sobota, 17 stycznia 2015

pozwala przetrwać zimę i opowiadać

Krzysztof Mich



usmarkane zaćmienie

Małgosia nie może się zdecydować
chciałaby mieszkać w domu jak wszyscy
ale nie wie co to jest ten dom
dla niej to pojęcie takie jak bóg
pozwala przetrwać zimę i opowiadać
jaki by był gdyby był
nie ważne zresztą jaki aby był
ten bóg
i aby wysłuchał Małgosię

jeszcze niedawno dom był z desek
przypominał altanę
jednak był rozwojowy
rozwijała więc wizje wątła dziewczyna
w chaszczach nad Kanałem Żerańskim
snuły się nad wodą jak dym z ogniska pod garnkiem
ryż miał aromat risotto owocowe wino pachniało jak wermuth
tylko obcy mówili że znowu śmierdzi denaturatem
nie rozumiała dlaczego
przecież starała się żyć lepiej

dzisiaj nie ma altany
na popiołach powstała w popiół się obróciła
ale ona jest taka jak była - popielata
twarz brudna od sadzy 
drobne ręce dźwigają żeliwo
ciężka pokrywa odsunięta z kanału
Małgosia wygląda przez nie jak zaćmienie księżyca
jak usmarkane i zapłakane zaćmienie
które nic nie rozumie

nie rozumie nawet dlaczego
zgwałcono ją tej nocy trzy razy
właściwie nikt tego nie rozumie 




Pod bunkrami w Skagen

Z Rzymu do Skagen jest dwa i pół tysiąca kilometrów. Tak mówi
granitowy słup. Ten przed morską latarnią. Pytam Eigila jak często
przyjeżdżają tu Rzymianie. Mówi, że ich nie widział, ale bywali tu.
Przywozili ich Wikingowie. Związanych rzemieniami. Jak szynki.

Szynki w Skagen mają żółty kolor i czerwone dachy. Jak inne domy.
Są w nich kanapki ze śledziem, aquavit i piwo. Kanapek z szynką brak.
Na plaży w Skagen wiatr zdziera czapki z głów spacerowiczów. Eigil
śmieje się, bo wie, że Wikingowie zdzierali je pokonanym. Razem ze skórą.

Wiatr zagania czapki przed betonowe bunkry. Przed latarnią morską.
Czekają tam na codzienny spektakl. Starcie dwóch nieokiełznanych sił.
Bitwę Dawida z Goliatem zwiastują spienione fale na krańcu cypla.
Morze Północne broni się przed Bałtykiem. Bałtyk łaknie świeżej krwi.




kapłani oliwy

„...kto nie ma we własnym wnętrzu niczego cenniejszego
nad to co z siebie wydusił i napisał po długich i ciężkich
cierpieniach, dodając i kreśląc niezliczone razy - tego tylko
słusznie możesz nazywać poetą, pisarzem...”
                                                                        „Fajdros” Platon


na cóż mi pisać wiersze przyjacielu trzciny pogięte leżą w koło
a gąbka przesiąkła atramentem na cóż powtarzać mam modlitwę
papirus nie przyjmie dzisiaj więcej sadza zastygła na zwojach
słowa mieszają się we mnie jak oliwki w prasie esencja wolno
spływa do naczyń nacieram nią ściany mojego domu i posadzki
częstuję gości czyniąc z nich niewolników najlepszą jej część
zostawiam dla Ananke choć wiem że nie czeka na moje dary
dno mej osobistej amfory wyłożyłem papirusem rysowałem
na nim pamiętasz posąg ten który miałem umieścić w świątyni
dzisiaj nie ma już po nim śladu na papirusie atrament jak zioła
stał się częścią esencji jego aromat odkryją tylko nieliczni
kiedyś Fajdrosie nazwiesz ich smakoszami kapłanami oliwy
na cóż mi przyjacielu pisać wiersze ja tylko tłoczę esencję


 

_____________________________
publikacja za zgodą Autora

4 komentarze:

Wpisy ad personam będą usuwane