niedziela, 3 maja 2015

Moskiewska Olimpiada, Grecja i krzaki nad Wisłą . Agnieszka Jarzębowska & Krzysztof Mich w Krakowie - fotorelacja

Moskiewska Olimpiada, Grecja i krzaki nad Wisłą

Kraków, kwietniowe wiosenno-upalne popołudnie, jestem już po zebraniu zarządu Unii Polskich Pisarzy Lekarzy, pora wracać do stolicy. Ale Poeci Po Godzinach zapraszają na wieczór promujący poezję Agnieszki Jarzębowskiej i Krzysztofa Micha. Trudno odmówić. Agnieszki nie znam osobiście, ale z Krzysiem wiele razy w Oparach absurdu, w Czterech pokojach warszawskiej Starej Pragi, chłodziliśmy (poetyckie) emocje.
Chłodny klimat piwnic Zachcianki – zachęcający. Renata Radna Mszyca, główna organizatorka spotkań PPG, w swoich powitaniach – gorąca.
Jestem ciekawa, jak Jacek Sojan, poeta, eseista i krytyk literacki, poprowadzi spotkanie. Czy ten wieczór będzie kolejnym dowodem na to, że związek pomiędzy poezją a światem jest wciąż aktualny?
Jacek Sojan, podobno (tego słowa zapewne mi nie daruje) znawca kobiet, zaczyna spotkanie od Agnieszki Jarzębowskiej, autorki utworów lirycznych i satyrycznych, wielokrotnie nagradzanej 
w konkursach literackich.
Przywołane na początku spotkania dwa dwujęzyczne tomiki wierszy Miejsce po przecinku/Die Stelle nachdem Komma (polsko-niemiecki) i Układem siebie/Slazemsebe (polsko-serbski) wzbudzają dyskusję – na ile autor i tłumacz spotykają się w języku. Jedno jest pewne – słowa Goethego „Kto chcę zrozumieć poetę, powinien pojechać do jego kraju” nie straciły nic ze swej aktualności.
W tomiku Przekładaniec /2014/  (tłumaczenie na litewski – Birutė Jonuškaitė) Jacek zwraca uwagę na pierwsze wiersze datowane 1980 Moskwa. …tęsknie do czasu/ kiedy odjadę/ w krainę/ gdzie nikt/ nie będzie PRZECIW. I  drugi: …będę czerpać/ ciepło/ z kwiatów/ przeczekam tysiąc lat / ludzkiej nienawiści. Trudno uwierzyć, że te słowa, to plon „zwykłej” wycieczki do Moskwy. W tle Olimpiada.
Nie wolno było wchodzić na inne piętra. I to wrażenie, że ktoś ciągle jest z nami – dopowiada Agnieszka. 
 Postawę etyczną, nienawiść, obcość, wzorce, jakie przekazują nasi rodzice, nosimy w sobie. Czy jest możliwe zlikwidowanie antagonizmów? Tam, gdzie są antagonizmy, rodzi się prawda – przekonuje Jacek Sojan.
A jaka jest prawda w poezji Agnieszki i jaka jest sama Agnieszka? Wyciszona, liryczna, pokazująca nam siebie przez dziurkę od klucza i to nie jest sypialniany klucz: …spróbuj mnie odnaleźć/ odszukać (…) …gdzie każde słońce/ starsze/ o jeszcze jeden/ nierozsądek człowieka, Nie można wymagać zbyt wiele… trzeba czasu aby być dobrą żoną. Czyżby Agnieszka uczyła nas cierpliwości i jak być lepszym, gdy sama układa siebie z kawałeczków/ potłuczonego czasu? Wreszcie Agnieszka zamienia się w reporterkę. Relacja z pobytu w Rzymie zapewne nie była w planie wieczoru, bo nieśmiało pyta prowadzącego, czy aby może ją zaprezentować.
Poezja twoja jest wyciszona, a w relacjach są emocje… uciekasz od obrazu, budujesz na pojęciach… skupiasz się na relacjach jednostkowych. Ja mama, ja obywatel…  – prowokuje Jacek Agnieszkę do dalszej dyskusji.
Fraszki, to trzecie, z krwi i kości, oblicze Agnieszki. Świat i emocje dobrze podpatrzone, świetnie spuentowane –  „Smakosz”/ myśli że lepszy,/ gdy pieprzy. Czego dowodem zbiory fraszek: NIC/nothing polsko-angielski i Fraszkomat.
Nie wiem, czym kierowali się organizatorzy w doborze bohaterów wieczoru. Ich zamiłowaniem do fotografii? Krzysztof Mich, pedagog specjalny, dziennikarz, fotografik – czytamy na zaproszeniu umieszczonym na Fejsie. Krzysztof, poza dziennikarstwem i fotografią, zajmuje się też malowaniem obrazów – kwiaty, portrety, obrazy z podróży.

Ktoś, komu daleka jest starożytna Grecja, a świat mitologii nie zasługuje na jego uwagę, może mieć trudność w zrozumieniu wierszy Krzysztofa z cyklu Kamień przewiązany trawą.
Już w pierwszym prezentowanym na spotkaniu wierszu pt. Wchodząc do jaskini jest nawiązanie do rozmowy Sokratesa z Fajdrosem, którą opisuje  Platon: na ścianach mojej jaskini próżno szukać rysunków wołu / wszędzie tylko słowa Fajdrosie słowa… I zakończenie wiersza z przesłaniem: słowa nie są odpowiedzią / ona jest w nas.
Mądrych, ponadczasowych przesłań w wierszach Krzysztofa Micha jest wiele, chociażby w wierszu poszukiwanie bogów w Milecie: w naszej mitologii tylko te przetrwają swoje upadki/ które narysujemy między gwiazdami/ albowiem nigdy ich nie dosięgniemy/ zawsze pozostaną czyste.
Chciałoby się zapytać, skąd u kogoś, kto w wieku ośmiu lat stracił oboje rodziców, wychowywał się na praskich podwórkach, takie zainteresowanie starożytną Grecją. Pod koniec spotkania Krzysztof się do tego odniesie. Jego wypowiedź wywoła dyskusję na temat lektur szkolnych. Wnioski wypływają same – zbyt mało czasu poświęca się w szkołach nauce o starożytnej Grecji i Rzymie, a to przecież, dzięki osiągnięciom antycznych, taki, a nie inny kształt ma dzisiejsza literatura, historia, nauki ścisłe, medycyna i… rzeźba,  w której rygorystycznie przestrzegano boskich proporcji ciała ludzkiego.
W jednym z wierszy Krzysztof zachwyca się boskimi kształtami Pallas Ateny dłuta Fidiasza – podziwiam kunszt ręki/ postać dostojną i słuszną wielkość. Jednak sam buduje z innego tworzywa niż marmur –żywego jak magma która idzie gdzie chce/ i potrafi powalić największe nawet przeszkody. Krzysztof Mich buduje z żywej materii, jaką jest słowo. Buduje mądrze.
W wierszach z cyklu Kamień przewiązany trawą pojawia się motyw rysowanych, lepionych, rzeźbionych posągów, wstawianych do świątyni i tam ubóstwianych. Czy nie są one symbolem związku mężczyzny z kobietą?
Tego wieczoru największe wrażenie zrobił na mnie wiersz Krzysztofa, tym razem poety-dziennikarza Niedziela w Damaszku. Zwykłe zaproszenie na lody i niezwykły opis ich produkcji, który posłużył do ukazania syryjskiego dramatu – drewniane pałki / na pewno poszły w ruch/ miarowo ubijają na białą zimną maź/ mleko karmiących matek/ dziarscy chłopcy wprawieni w ubijaniu. I kolejne, jakże wymowne, przesłanie – nie udawaj że śpisz/ i zetrzyj tę szminkę bo spływa ci z ust/ jak krew.
Jacek Sojan, który uważa, że „humor, poczucie humoru, w którym wyraża się spore doświadczenie człowieka, może nadać poezji polot lekkości” zapewne nie byłby sobą, gdyby nie upomniał się o wiersz Krzysztofa Kontemplując Picassa.
Piccasso wisi mi w Maladze./ Wisi mi i dynda/ (…) Powiewa wręcz./ Jak nie wieje to dynda./ Bez wiatru zwisa./ Nie tylko mi zwisa./ Wszystkim zwisa. Świetna zabawa słowna, również z przesłaniem: Lepiej niech mi wisi (mówimy cały czas o Picasso).
Krzysztof potrafił zadziwić – Platon, Sokrates, Charon, Kasandra, Apollo, a za chwilę Kudłaty, Małgosia, pluszowy Misiek. „Przezroczyste”, lecz niesłychanie żywe, praskie postacie. Słyszą jak podarte buty/ zgniatają aluminiowe blachy/ jak ręce wkładają do torby butelki/ śmieją się że z jego twarzy zostały oczy/ a cała reszta jest jak krzaki nad Wisłą. Krzysztof nie analizuje ich zachowań, nie ocenia. Tłumaczy, że należy podtrzymywać się od ocen. One stygmatyzują ludzi i hamują naszą chęć poznania.
Od lat pracuję na warszawskiej Pradze, w tym wiele lat jako lekarz sądowy, i doskonale wyczuwam ciepło, jakim darzy Krzysztof  swoich praskich bohaterów – nie rozumie nawet dlaczego/ zgwałcono ją tej nocy trzy razy/ właściwie nikt tego nie rozumie.
Ze spotkania wychodzę z przekonaniem, że fraszka Agnieszki I ten, co ma leczyć,/ może pokaleczyć powinna zawisnąć w moim gabinecie lekarskim i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że prażanin (tak o sobie mówi Krzysztof) w ten sobotni wieczór był w stu procentach krakowski.




Majka Maria Żywicka-Luckner











Niedziela w Damaszku                   

wstań, wyjdziemy z Dżaraman i pójdziemy na lody
założysz wreszcie swą koronkową chustę
nosiłaś ją tak dumnie
jak Panna Młoda przed meczetem Umajjadów
przyjechałem wtedy do twego Ojca na czaj binana
pamiętasz ?
przechylając głowę niechcący odsłaniałaś włosy
śmiałaś się, że nie lubię zmiętej herbaty

na bazarze Al Hamidiya pusto dzisiaj
jak na naszym codziennym placku sadż 

przebierz się - pójdziemy do lodziarni Bakdash
jak nasi rodzice i pradziadowie

nikt nie przyjedzie

zamiast szurania rannych turystów 
tylko stukot podkutych butów słyszałem
ale teraz jest cicho
jak w naszym sklepie
jak w grobie Jana Chrzciciela

już opadł kurz
ołowiane pestki leżą na kamieniach pamiętających
wycieńczonych jeńców z Karbali

drewniane pałki
na pewno poszły w ruch
miarowo ubijają na białą zimną maź
mleko karmiących matek
dziarscy chłopcy wprawieni w ubijaniu
wyćwiczonymi ruchami
podnoszą i opuszczają pałki
raz po raz
zadają razy
jak kowal damasceńskiej stali
by stała się bardziej wytrzymała
by stała się twarda

a kiedy już wreszcie ubiją
poleją obficie czerwoną polewą
i z uśmiechem posypią pestkami

nie udawaj że śpisz
i zetrzyj tę szminkę bo spływa ci z ust
jak krew



(Krzysztof Mich)















































***
stoją trzy wrony
stroszą pióra jeszcze nie otworzyły dziobów
a już wiadomo
że będą krakać
jak ludzie


***
tęsknię do czasu
kiedy odjadę w krainę
gdzie nikt

nie będzie PRZECIW



( Agnieszka Jarzębowska ) 










=













zdjęcia: Izabela Rokicka, Bożena Topór - Karpińska, Renata Radna M.

1 komentarz:

  1. Majeczko -co za wspaniała relacja! Z serca dziękuję,i ubolewam,że z przyczyn osobistych nie mogłem być,
    Pozdrawiam serdecznie Autorkę ,bohaterów Wieczoru i wszystkich znajomych !
    Jarosław Trześniewski

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane