piątek, 15 maja 2015

Drugie odblokowanie Mansztajna







Długo wyczekiwany po debiutanckim, nagrodzonym Silesiusem, Wiedeńskim high life, drugi tomik Jakobe Mansztajna  pt. Studium przypadku* wydany przez poznańską oficynę WBPiCAK jest kontynuacją poetyki gdańskiego autora, a zarazem odkrywaniem nowych terytoriów, pogłębieniem samoświadomości jak i empatii, poczynając od Paula Celana, poprzez eksponowanie ludzkiego tragizmu, po zwykłe codzienne zmaganie z rzeczywistością  w klaustrofobicznym gdańskim blokowisku, w oswojonym 
i zarazem obcym mieszkaniu podmiotu lirycznego – bez żadnego patosu, narracja momentami wprowadza w trans, momentami może prowadzić na manowce.
       Studium składające się z  39 wierszy podzielonych na dwie części tworzy swoisty dyptyk. Część pierwsza (19 wierszy): Piosenka o witaminach i minerałach przypomina nieco Piosenkę o zależnościach 
i uzależnieniach Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, ale  tylko przypomina (chociażby przez mantrę niektórych fraz np. „któregoś dnia odwiedzili nas znajomi”), cykl ten raczej mansztajnowy i brzmią w nim zupełnie inne nuty niż u Dycia – chwilami to kontynuacja wątków z Wiedeńskiego – Nemeczek występuje w  nowej roli,  pojawia się Dariusz (porte parole autora?), chwilami zupełnie coś nowego. Widoczne jest nowe spectrum, rozszerza się entropia i zapis umierania, zarazem podmiot liryczny wycisza się, porządkuje niejako relacje ojciec-syn, nieco po gombrowiczowsku – eksponując synczyznę. Smuga cienia.  Z jednej strony to dobrze, bo Mansztajn nie wchodzi w oklepane schematy, z drugiej – źle bo grozi mu niebezpieczeństwo powielania się, takie małe autorskie auto da fé. Ale Mansztajn jest tego świadom – w najnowszych wierszach, prezentowanych  min. w Biurze Literackim, widać ewolucję, inne pisanie. Dowodem tego jest  autoironiczny dystans, mocno zaakcentowany  w jednej z piosenek:

Duszki Goi I

między późnym mansztajnem a wczesnym
porankiem rozgrywa się lekcja pokory:
w tej duszy zbyt ciasnej, jak kawalerka
na gdańskim osiedlu, grasuje gang

nieobecnych, gromada żwawych trucheł,
od których głowa boli z rana i cały mansztajn
boli z rana, ale to później – najpierw
się przejdą, postraszą w zakamarkach,

wybiją kilka okien i gdzieś na wysokości
zbyt wczesnej godziny (lub może zbyt
późnej) porzucą potłuczonego, jak psa
porzuca się w lesie – z uczuciem.  (s. 12)

W  kilkunastu utworach  przemykają  ważne postacie: Wergiliusz, Goya, Kurt Cobain. Nieprzypadkowo. Są kodami i herosami – ikonami. Rzymski Wergiliusz, hiszpański malarz Goya i Kurt Cobain. Co ich łączy? Co dzieli? Odpowiedź jest oczywista.

     Część druga (20 wierszy) : Czarne  nad i pod głowami pole to już  czysta metafizyka Jakobe Mansztajna – a przywołanie poety Paula Celana potęguje swoistą dramaturgię, jest czymś w rodzaju muzycznego preludium, potem kolejne wiersze nabierają tempa, gęstnieją, stają się  coraz bardziej wyraziste, inne niż w debiutanckim tomie, najmocniejsze takty zabrzmią w tytułowym wierszu tomiku, będącym swoistym credo pokoleniowym: 



Studium przypadku

w ’94 czołgamy się pod meblami. znajdujemy
ząb i karteczkę (autor nieznany). napisano:
zaczekaj na mnie, wrócę później i wszystko
ci wyjaśnię. to tyle, jeśli chodzi o ’94.

w ’97 nadal jesteśmy zajęci sobą.
przychodzi pierwsze umieranie. na pytanie
o życie wieczne matka odpowiada: pobaw się
matchboxem. pamiętam, bo mieliśmy z bratem

tylko jednego matchboxa. w ’99 przenoszę
skrzynki z butelkami. za odłożone kupuję
pierwszą w życiu nokię. od niedawna drży
mi ręka. w sierpniu 2013 zaczyna mi się ruszać

ząb. kilka tygodni później przychodzi
sms z nieznanego numeru: przepraszam,
że tyle to trwało, będę za chwilę. gdybym był
przesądny, zaklaskałbym – ale nie jestem.(s.32)


    Kolejni przemykający tutaj przechodnie to: John Berrymore, Sandor Marai, Ted Hughes i oczywiście  Paul Celan. I nie są to przypadkowi przechodnie, co zagościli na chwilę w wierszach Mansztajna. To nie kaprys, bo ci lokatorzy tego klaustrofobicznego mieszkania w gdańskim blokowisku, tworzą swoistą plejadę. Ponadto Heine, a raczej duch Lorelei – a przede wszystkim Arystoteles z jego Traktatem 
o duszy.
Kwintesencją jest:


Piosenka nocnych wioślarzy II

siedzimy na murku ciężko poruszeni faktem,
iż niebo nad gdańskiem znów nas robi
w chuja, miały być girlandy świetlne, radosna tandeta,
miało być pół roku zimy, ale i pół roku

lata. tymczasem noc jest głęboka i ciągnie
się jak bergman, nawet dzielnicowym w sukach
całkiem żyć się odechciało, słowem –
dawno po imprezie i powinno już świtać,

zamiast świtu melanchujnia*, czarne nad
i pod głowami pole. jeśli zacząć szukać winnych,
trzeba zacząć z tego miejsca, już pamiętam:

widzieliśmy najlepsze umysły naszego pokolenia
zniszczone szaleństwem, histeryczne i nagie,
i długo nie mogliśmy oderwać wzroku.

* zasłyszane od Julii  Szychowiak ( s. 42).

Ci którzy spodziewali się fajerwerków po Wiedeńskim, mogą poczuć rozczarowanie, jednak Jakobe Mansztajn jest wierny sobie, nadal delektuje się smakiem herbaty. Gorzkiej .
Pisałem swego czasu w recenzji z pierwszego tomiku Jakobe Mansztajna, że opisanie ery dropsów jeszcze nie jest zakończone. Nie omyliłem się. Ale to są już inne dropsy.


Jarosław Trześniewski Kwiecień

*) Jakobe Mansztajn, Studium przypadku, WBPi CAK, Poznań 2014.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane