągle jest
z nami – dopowiada Agnieszka.
Postawę etyczną, nienawiść, obcość, wzorce, jakie przekazują nasi
rodzice, nosimy w sobie. Czy jest możliwe zlikwidowanie antagonizmów? Tam,
gdzie są antagonizmy, rodzi się prawda – przekonuje Jacek Sojan.
A jaka jest prawda w poezji Agnieszki i jaka jest sama
Agnieszka? Wyciszona, liryczna, pokazująca nam siebie przez dziurkę od
klucza i to nie jest sypialniany klucz: …spróbuj mnie odnaleźć/
odszukać (…) …gdzie każde słońce/ starsze/ o jeszcze jeden/ nierozsądek
człowieka, Nie można wymagać zbyt wiele… trzeba czasu aby być
dobrą żoną. Czyżby Agnieszka uczyła nas cierpliwości i jak być
lepszym, gdy sama układa siebie z kawałeczków/ potłuczonego czasu? Wreszcie Agnieszka zamienia się w
reporterkę. Relacja z pobytu w Rzymie zapewne nie była w planie wieczoru, bo
nieśmiało pyta prowadzącego, czy aby może ją zaprezentować.
Poezja twoja jest wyciszona, a w relacjach są emocje… uciekasz od obrazu,
budujesz na pojęciach… skupiasz się na relacjach jednostkowych. Ja mama, ja
obywatel… – prowokuje Jacek Agnieszkę do dalszej dyskusji.
Fraszki, to trzecie, z krwi i kości, oblicze Agnieszki. Świat i emocje
dobrze podpatrzone, świetnie spuentowane – „Smakosz”/ myśli
że lepszy,/ gdy pieprzy. Czego dowodem zbiory fraszek: NIC/nothing polsko-angielski i Fraszkomat.
Nie wiem, czym kierowali się organizatorzy w doborze bohaterów wieczoru. Ich zamiłowaniem
do fotografii? Krzysztof Mich, pedagog specjalny, dziennikarz, fotografik – czytamy
na zaproszeniu umieszczonym na Fejsie. Krzysztof, poza
dziennikarstwem i fotografią, zajmuje się też malowaniem
obrazów – kwiaty, portrety, obrazy z podróży.
Ktoś, komu daleka jest starożytna Grecja, a świat mitologii nie zasługuje
na jego uwagę, może mieć trudność w zrozumieniu wierszy Krzysztofa z cyklu Kamień
przewiązany trawą.
Już w pierwszym prezentowanym na spotkaniu wierszu pt. Wchodząc do
jaskini jest nawiązanie do rozmowy Sokratesa z Fajdrosem, którą
opisuje Platon: na ścianach mojej jaskini próżno szukać rysunków
wołu / wszędzie tylko słowa Fajdrosie słowa… I zakończenie wiersza z
przesłaniem: słowa nie są odpowiedzią / ona jest w nas.
Mądrych, ponadczasowych przesłań w wierszach Krzysztofa Micha jest wiele,
chociażby w wierszu poszukiwanie bogów w Milecie: w naszej
mitologii tylko te przetrwają swoje upadki/ które narysujemy między gwiazdami/
albowiem nigdy ich nie dosięgniemy/ zawsze pozostaną czyste.
Chciałoby się zapytać, skąd u kogoś, kto w wieku ośmiu lat stracił oboje rodziców,
wychowywał się na praskich podwórkach, takie zainteresowanie starożytną Grecją.
Pod koniec spotkania Krzysztof się do tego odniesie. Jego wypowiedź wywoła
dyskusję na temat lektur szkolnych. Wnioski wypływają same – zbyt mało czasu
poświęca się w szkołach nauce o starożytnej Grecji i Rzymie, a to przecież,
dzięki osiągnięciom antycznych, taki, a nie inny kształt ma dzisiejsza
literatura, historia, nauki ścisłe, medycyna i… rzeźba, w której rygorystycznie
przestrzegano boskich proporcji ciała ludzkiego.
W jednym z wierszy Krzysztof zachwyca się boskimi kształtami Pallas Ateny
dłuta Fidiasza – podziwiam kunszt ręki/ postać dostojną i słuszną
wielkość. Jednak sam buduje z innego tworzywa niż marmur –żywego
jak magma która idzie gdzie chce/ i potrafi powalić największe nawet przeszkody. Krzysztof
Mich buduje z żywej materii, jaką jest słowo. Buduje mądrze.
W wierszach z cyklu Kamień przewiązany trawą pojawia się
motyw rysowanych, lepionych, rzeźbionych posągów, wstawianych do świątyni i tam
ubóstwianych. Czy nie są one symbolem związku mężczyzny z kobietą?
Tego wieczoru największe wrażenie zrobił na mnie wiersz Krzysztofa, tym
razem poety-dziennikarza Niedziela w Damaszku. Zwykłe
zaproszenie na lody i niezwykły opis ich produkcji, który posłużył do ukazania
syryjskiego dramatu – drewniane pałki / na pewno poszły w
ruch/ miarowo ubijają na białą zimną maź/ mleko karmiących matek/ dziarscy
chłopcy wprawieni w ubijaniu. I kolejne, jakże wymowne,
przesłanie – nie udawaj że śpisz/ i zetrzyj tę szminkę bo spływa
ci z ust/ jak krew.
Jacek Sojan, który uważa, że „humor, poczucie humoru, w którym wyraża
się spore doświadczenie człowieka, może nadać poezji polot lekkości” zapewne
nie byłby sobą, gdyby nie upomniał się o wiersz Krzysztofa Kontemplując
Picassa.
Piccasso wisi mi w Maladze./ Wisi mi i dynda/ (…) Powiewa wręcz./ Jak nie
wieje to dynda./ Bez wiatru zwisa./ Nie tylko mi zwisa./ Wszystkim zwisa. Świetna zabawa
słowna, również z przesłaniem: Lepiej niech mi wisi (mówimy
cały czas o Picasso).
Krzysztof potrafił zadziwić – Platon, Sokrates, Charon, Kasandra,
Apollo, a za chwilę Kudłaty, Małgosia, pluszowy Misiek. „Przezroczyste”,
lecz niesłychanie żywe, praskie postacie. Słyszą jak podarte buty/
zgniatają aluminiowe blachy/ jak ręce wkładają do torby butelki/ śmieją się że
z jego twarzy zostały oczy/ a cała reszta jest jak krzaki nad Wisłą. Krzysztof
nie analizuje ich zachowań, nie ocenia. Tłumaczy, że należy podtrzymywać
się od ocen. One stygmatyzują ludzi i hamują naszą chęć poznania.
Od lat pracuję na warszawskiej Pradze, w tym wiele lat jako lekarz sądowy,
i doskonale wyczuwam ciepło, jakim darzy Krzysztof swoich praskich
bohaterów – nie rozumie nawet dlaczego/ zgwałcono ją tej nocy trzy
razy/ właściwie nikt tego nie rozumie.
Ze spotkania wychodzę z przekonaniem, że fraszka Agnieszki I ten,
co ma leczyć,/ może pokaleczyć powinna zawisnąć w moim gabinecie
lekarskim i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że prażanin (tak o sobie mówi
Krzysztof) w ten sobotni wieczór był w stu procentach krakowski.
Majka Maria Żywicka-Luckner
Niedziela w Damaszku
wstań, wyjdziemy z Dżaraman i pójdziemy na lody
założysz wreszcie swą koronkową chustę
nosiłaś ją tak dumnie
jak Panna Młoda przed meczetem Umajjadów
przyjechałem wtedy do twego Ojca na czaj binana
pamiętasz ?
przechylając głowę niechcący odsłaniałaś włosy
śmiałaś się, że nie lubię zmiętej herbaty
na bazarze Al Hamidiya pusto dzisiaj
jak na naszym codziennym placku sadż
przebierz się - pójdziemy do lodziarni Bakdash
jak nasi rodzice i pradziadowie
nikt nie przyjedzie
zamiast szurania rannych turystów
tylko stukot podkutych butów słyszałem
ale teraz jest cicho
jak w naszym sklepie
jak w grobie Jana Chrzciciela
już opadł kurz
ołowiane pestki leżą na kamieniach pamiętających
wycieńczonych jeńców z Karbali
drewniane pałki
na pewno poszły w ruch
miarowo ubijają na białą zimną maź
mleko karmiących matek
dziarscy chłopcy wprawieni w ubijaniu
wyćwiczonymi ruchami
podnoszą i opuszczają pałki
raz po raz
zadają razy
jak kowal damasceńskiej stali
by stała się bardziej wytrzymała
by stała się twarda
a kiedy już wreszcie ubiją
poleją obficie czerwoną polewą
i z uśmiechem posypią pestkami
nie udawaj że śpisz
i zetrzyj tę szminkę bo spływa ci z ust
jak
krew
(Krzysztof Mich)
***
stoją trzy wrony
stroszą pióra jeszcze nie otworzyły dziobów
a już wiadomo
że będą krakać
jak ludzie
***
tęsknię do czasu
kiedy odjadę w krainę
gdzie nikt
nie będzie PRZECIW
( Agnieszka Jarzębowska )
zdjęcia: Izabela Rokicka, Bożena Topór - Karpińska, Renata Radna M.
Majeczko -co za wspaniała relacja! Z serca dziękuję,i ubolewam,że z przyczyn osobistych nie mogłem być,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Autorkę ,bohaterów Wieczoru i wszystkich znajomych !
Jarosław Trześniewski