Grzegorz Wołoszyn
Pierwsza gwiazdka mruga
w płomieniach zniczy.
Hipermarkety zdejmują wieńce
i podkładają bombki.
Rozrywamy się zakupami,
obgryzając puste wnętrza
czekoladowych mikołajów.
Sacharoza przesypuje się
między zębami, tworzy zaspy
w arteriach. Ale nam teraz
w głowach tylko kulig!
Dźwięki dzwonków, szare komórki
przyprószone puchem darmowych minut,
białe bałwany, czerwone nosy,
kręte światełka i anielskie włosy.
Kevin siedzi sam w szklanej pułapce
ekranu i słucha Last Christmas.
Nawet nie próbuję uciec,
teraz wszystko w rękach Jacka Frosta!
W czerwonym barszczu pływa
ucho Van Gogha. Ogród rozkoszy ziemskich
na wigilijnym stole. A za oknem
pejzaż zimowy z łyżwiarzami i pułapką
na ptaki. Robię karpia,
wypycham sianem.
Opłatek jest lekki i kruchy
jak wylinka.
Przechodzenie
Pan Marian wyławia z zupy kawałki mięsa.
Dla mnie tylko rzadkie. Siorbie przez słomkę
słoną wodę i po chwili talerz świeci dnem
jak morze po przejściu. Pani Zosia
w żakiecie w grochy wita faceta
w rogowych okularach. Tutaj byłem
jeszcze młody, świeżo po sześćdziesiątce.
Spłowiały polaroid zlewa się z żółtym paznokciem.
A to nasz syn, którego nigdy nie mieliśmy.
Pan Marian na tle dwóch szkolnych tablic.
Adopcja to często karmienie złych genów.
Ładny chłopczyk łypie na mnie
monochromatycznym okiem.
Czuję jak jego krótkie spodenki wrzynają mi się
w dialog. Popełnił samobójstwo. Powinienem
to spalić, zanim będzie wszystko jedno.
Fala wspomnień zalewa pana Mariana
jak krew, której z każdym dniem brakuje
bardziej. Przerzucam strony albumu,
czując pod palcami zarodniki ognia.
Mówię panu, życie to głodna szarańcza.
___________________________________
publikacja za zgodą Autora
wiersze pochodzą z nagrodzonego w Świdnicy tomiku: Poliptyk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane