wtorek, 21 maja 2013

brak kontrastu



Juliusz Rafeld


SKRAWEK  NIEBA  

mój ci jest! – krzyknęła w słońce
wzbiły się ptaki aż zabolały oczy
ale wnet skryło się za chmurą
obserwowaliśmy dalej w szkiełku
na piasku jak to zapamiętała z podwórka
maluchy ledwie czytały elementarz
a już licytowały się gwiazdami

no rusz tyłek i zasuwaj! – w południe
można było nastawiać zegarki
gdy spod dwunastki „gruba” wołała
ale „chudy” udawał że nie słyszy
przewracał kartki „Dziennika” na ślepo
ukradkiem kibicował małej Zośce
udawała jedną z tych na niebie

gdzie parkujesz? – myślę odruchowo
skurczony jak miejsce pod płotem
zza którego pożądaliśmy jej oczu ukradkiem
snując się od rana do obiadu
mielony z ziemniakami i ogórkiem
czekał zimując na talerzu ale jak
skoro zegarek tylko na komunię

Zośka zrobiła karierę prawie
znali ją na przedmieściu na koniec
ukazała się tylko w czarnej ramce na płocie
nie wiedziałem że tak się nazywała

na dotykowym ekranie brak kontrastu
od słońca znowu dzieli mnie szkło



JUŻ TEGO NIE GRAJĄ

zatańcz ze mną fandango
choć miejsca brak
tłum wiruje wokół nas
wśród okrzyków i braw
twoją twarz
okrywa bielszy odcień bieli

mówi zaczekaj
aż prawda będzie nasza
historia odwróconymi kartami
napisze los westalki
będzie spełniony
o świcie

otwieram oczy
nadal senne obok
spacerują cienie grające
melodie sprzed lat
odsyłają wstecz kolorami
bielszymi od bieli

nie da się namalować
smutku



ZAPROSZENIE

pod lasem rośnie mój dom
za nim świerki czeszą chmury
a one odpłacają jak popadnie

na skraju sarna przegląda się
w moich oczach
jest piękna

górą toczy się dym
pełznie cicho jak dżin
który wypijemy



___________________________________
publikacja za zgodą Autora

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane