wtorek, 7 stycznia 2014

akryl


                                                                                                          Robert Miniak


zastyganie

zmieniam się. wszystko co obok
przechodzi staje się wartkie. ucieka
tak szybko, jakby ktoś poodcinał kotwice
kamieniom i drzewom

staram się jeszcze polować, stawiać
sidła. wieczorami czytam o Munchu
i paleniu czarownic. wiążę w ustach dym.

sarna która leży obok ma oczy
łaskawie zamknięte. nad ranem zapyta
czy wypada już krzyknąć. wyjść ze
mnie.  




mów mi sarna

odkąd zdechł Morus, podchodziły nocami
coraz bliżej. uczyły się języka, widział jak
wpatrują się w telewizor. zlizują przez szybę
każde słowo. ich sierść pachniała

czymś dawnym, jakby znali się wcześniej,
zanim jeszcze ojciec wymyślił mu
imię. potrafiły tak stać i patrzeć, ale czuł,
że są mądre, szykują się do czegoś

ważnego. przecież były forpocztą
lasu, macką łąki. co wieczór schodziły
się do sadu jak nitki grzybni. próbowały
mu powiedzieć, że śliwa pod stodołą

jest brzemienna. przed wiosną urodzi mu
ogień. ale nie rozumiał. dlatego rysowały
na śniegu kółka. mandale.




pamięć morza

sztorm. plaża krztusi się, nie nadąża odetchnąć
zanim nie dopadnie jej kolejny haust. ty pewnie
powiesz, że morze jest jak akryl, utwardza piasek
i pokłócimy się, chociaż właściwie nie ma

o co i tak twoje na wierzchu. odkryłem, że wieszak
zastępuje ubraniom kręgosłup, na czas snu. podejdź
po cichu do szafy a zobaczysz. futro zaczyna się
łasić, to znak że wkrótce włączą nam dodatkowe

ciepło, kosztem koloru za oknem (a słowo
mróz stanie się ciałem, nabierze rumieńców i pary
w usta) miałaś rację – morze pozostanie we mnie
jak akryl. płynne i sztuczne. nie z tego brzegu.


__________________________________________________________________
publikacja za zgodą Autora

2 komentarze:

Wpisy ad personam będą usuwane