Konrad Wojtyła
[XIX]
Tak. On milczy, przelatuje
oko
przez palce. Tak. Wymyka się
z ust
do ust przez złych ludzi
przepowiedziany koniec.
Już odszedł, by zawołać.
Odszedł,
by zawrócić – woła. Czesław
tak milczy. Tak. Przelatuje
oko
przez palce pamięci. Tak
mdli, modli, uwiera.
W gardle babki grudka
różańca.
Ojciec krzyż z pleców matki
ściąga.
Potem mierzy gwóźdź
do
przedramienia.
[XX]
Kiedy dziadek Czesław
odjeżdżał
na amen, trzy zimy w kulę
śniegu wzięte,
to mało.
Pejzaż nie tłumaczył tego
oddalenia.
Wiatr ujadał i szczekał pies
sąsiadki
z ostatniego piętra.
Myśliwy w najlepsze robił
pod siebie
obrachunki za prąd i wstyd,
bo to już
czas na sentymenty i hymny o
perłach.
Ojciec objaśnia babce
śmierć.
Czarne podniebie – mówi.
Podróże
w czasie i przestrzeni.
Końskie kopyta, co grzęzną w
puchu,
nim leśne zwierzęta pochwycą
trop
syna.
[XXI]
Ona skreśla rybę.
Na piasku sól, warkoczyk
fal.
Stary poeta i krzyż
na plecach matki
wyryty przez dziadka.
Co już odszedł, by zawołać.
Odszedł, by zawrócić – woła.
Już czas na spokój
z głową schowaną w kaptur
ziemi.
Tak. Paznokieć babki
wyznacza
granicę różańca. Pustka to
dobre
położenie dla świętego
obrazka.
Tylko śmierć jeszcze w
dłoniach
siedzi i
siedzi. Jak nie z tego świata.
[XXII]
Każdy ma taką twarz, na jaką
zasłużył.
Z prochu w proch –
podpowiadasz –
jesteś i się nie obrócisz.
Twarz babki nie rozprasza
światła.
Ma wciąż własną ciemność
i czułe miejsca, gdzie brew
zachodzi czasem na drugą
stronę skóry.
Gdzie zmarszczka znajduje
echo
we wszystkich pozostałych.
Ta twarz, gdzie język
jak niepocieszona wdowa,
co niebo ssie i obraca
jeszcze żywą kroplą,
w martwe
usta spływa.
________________________
publikacja za zgodą Autora
Bardzo dobre wiersze, z przyjemnością przeczytałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam