Marzena Mariola Podkościelna
Ważny mężczyzna w moim życiu opowiada o tęczy
I to w taki sposób jakbyśmy byli szczęściarzami, bo ją widzimy. Pełni
wiary, że jest. Podczas,
gdy niektóre zwierzęta po prostu nie widzą jej, tych jej kolorów.
Więc co z nią, jest, czy nie?
Drugi ważny mężczyzna w moim życiu pyta, czy mam katar? Odpowiadam,
że nie mam kataru, że płakałam. I
nie następuje żadna cisza.
Mówi uspokojony:
Wszędzie na mieście ustawione są już tojtojki.
Koncerty, kiermasze, będzie zabawa. Od jutra
No to lećmy, bądź do wyboru dziewczyno od rozmowy
o tojtojkach
albo tęczy. Czegoś jeszcze pragniesz?
Śmiech kobiety
i skrzypienie śniegu
gdy we wszystkich innych światach kończy się zima
zazdroszczę twoim ramionom które przez śnieg
niosą ten śmiech
przekonaj mnie że nie mam czego zazdrościć
twoim plecom za którymi
ona
My się jeszcze nie urodziliśmy
Czy wierzysz w to, gdy patrzysz na ich głód
siebie? Ona ma usta pełne i niespożyte. W jakim celu
czeka. Bez wyjaśnienia wie, że innej przyszłości nie będzie
Będzie tylko ta, która przed nią. Więc napina się jędrne
powietrze, gdy on dobiera kolory. Dopóty je widzi, dopóki
ona patrzy w jego oczy. Jest częścią powrotu w zaświat
z którego pochodzi. Z którego wyłaniają się jego płótna.
To musi być przez nich stworzone. Nęcące oddanie się
naznaczone upiętymi dłońmi - zastyga. Ból miłości
i uzupełnienie bólu. Najzwyklejszy żółty sweter i tyle życia
w pustych oczach obrazu. Jeanne i Modigliani.
Oni nie wiedzą o nas, ale my wiemy o nich. Bywa,
że dusze zataczają obręcze świetlne i zaciskają na rozsypanych gwiazdach
miłosny kaganiec. Czy mieli szansę, by siebie nie pokochać?
Oglądamy noc. Jeszcze się nie urodziliśmy.
Nie wiemy, że przyjdzie nam żyć
opowiedzianą już kiedyś historią.
Głupia
mucho
chciałaś do mnie tak namiętnie
że jeden
klaps wystarczył
Profesorze
mówisz dziwne rzeczy mojemu dziecku
że jego długie życie (daj Boże!)
zakończy się pustynią
w Polsce będzie pełno piachu
Warszawy nigdzie nie będzie
uratują się tylko Eskimosi
i tylko
po co im to? pytam
ojciec mojego dziecka
takiej bajki na dobranoc
nigdy by nie wybrał
2019 rok i tu potrzebna matematyka
jak daleko jesteśmy od Chrystusa
średniej klasy samochodem większość
a niektórzy pieszo
getto warszawskie i dwudziesty drugi lipca
w tej pamięci maszerowanie - Sara pamięta
„Mirabelkę” i że kotom wolno było wyjść
opowiada treść książki ale nie rozumie
twoich słów a ja swoich nie umiem wymówić
jak Korczak
był miłością a bał się czy tak samo jak ona
gdy ma dziewięć lat
a ty mówisz o piachu
strach i Bóg w sobotni dzień Białegostoku
ludzi coraz więcej
a Boga coraz dokuczliwiej nie widać
w miejscowości na K nieliczni
ale silni
przypominają Żydom hasła
żeby pamiętali o piecach
to o dziwo staje się bardzo
narodowe w pięści nie tylko tego
małego miasteczka
powojenne „Metamorfozy”
Kamieńskiej trzymam na kolanach
a prostych uczuć człowieka
boję się co raz to bardziej
Umarł Sąsiad
No. Wziął i umarł.
Jak przystało na chłopa na wsi
zabrał się w sile wieku.
Trumna cała w kwiatach, cały kościół w ludziach.
Ksiądz rozwleka (jak flaki) szczęście
do wieczności. Bóg świeci przez witraże
najjaśniej jak może - trzeba pojąć
księdza, nie wszyscy potrafią szczęśliwie zrozumieć,
że Leszek Ładniak, wcześniejszy, też na chwałę Pana (osierocił dzieci).
I teraz Agnieszka, żona jego, chlipie cicho pod bocznymi drzwiami.
Dalej wejść nie mogła jak jeno za próg.
A teraz następna - z domu Taźbirowska, starsza, wdowa po Cieśli.
Mogła się spodziewać, lecz wcale nie chciała. A mąż umarł.
Zabrał się i koniec.
Wieś jak jeden mąż - żegna gospodarza. Tego od ciągnika, tego od siekiery
Już dochodzi piąta. Sierpień. Gdzieś w oborze krowy. Muczą?
Pewnie muczą.
Kto pościele, kto wydoi. Księdzu samo 'Bóg zapłać'
za odprawę na cmentarza wieczny odpoczynek też nie starczy.
Koniec pieśni. Oprawa przepiękna.
Puste oczy wdowy błądzą po pastwisku,
suche od łez jak od wiatru trawy.
Wieś smutna jak światło, które padło na trumnę. Na wdowę nic nie pada,
oprócz bezsilności, bo za pasem żniwa.
Michał śpi
w budzie
a pies na łańcuchu
ujada
jest niedziela niebieskie niebo żółte słońce
jego dwie siostry w kościele
zarżnięte jak bydło
jedna ciężarna
wśród wielu oczekujących
Boga
na wiejskich zagrodowych sztachetach
małe dzieci
większe skoszone jak zboże
we wsi Kuczki nikomu się to
nie śni
o wsi Kuczki śnić
nie chce nikt
Michał dziś głuchy jest
i nie powie
jak ze wsi uciekał ojciec
gdy miało być świniobicie
nie powie też o matce
do której mówiła sama Maryja
że 'on - mąż
jutro wróci z batem'
bez konia
i nikogo więcej żywego
ze sobą nie przyprowadzi
Michał już nie ma dwóch lat
przechodzi od telewizora w kuchni
do telewizora w pokoju
i patrzy
na karetki z umierającymi na koronawirusa
patrzy i nie rozumie
w nowym Czarnoziemiu jest niespokojnie
i Kuczki się śnią
wołyńskie Kuczki których nie pamięta
tak samo jak sióstr
na ławie pod ścianą leżą jabłka
zajmuje ręce i język
obiera
zjada
______________________________________
publikacja za zgodą Autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane