Juliusz Rafeld
CZARNY PIES
podąża za mną
ale nie spoglądam wstecz nigdy
nie wiadomo
który z nas pierwszy odwróci wzrok
łudzę się
że to tylko noc
w moim śnie
MOJA PARANOJA
tak
bez wątpienia wierność
łagodny przypływ i koronkowa pajęczyna
czyni z niej pannę młodą
rzucającą wokół blask zapomnienia
oświetla tylko granice
na cóż obietnice
skoro znowu jest nawet gdy znika w ciemności
rzucając miriady nut przed moje oczy
bez żalu za snem
odpływa i w zasadzie już jej nie ma gdy obejmuje
oczyszczone sumienie bezwstydnymi ramionami
obnażonymi tylko dla mnie
śpiew w zaułkach bogobojnych naśladowców
przywołuje długo skrywane
marzenia nigdy nie są nirwaną
PLAMY NA SŁOŃCU
ktoś rozlewa je codziennie
mrużę oczy ale tak naprawdę
powinienem zamknąć
może wtedy czarny cień
nie przebiegłby pomiędzy
nogami
zastygam w pół kroku niepewny
komu zaufać
instynkt
nie jest zdradliwy
brak mu tylko rozumu
aby dostrzec właściwe
kolory
we włosach i na sukni
przeplatają się jak w
kalejdoskopie
zmienia się forma
bez treści pozostaje usnąć na
dachu
razem z kotem
rozum
jest w porządku
ale bez instynktu
błądzę znanymi ścieżkami
kieruję się w jedną stronę
choć świat akurat w drugą
tracę dystans od początku
trzeba zerwać nić i tak
nie uwięzi kota
budzimy się przytuleni
mruczę a on drapie mnie za
uchem
instynktownie przeciągam się
nie rozumiem dlaczego wiatr
przegania nas o zmroku
razem
spadamy na cztery łapy
_________________________________
publikacja za zgodą Autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane