wtorek, 2 stycznia 2018

Licencja na pierwszy śnieg

Ewa Włodarska


Nauka o liczbach


Cóż, potem się zakopie, a najpierw banalnie:
utłuc Józefa Ulmę, żonę, szóstkę dzieci.
Siódemkę? Jak to liczyć? Główka spomiędzy ud,
ramię. W trakcie porodu, więc może pół? Mniejsza,

razem z nimi ośmioro Żydków ukrywanych
wśród łąk. I poszli Niemcy, mieli sześć furmanek
dóbr, trzy litry gorzałki. Słodki czas po pracy,
ach, tyle pięknych godzin do zabicia. Myślę,

że tu zdarzyło się coś jeszcze. Później. W chatach
jak w wielkanocnym kotle pociły się gardła,
mijała noc. Nad ranem na pobliskich polach

dwadzieścia cztery trupki Żydków już czekały,                                   
aż ich opiekunowie wezmą na Wielkanoc,
w orszaku, z koszyczkami. Może zmartwychwstaną.







Litzmannstadt Ghetto. Wielka Szpera

                            O piątej rano potworny krzyk dobiegł od ulicy Wawelskiej. (…).
                            Wkrótce zobaczyłyśmy (…) duże, podobne do ciężarówek wozy.
                            Były załadowane niezliczonymi dziećmi, a za wozami szły matki,
                            którym dzieci właśnie zostały odebrane.
                                                                               ze wspomnień Sary Selver Urbach


Chaim Mordechaj Rumkowski rozkłada ramiona,
znów nie wie, co nas czeka, co winniśmy zrobić.
Muszę odciąć gałęzie, aby ocalić pień.
Muszę odebrać dzieci, jeżeli nie zrobię

tego, co zalecają Niemcy, inni mogą   
być także zabierani – uchroń przed tym, Jahwe.
Tlą się włosy dziewczynki o urodzie z książek,
z zapisów wojen, kabał; tlą się ryże, czarne,

pozlepiane ze śluzem z rozbryzganych czaszek,
kiedy żarzą się łuny nad miastem. Wrzosowe
pola magii? – pod nimi kocie grzbiety bruku,
porozrywane jutra w kawałkach o barwie

wypranej rdzy, podszewek zaprawionych ochrą.
Z ciemnych przędzalni przynieś nici i bandaże
z ran opatrzonych wczoraj na skwerze przy Plater.   
Zgadnij, mała dziewczynko o urodzie z książek,

kto wybiera z trawników rozsypany sporysz?
Im więcej się wykluje na spoconej skórze,
tym bardziej się wyludnisz, nazwą cię robactwem,
morową ćmą; od wczoraj zatruwasz kontynent.

Trzeba zasnąć w olbrzymiej muszli pra-ślimaka,
by nie dostrzec za chwilę pociągu, hamuje;
muchy w dusznych przedziałach bydlęcych zlizują
mdły odór czosnku – stale uwalnia go ciało.

Odmień strach przez przypadki. Miesiące są szare.
Zabawa w ciepłe – zimne przestała już cieszyć.
Litzmannstadt Ghetto, Chełmno czy Lasy Rzuchowskie
– te miejsca zapisz tłustym drukiem, stawiaj kleksy.

Traktują cię niepewnie, jakbyś miała trzymać
w kieszeni stęchłe jabłko. Odpowiedz im prędko,
że to teraz jedyne, prawdziwe insygnium,
jedyna władza, innej przecież nie pamiętasz.







Jam session w klubie Ucieranie Treści


Wiąz widziany pod światło przypomina cytrę,
błyszczą struny. Graj, siostro, za chwilę wygwiżdżesz
melodię dla jazz-bandu. A później dotkliwsze

będą dźwięki ragtime’u, mamy czas zesztywnieć,
dlatego dziś bawmy się nad Utratą. Dzisiaj
cudnie jest nam w tych rytmach. Dżoana, trzy whisky.

Zanim kapryśny lipiec rozpuści solistę
w haustach szkockiej, zatańczmy swing, swing. W mordę przyrżnie
jakiś gach przypadkowy na obcej mieliźnie.

Może pryśnie? Wieczory są dżdżyste, o świcie
wkręćmy się na toplistę jak słony manifest.
Jeden odcień za drugim. Jam session rozbłyśnie.







* wiersze pochodzą z tomiku "Licencja na pierwszy śnieg"
nagroda główna  w X Konkursie na Autorską Książkę Literacką, zorganizowany przez Miejska Bibliotekę Publiczną w Świdnicy.

 _________________________________________
Publikacja za zgodą Autorki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane