Krzysztof Mich
usmarkane zaćmienie
Małgosia nie może się zdecydować
chciałaby mieszkać w domu jak wszyscy
ale nie wie co to jest ten dom
dla niej to pojęcie takie jak bóg
pozwala przetrwać zimę i opowiadać
jaki by był gdyby był
nie ważne zresztą jaki aby był
ten bóg
i aby wysłuchał Małgosię
jeszcze niedawno dom był z desek
przypominał altanę
jednak był rozwojowy
rozwijała więc wizje wątła dziewczyna
w chaszczach nad Kanałem Żerańskim
snuły się nad wodą jak dym z ogniska pod garnkiem
ryż miał aromat risotto owocowe wino pachniało jak wermuth
tylko obcy mówili że znowu śmierdzi denaturatem
nie rozumiała dlaczego
przecież starała się żyć lepiej
dzisiaj nie ma altany
na popiołach powstała w popiół się obróciła
ale ona jest taka jak była - popielata
twarz brudna od sadzy
drobne ręce dźwigają żeliwo
ciężka pokrywa odsunięta z kanału
Małgosia wygląda przez nie jak zaćmienie księżyca
jak usmarkane i zapłakane zaćmienie
które nic nie rozumie
nie rozumie nawet dlaczego
zgwałcono ją tej nocy trzy razy
właściwie nikt tego nie rozumie
Pod bunkrami w Skagen
Z Rzymu do Skagen jest dwa i pół tysiąca kilometrów. Tak
mówi
granitowy słup. Ten przed morską latarnią. Pytam Eigila jak
często
przyjeżdżają tu Rzymianie. Mówi, że ich nie widział, ale
bywali tu.
Przywozili ich Wikingowie. Związanych rzemieniami. Jak
szynki.
Szynki w Skagen mają żółty kolor i czerwone dachy. Jak inne
domy.
Są w nich kanapki ze śledziem, aquavit i piwo. Kanapek z szynką
brak.
Na plaży w Skagen wiatr zdziera czapki z głów spacerowiczów.
Eigil
śmieje się, bo wie, że Wikingowie zdzierali je pokonanym.
Razem ze skórą.
Wiatr zagania czapki przed betonowe bunkry. Przed latarnią
morską.
Czekają tam na codzienny spektakl. Starcie dwóch
nieokiełznanych sił.
Bitwę Dawida z Goliatem zwiastują spienione fale na krańcu
cypla.
Morze Północne broni się przed Bałtykiem. Bałtyk łaknie
świeżej krwi.
kapłani oliwy
„...kto nie ma we własnym wnętrzu niczego cenniejszego
nad to co z siebie wydusił i napisał po długich i ciężkich
cierpieniach, dodając i kreśląc niezliczone razy - tego
tylko
słusznie możesz nazywać poetą, pisarzem...”
„Fajdros”
Platon
na cóż mi pisać wiersze przyjacielu trzciny pogięte leżą w
koło
a gąbka przesiąkła atramentem na cóż powtarzać mam modlitwę
papirus nie przyjmie dzisiaj więcej sadza zastygła na
zwojach
słowa mieszają się we mnie jak oliwki w prasie esencja wolno
spływa do naczyń nacieram nią ściany mojego domu i posadzki
częstuję gości czyniąc z nich niewolników najlepszą jej
część
zostawiam dla Ananke choć wiem że nie czeka na moje dary
dno mej osobistej amfory wyłożyłem papirusem rysowałem
na nim pamiętasz posąg ten który miałem umieścić w świątyni
dzisiaj nie ma już po nim śladu na papirusie atrament jak
zioła
stał się częścią esencji jego aromat odkryją tylko nieliczni
kiedyś Fajdrosie nazwiesz ich smakoszami kapłanami oliwy
na cóż mi przyjacielu pisać wiersze ja tylko tłoczę esencję
_____________________________
publikacja za zgodą Autora
https://www.youtube.com/watch?v=gzCQXEaU6-c
OdpowiedzUsuńLubię czytać wiersze Micha
OdpowiedzUsuńŚwietne teksty. Brawo, Krzysiu!
OdpowiedzUsuńŚwietne!
OdpowiedzUsuń