piątek, 19 kwietnia 2013

WŁADYSŁAW SZLENGEL KRONIKARZ TONĄCYCH




Władysław Szlengel urodził się w roku 1914 na Woli w Warszawie w rodzinie żydowskiego artysty malarza. Wykształcony w warszawskiej Szkole Kupieckiej, od roku 1937 publikował w warszawskich pismach wiersze oraz pisał teksty do kabaretów. W 1939 roku brał udział w obronie Warszawy. W 1940 roku znalazł się w Getcie Warszawskim, gdzie występował w literackim lokalu Sztuka na Lesznie, do którego programów Żywy dziennik pisał teksty - niby rozrywkowe.

     Wielka niemiecka akcja likwidacyjna Getta w lipcu i sierpniu 1942 ominęła go, ale pochłonęła wielu jego przyjaciół - poetów i pisarzy tworzących w języku jidisz. Szlengel był jednym z nielicznych Żydów, poetów polskojęzycznych, którzy żyli i tworzyli w Getcie Warszawskim, wśród swoich, do końca. W lipcu 1942 roku zaczął pisać poezje - dokumenty, utrwalające tragiczną zagładę Żydów Getta  ocalając tak cząstkę pamięci o zgładzonych, umierających i ciągle jeszcze, na krótko żywych. To uczyniło z niego największego i najtragiczniejszego żydowskiego poetę Zagłady piszącego po polsku. Utrwalił najokrutniejsze, ostateczne doświadczenie - życie i umieranie Getta.

     Od sierpnia 1942 powstały, obok innych, jego wstrząsające wiersze Rzeczy, Pomnik, Ostatnia legenda o Golemie, Dwie śmierci, Już czas, Mała stacja Treblinki i Kartka z dziennika akcji 
(ten ostatni o zagładzie sierocińca dr Janusza Korczaka).
     Władyslaw Szlengel nazwał siebie "kronikarzem tonących." W lutym 1943 napisał we wstępie przygotowanym do nigdy nie oglądanego swojego tomu Co czytałem umarłym :
     Na ścianie mojej łodzi piszę wiersze-dokumenty, towarzyszom mego grobowca czytałem elaboraty poety, poety anno domini 1943, szukającego natchnienia w ponurej kronice swoich dni.
     Te wiersze miałem kiedyś czytać ludziom, którzy wierzyli w przetrwanie, miałem razem z nimi przeglądać ten tomik jako pamiętnik szczęśliwie przebytego koszmarnego okresu, wspomnienia z dna piekła - towarzysze mojej wędrówki odeszli, a wiersze stały się w przeciągu jednej godziny wierszami, które czytałem umarłym. Czas najwyższy uporządkować papiery.

     18-19 stycznia 1943 roku nastąpiła w Getcie Warszawskim, niemiecka tzw. "druga (mała) akcja likwidacyjna." Tym razem spotkała się z czynnym, zbrojnym oporem bojowników z Żydowskiej Organizacji Bojowej. Padli ranni i zabici żandarmi niemieccy. Jak określił to Icchak Cukierman ("Antek"), jeden z dowódców ŻOB, "Żydzi zobaczyli krew na ulicach Warszawy, a nie dopiero w Treblince." Pokłosiem tej zbrojnej akcji Żydów był wiersz Szlengla Kontratak, który, już tylko na krótko, stał się w Ghetcie "hymnem czynnego oporu." Wyprzedzając o trzy miesiące Powstanie w Ghetcie Warszawskim, jest modlitwa z tego wiersza jakby współczesnym tragedii potwierdzeniem późniejszej opinii Marka Edelmana, że Powstanie w Ghetcie było "wybraniem lepszej śmierci" przez Żydów walczących bez nadziei.

     Rzeczywiście, czas był dla poety Zagłady najwyższy porządkować papiery. 
Władysław Szlengel zginął w kwietniu 1943 w Powstaniu w Ghetcie Warszawskim w bunkrze Szymona Kaca na Świętojerskiej 36.

     Wiersze Szlengla, aczkolwiek nie wszystkie, ocalały w rozmaity sposób, na luźnych kartkach. Wiersz Kontratak, na przykład, znalazł przypadkowo po latach Ryszard Baranowski w Józefowie pod Warszawą, rąbiąc podwójny blat pożydowskiego stołu.

     




WŁADYSŁAW SZLENGEL


MAŁA STACJA TREBLINKI

Na szlaku Tłuszcz - Warszawa
z dworca Warschau-Ost
wyjeżdża się szynami
i jedzie się wprost...

I podróż trwa czasami
pięć godzin i trzy ćwierci,
a czasem trwa ta jazda
całe życie aż do śmierci...

A stacja jest maleńka
i rosną trzy choinki,
i napis jest zwyczajny:
tu stacja Treblinki.

I nie ma nawet kasy
ani bagażowego,
za milion nie dostaniesz
biletu powrotnego...

Nie czeka nikt na stacji
i nikt nie macha chustką,
i cisza tylko wisi,
i wita głuchą pustką.

I milczy słup stacyjny,
i milczą trzy choinki,
i milczy czarny napis,
że... stacja Treblinki.

I tylko wisi z dawna
(reklama w każdym razie)
zniszczony stary napis:
"Gotujcie na gazie."

* * *



DWIE ŚMIERCI

Wasza śmierć i nasza śmierć
to dwie inne śmierci.
Wasza śmierć - to mocna śmierć,
szarpiąca na ćwierci.
Wasza śmierć śród szarych pól
od krwi i potu żyznych.
Wasza śmierć - to śmierć od kul
dla czegoś - ...dla Ojczyzny.
Nasza śmierć - to głupia śmierć,
na strychu lub w piwnicy,
nasza śmierć przychodzi psia
zza węgła ulicy.
Waszą śmierć odznaczy krzyż,
komunikat ja wymienia,
naszą śmierć - hurtowy skład,
zakopią - do widzenia.
Wasza śmierć - wy twarzą w twarz
witacie się w pół drogi,
nasza śmierć - to skryta śmierć
kopana w masce trwogi.
Wasza śmierć - zwyczajna śmierć,
człowiecza i nietrudna,
nasza śmierć - śmietnicza śmierć,
żydowska i - paskudna.
Nasza śmierć jest waszej śmierci
daleką biedną krewną.
Gdy spotka wasza - naszą śmierć,
nie wita jej na pewno.
I w czarną noc przez smugi mgieł
nad miastem - w mroków piekle,
dwie śmierci przeklinają się,
złorzecząc sobie wściekle.
Na murku - patrząc w strony dwie,
podgląda kłótnię skrycie
to samo chciwe, sprytne, złe
i jednakowe Życie.

* * *

JUŻ CZAS

Już czas! Czas!
Długoś nas dniem obrachunku straszył!
Mamy już dosyć modlitw i pokut.
Dzisiaj Ty staniesz przed sądem naszym
I będziesz czekał pokornie wyroku.
Rzucim Ci w serce potężnym kamieniem
Bluźniercze, straszne, krwawe oskarżenie.
- Ostrzem toporu, brzeszczotem szabel
Wedrze się w niebo jak wieża Babel
I Ty, tam w górze, wielki skazaniec,
Tam w międzygwiezdnej straszliwej ciszy,
Ty każde słowo nasze usłyszysz,
Jak Cię oskarża naród wybraniec,
- Nie ma zapłaty, nie ma zapłaty !!!
To, żeś nas kiedyś dawnymi laty,
Wywiódł z Egiptu do naszej ziemi,
To nic nie zmieni ! To nic nie zmieni !
Teraz Ci tego już nie przebaczym,
że Tyś nas wydał w ręce siepaczy -
Za to, że w czasie tysiącoleci
Byliśmy Tobie jak wierne dzieci.
Z Twoim imieniem każdy z nas konał
W cyrkach cezarów, w cyrku Nerona.
Na krzyżach Rzymian, stosach Hiszpanii
Bici i lżeni, poniewierani.
A Tyś nas wydał w ręce Kozakom,
Co rwali w strzępy Twój święty zakon.
Za męki getta, widma szubienic
My upodleni, my umęczeni -
Za śmierć w Treblince, zgięci pod batem,
Damy zapłatę !! Damy zapłatę !!
- Teraz nie ujdziesz już swego końca !
Gdy Cię sprowadzim na miejsce kaźni,
100-dolarowym złotym krążkiem słońca
Ty nie przekupisz wartownika łaźni.
I kiedy kat Cię popędzi i zmusi,
Zagna i wepchnie w komorę parową,
Zamknie za Tobą hermetyczne wieka,
Gorącą parą zacznie dusić, dusić,
I będziesz krzyczał, będziesz chciał uciekać -
Kiedy się skończą już konania męki,
Zawloką, wrzucą, tam potwornym dołem
Wyrwą Ci gwiazdy - złote zęby z szczęki -
A potem spalą.
I będziesz popiołem.


Warszawa, getto, grudzień 1942


* * *

KONTRATAK

Spokojnie szli do wagonów,
Jakby im wszystko zbrzydło,
Piesko patrzyli szaulisom w oczy -
Bydło !
Cieszyli się śliczni oficerkowie,
Że nic im nie działa na nerwy,
Że idą tępym marszem hordy,
- I tylko dla werwy
Trzaskały pejcze:
W mordy!
Tłum milcząc padał na placu,
Nim się w wagonie rozełkał,
Sączyli krew i łzy w piaszczysty grunt,
A "panowie"
na trupy
od niechcenia
rzucali
pudełka -
"Warum sind Juno rund."
Aż w ten dzień,
Gdy na uśpione sztimungiem miasto
Wpadli o świcie, jak hieny z porannej mgły,
Wtedy zbudziło się bydło
I
Obnażyło kły...
Na ulicy Miłej padł pierwszy strzał.
Żandarm się zachwiał w bramie.
Spojrzał zdziwiony - chwilę stał,
Pomacał roztrzaskane ramię -
Nie wierzył.
Coś tu nie w porządku,
Tak wszystko szło gładko i wprost,
Z łaski i protekcji
Cofnięto go z drogi na Ost
(Miał kilka dni satysfakcji),
Aby odpoczął w Warszawie,
Gnając to bydło w akcji,
I aby oczyścić ten chlew,
A tu
Na Miłej ulicy KREW...
Żandarm się cofnął z bramy
I zaklął: Naprawdę krwawię,
A tu już szczękały brauningi
Na Niskiej
        Na Dzikiej,
                Na Pawiej.
Na krętych schodach, gdzie matkę starą
Ciągnięto za włosy na DÓŁ,
LEŻY ESESMAN Handtke.
Bardzo dziwnie się nadął,
Jakby nie strawił śmierci,
Jakby go zdławił ten bunt.
Zacharkał się krwawą śliną
W pudełko - "Juno sind rund,"
Rund, rund.
Pył wdeptać złoconym szlifem,
Okrągło wszystko się toczy,
Leży błękitny żandarmi uniform
Na zaplutych schodach
Żydowskiej Pawiej ulicy
I nie wie
Że u Schultza i Toebbensa
Kule pląsają w radosnym rozśpiewie,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA!
Mięso pluje przez okna granatem,
Mięso charczy szkarłatnym płomieniem
I zrębów życia się czepia !
Hej! Jak radośnie strzela się w ślepia !
TU JEST FRONT PANICZYKI !
FRONT - PANOWIE DEKOWNIKI !
HIER
TRINK MAN MEHR KEIN BIER,
HIER
HIER HAT MAN MEHR KEIN MUT
BLUT,
BLUT,
BLUT.
Zdejmować rękawiczki z jasnej gładkiej skóry,
Położyć pejcze - dać hełmy na głowy -
Jutro komunikat prasowy:
"Wbiliśmy się klinem w blok Toebbensa."
Bunt mięsa,
BUNT MIĘSA,
BUNT MIĘSA !

Słysz niemiecki Boże
jak modlą się Żydzi w "dzikich" domach
Trzymając w ręku łom czy żerdź.
Prosimy Cię Boże o walkę krwawą,
Błagamy o gwałtowną śmierć.
Niech nasze oczy przed skonaniem
Nie widzą jak się wloką szyny.
Ale daj dłoniom celność, Panie
Aby się skrwawił mundur siny.
Daj nam zobaczyć zanim gardła
Zawrze ostatni, głuchy jęk
W tych butnych dłoniach, w łapach z pejczem
Zwyczajny nasz człowieczy lęk.
Z Niskiej i z Miłej, z Muranowa
Wykwita płomień z naszych luf.
To wiosna nasza! To kontratak !
To wino walki uderza do głów !
To nasze lasy partyzanckie,
Zaułki Dzikiej i Ostrowskiej.
Drżą nam na piersiach numerki "blokowe",
Nasze medale z wojny żydowskiej.
Krzyk czterech liter błyska czerwienią,
Jak taran bije słowo: BUNT
.................................................
.................................................
A na ulicy krwią się oblepia
Zdeptana paczka:
"Juno sind rund !"

_________________________________
źródło: 
zwoje-scrolls

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane