Grzegorz Wołoszyn
Wędki
Księżyc pruje srebrne chusty
o drzazgi
spławików. Rzeka
nurtuje
pytaniami, skrywa
drugie dno.
Czas ulatnia się
w chałupach,
puszcza nosami
bąble snu.
Rzucamy z braćmi
przynęty między
falujące
gwiazdy,
wodzimy wodę
na pokuszenie.
Echo niesie plusk.
Świerszcze
szeleszczą ciszą.
Wrzask bażanta
płoszy ciemność,
która trzepoce
skrzydłem brzegu.
Nieważkość
ważek na szalach
ociemniałych
oczeretów,
podprogowa
mantra komarów,
lepki syrop
rosy, rechot śmieszek.
Żyłka ze
świstem kroi tkankę
wody i wyjmuje
klenia
błyszczącego
jak wycięty organ.
Nasza duma
wojowników
wykrwawi się
jutro
na widok dziadkowego noża.
Przerwany
spacer
Żabie
perspektywy, wąskie, spodnie.
Wszystko już
obce, choć dobrze znajome:
ulice, liceum,
cele aresztu. Park.
Rysy w pamięci
kreślą twarze –
kubistyczny
witraż okuty mrokiem.
Ułamki beweli
kłują powieki
i nie sposób
przymknąć, dopiąć swe
ego z błysków,
sileń, puklin. Prze czas,
choć się nie
przelewa: otacza, zacieśnia
kręgi jak
wyrzucony z wody kamień,
który uderza i
zapada w punkt.
Z tego punktu
widzę te same kręgi
biegnące w przeciwną stronę.
Appendix
Blizna się
szczerzy jak uśmiech losu.
Ironiczny
grymas darowanego,
któremu lepiej nie
zaglądać,
bo da w zęby.
Siedzący we
mnie nieletni
wyciął numer i
musiałem się zaszyć
w
najciemniejszym z kątów.
Stąd światło
smuży cieniem,
ręce drętwieją
od nadmiaru
nocy.
Blizna się
szerzy, snuje jak strzępki
grzybni, oplata
kokonem.
I ma mnie.
I ma go.
___________________________
za zgodą i na życzenie Autora - wybór Reny
za zgodą i na życzenie Autora - wybór Reny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane