poniedziałek, 7 lipca 2014

XV Zjazd PPG - dzień drugi. Brzeg 2014







Piątek, godzina 12:00, docieramy do Coco Dance Center w Brzegu. Przebieramy się, większość osób na boso, bo tak – jak twierdzi instruktorka Angelika Rolska – najlepiej. Najpierw trzeba się rozgrzać, co przychodzi łatwo: kilka prostych ćwiczeń, kroczków z tańców latynoamerykańskich, a potem
 z rock’n’rolla w ekstremalnym tempie i już wszystkie mięśnie są gotowe. Kończymy dość długi trening 
w stonowanym tempie ćwiczeń jogi, by zakończyć krótką medytacją oddechową.
Druga część zajęć, to niespodzianka: instruktorzy proponują przygotowanie układów tanecznych pod wybrany przez nas wiersz z „Miłości w czterdziestu siedmiu pozycjach”. Propozycję przyjmujemy 
z ciekawością, ale i niedowierzaniem, że tego rodzaju pomysł może się powieść. Dzielimy się na dwie grupy i przez kolejne kilkanaście minut pracujemy nad układami i ich związkami ze słowem pisanym. Pomagają nam instruktorzy: Andrzej Rolski, Darek Mrowiec i Angelika Rolska jako bezstronna obserwatorka obu grup.
Pierwszy zaprezentowany wiersz, to swoisty „taniec z szablami” do fragmentu wiersza Ewy Pietrzak „Czwarta rano”:

słońce wychyla twarz znad drzew
ubiera łąkę szaro-różowo
(wieczorem będzie liliowa)

któż cię będzie łączko kosił
jak ja będę szablę nosił
samo się ciśnie na usta

nie nosisz szabli a łąki nikt nie kosi
dlatego łaskocze moje biodra
resztkami nocy schładza skórę

Grupa tworzy szpaler, w którym drzewa i słońca wymieniają się rolami: raz słońce zamyka ich gałęzie (ręce), potem je kosi, drzewa rosną i to one sięgają po broń, aby wykręcając ręce słońcom, obalić je na ziemię, ale zaraz potem połaskotać. Każdy wers przynosi zmianę akcji, a wszystkim zawiaduje Grażyna Paterczyk, która czyta wiersz.
Fragment wiersza Bogumiły Jęcek „Parowanie” pod taniec drugiej grupy odczytał instruktor szkoły, Andrzej Rolski:

I dobrze, że za mostem był las.
Prawdziwy bo czarny, widać, że z ziemi,
z sadzy – powtarzał ojciec – i ogniska nie trzeba
rozpalać, samo wypuści czerwone listki,

rozrośnie się. Wrzucaliśmy gałęzie, patrząc,
jak dym wchodzi w mgłę. Między drzewami
łączyliśmy się w warkocz.

Latem
rzeka rozbierała się z wody, prosiłaś:
przenieś mnie.

I tu, co ciekawe, wszystkie osoby z grupy są drzewami, jednak ich układ jest bardziej pantomimą, aniżeli tańcem. Drzewa leżą, równomiernie zaścielając scenę, potem rosną, zaczynają szumieć, poruszać gałęziami. Dwie postaci oddzielają się od grupy: kobieta (Joanna Lewandowska) przemyka wśród drzew, 
a tropi ją mężczyzna (Karol Samsel). Pościg jest skuteczny, 
ale kobieta się nie opiera: w finałowej scenie stoją połączeni uściskiem, a ich ramę stanowią gałęzie wszystkich drzew, które łączą się jedna z drugą, sugerując przemianę gałęzi w strugę wody, rzeki.
Zajęcia rozpoczęte standardowo, ale za to w finale wciągające na powrót w poezję.


Eliza Moraczewska





















20 czerwca o godz. 10.00 wszyscy byli już na nogach i bez specjalnego pośpiechu ale z apetytem przykładali się do śniadania. Zaraz po nim samotnie wybrałem się za Marysią Kuczarą i Rafałem Babczyńskim do brzeskiego Ratusza, gdzie mieści się Galeria i scena teatralna, aby wesprzeć organizację wystawy artystycznej fotografii obojga wspomnianych wyżej osób, natomiast wszyscy inni wybrali się do szkoły ruchu i tańca w całkiem inne, nieznane mi do tej pory miejsce.
Idąc przez miasto Brzeg stwierdziłem jego bardzo zaniedbaną urodę. Mieszczańskie, stare, poniemieckie kamienice przykuwały uwagę ciekawą, różnorodną architekturą, ale ich ściany raziły liszajami odpadających tynków. Za to Starówka w okolicy rynku i Ratusza cieszyła oko świeżą, odnowioną elewacją i zróżnicowaną fakturą pilastrów, obramowań, bonii, fasetów i gzymsów. Ratusz okazał się XIV - wieczną perełką z podcieniami, zasiedloną przez brzeską kulturę i lokale usługowe, gdyż w piwnicach funkcjonuje wytworna restauracja. Była okazja sprawdzić, że można  zjeść tam całkiem niedrogo 
i smacznie.
W obszernej sali wystawowej zastałem porządek właściwy dla rozpoczęcia wernisażu, fotografie zawieszone ścianach zachęcały do ich skupionego studiowania w kompletnej ciszy pustego jeszcze pomieszczenia. Chromatyczna kolorystyka prac i symboliczna treść to najogólniejsza charakterystyka 
w odbiorze. W wszystkich obrazach ta sama modelka, młoda, jasnowłosa, wyłaniająca się w rozmaitych pozach na tle zdegradowanych murów posępnych pomieszczeń i dziedzińców. W treści obrazów obok modelki pojawiają się przedmioty - a to sznur zwieszający się z góry, być może symbolizujący ratunek lub ucieczkę, a to np. jabłko, symbol zarówno grzechu, życia jak i raju, a nawet władzy...Tytuł wystawy, "Portret jednej kobiety" został "rozpisany" zdjęciami na symboliczne sytuacje w jakie uwikłana jest kobieta w czasie, jeszcze samotna, ale już niecierpliwie oczekująca na  swoje pierwsze spotkanie 
z mężczyzną, jak sugeruje to jedna z fotografii. Uwodzenie, pożądanie, ciekawość, lęk - stany emocjonalne, którymi poddawana jest kobieta są komunikatami czytelnie tutaj płynącymi. Kobiecość 
a więc istota płci wydaje się w tych pracach przekonująco unaoczniona. Deszyfracji ukrytych w pracach znaków plastycznych podjęła się Małgorzata Południak w krótkim słowie wstępnym, jaki wygłosiła przed zebranymi w końcu gośćmi na początku wernisażu, prezentując głównych bohaterów zdarzenia artystycznego: Marię Kuczarę, Rafała Babczyńskiego i Sonię Egner, bo to Sonia okazała się tą modelką współpracującą w realizacji wszystkich fotografii na wystawie "Portret jednej kobiety".
Niespodzianką okazała się kolejna rola Sonii, tym razem realizującej spektakl baletowy, który można nazwać bez specjalnego ryzyka narodzinami motyla Cytrynka, gdyż w takiej sukni wyłoniło się 
z hipotetycznego kokona zjawisko hipnotyzujące wdziękiem i ekspresją każdego przemyślanego kroku 
i gestu. Co ciekawe, fotograf Rafał Babczyński, swego czasu (2010 rok) laureat zdjęcia miesiąca na jednym z internetowych portali,  ujawnił swój drugi talent -  muzyczny, gdyż to właśnie jego kompozycja towarzyszyła w tańcu Sonii. 




















Po przerwie przeznaczonej na tradycyjną lampkę wina, jak to jest w zwyczaju na tego rodzaju wydarzeniach plastycznych (przyznaję publicznie, że uraczyłem się niejedną...), Sonia Egner, absolwentka szkoły baletowej w Bytomiu,  przebrana do nowej roli zaprezentowała taniec z ogromną płachtą folii, z którą zmagała się niczym z wiatrem lub wodą, to zaplątując się w rekwizycie to uwalniając się na długi szalony lot...









Jeszcze nie ochłonęliśmy z wrażeń wernisażu i tańca a już trzeba było przejść do innej sali na monodram pt. "Zakład pracy chronionej". Autorką tekstu tej sztuki jest Barbara Janas-Dudek. Basia także dźwiga 
w tym teatrze jednego aktora role pacjentek tego zakładu.  Wcielając się w kolejne postacie granych przez siebie bohaterek, ukazuje w sposób przejmujący psychodramę kobiet o rozmaitych charakterach, skazanych z racji własnej choroby psychicznej na zniewolone bytowanie w dwóch światach, w bezdusznej rzeczywistości wyrobnic dniówkowych i w świecie własnej, szalonej wyobraźni. 



















Oglądałem ten spektakl po raz trzeci, zawsze z tym samym przejęciem, zarówno co do treści przedstawienia jak i do aktorstwa Barbary Janas-Dudek, której partneruje w roli głosu narratora Jacek Dudek, prywatnie mąż Basi. Wydaje mi się, że kameralna scena bardziej nadaje się dla przekazu tej sztuki aniżeli duża scena teatralna, jak to było w Kaliszu. Bezpośredni przekaz mocniej przenosi słowa 
i zagęszcza emocje wśród widzów siedzących blisko sceny, czyni większe wrażenie w obcowaniu 
z czymś wstydliwie skrywanym społecznie a w tym spektaklu okrutnie obnażonym. Człowieczeństwo nie zawsze brzmi dumnie, ale zawsze zdumiewa swoim bogactwem. W sztuce Barbary Janas-Dudek wydaje się zrehabilitowane w swojej egzystencjalnej prawdzie.

Jacek Sojan















































fot. Andrzej Trzebicki, Agnieszka Jarzębowska, Łukasz lipka, Anka Blaschke, Grażyna Paterczyk, Teresa Radziewicz, Rafał Babczyński.

5 komentarzy:

  1. Jak miło powspominać, chociaż ciągle jeszcze nie odłożyłam w zakamarki pamięci. Grażyna Paterczyk :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyobrażam sobie. A zwłaszcza, gdy do tańca trzeba dwojga... W tłumie i osobno jesteście niesamowicie zakręceni.Wspomniałem swój pierwszy odruch, gdy wziąłem do tańca pióro:)
    Tylko raz, chyba pamiętacie, przez chwilę byłem z z Wami. To naprawdę zaprawdę za mało.
    Pozdrawiam, Jerzy Hajduga/lir

    OdpowiedzUsuń
  3. dementuję - kobieta się opierała! nawet musiała się oprzeć, gdyż inaczej łupsnęłaby na glebę jak długa! ; D

    OdpowiedzUsuń
  4. Relacje są cudowne. Jesteście i w tłumie i pojedyńczo jak najlepsze owocowe drzewa ( bo tyle tych owocow, że cała jestem w tym Waszym słodkim soku, upaćkana po łokcie :). Dziękuję :) Roma Jegor

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteście cudowni!!! Cieszę się ,że mogę za Wami podążyć choć wirtualnie.
    Pozdrawiam.
    Sława

    OdpowiedzUsuń

Wpisy ad personam będą usuwane