***
Wiktoria Szumiata
Moim największym lękiem jest to, że nie zdążę.
Codziennie rano szybkim krokiem zmierzam w kierunku przystanku.
Wsłuchuję się w swój przyspieszony oddech, płatki śniegu zatrzymują się na fioletowej rękawiczce.
Kiedy widzę, że z porannej mgły wyłaniają się światła tramwaju, a ja dopiero przechodzę obok osiedlowego sklepiku, nieczynnego od jakichś dziesięciu lat, łzy podchodzą mi do oczu.
Nie chcę i nie umiem nic na to poradzić.
Szczególnie niespokojna bywam wieczorami, zwłaszcza teraz, kiedy ciepło znajduję na mapie. O poranku przechodzę obok niej obojętnie - przecież tak bardzo nie chcę spóźnić się na tramwaj.
Spoglądanie w gwiazdy podczas zimowych wieczorów jest jak strumień powietrza z suszarki, niechcący skierowany na podrapaną dłoń, i to parę razy. Denerwujące. Gdy się spogląda w gwiazdy, też trochę boli, tylko nie wiadomo dokładnie gdzie.
Mimo to coraz trudniej spuścić wzrok na tamten nieczynny sklep, na tabliczki z nazwami ulic, które nie nazywają się tak, jak bym tego chciała. Na balkony ze świątecznymi ozdobami; gdy byłam mała, często mówiłam, że też takie chcę. Te kolorowe, tak szybko mrugające.
Ale przecież my nie mamy balkonu.
Zwłaszcza w Nowy Rok, kiedy fajerwerki wtapiają się w niebo, aby po chwili zniknąć gdzieś w ciemności... wtedy obawa, że nie zdążę, jest najbardziej dotkliwa.
Kiedy wydaje się, że ziemia drży pod stopami - wychodzimy przed blok, żeby to poczuć.
Kiedy ulicami, które nie nazywają się tak, jak bym tego chciała, tylko czasami przemykają pojedyncze auta.
z
cyklu „żagiel” (od „flauta” do „bałam się”)
IV „podmuch”
Okno, przez które najczęściej wyglądała, wychodzi na południe.
Nawet wiele lat temu późnym wieczorem, oparta o szybę pytała: „A co jest tam, za tymi światłami?”,
i wszyscy byli spokojni, ponieważ oczekiwała tylko wymieniania nazw sąsiednich miast. Lubiła przypatrywać się, jak rozkwita róża z Jerycha – okruszek Południa w domu, nic więcej. Okruszek podróży tak dawnej, że dla niej była jedynie opowiadaniem na dobranoc.
Z biegiem czasu przestała pytać, co jest za światłami. Przykrywała się kołdrą, tak żeby było za gorąco. Starała się wytrzymać jak najdłużej, zakładając najgorszy skutek ucieczki – z pewnością mogłaby to przetrwać, czasami udając, że śpi, myśląc o porzeczkach w ogrodzie babci i o tym, że wszystko zaczęło się od gałązki róży z Jerycha.
IV „podmuch”
Okno, przez które najczęściej wyglądała, wychodzi na południe.
Nawet wiele lat temu późnym wieczorem, oparta o szybę pytała: „A co jest tam, za tymi światłami?”,
i wszyscy byli spokojni, ponieważ oczekiwała tylko wymieniania nazw sąsiednich miast. Lubiła przypatrywać się, jak rozkwita róża z Jerycha – okruszek Południa w domu, nic więcej. Okruszek podróży tak dawnej, że dla niej była jedynie opowiadaniem na dobranoc.
Z biegiem czasu przestała pytać, co jest za światłami. Przykrywała się kołdrą, tak żeby było za gorąco. Starała się wytrzymać jak najdłużej, zakładając najgorszy skutek ucieczki – z pewnością mogłaby to przetrwać, czasami udając, że śpi, myśląc o porzeczkach w ogrodzie babci i o tym, że wszystko zaczęło się od gałązki róży z Jerycha.
wciąż
jeszcze tutaj
Coraz chłodniej jest na przystankach.
Bilet tramwajowy, który przez nieuwagę wypadł z dłoni, tak nagle przypomniał o obiecanym już dawno dniu, o bramie otwierającej drogę na płytę lotniska, do metropolii nad Zatoką Meksykańską.
Kiedyś dzwonili tam w Wigilię i może dwa razy bez okazji, wspominając: "Ona kiedyś was odwiedzi, miejmy nadzieję" - za każdym razem zbyt dawno, byś mogła już zdawać sobie sprawę, jak to daleko.
Nie martw się, jest wiele sposobów na oczekiwanie i oswojenie z ogromem oceanu.
Czekasz, przeczesując palcami brwi, ze zdziwieniem, że są tak miękkie. Pozostawiasz w nieładzie,
a gdy znów wygładzasz, przychodzi ci na myśl autostrada umykająca w nieznanym kierunku w okolicy skroni. Czekasz, czytając napisy na opakowaniu żelu pod prysznic nivea. Za drzwiami jasny przedpokój
i czasami światła samolotów na nocnym niebie - ale nie wiesz który to ten właściwy. Nigdy nie umiałaś rozpoznawać kierunków.
Na stole tylko kolejny bilet tramwajowy do
...wciąż jeszcze tutaj.
Coraz chłodniej jest na przystankach.
Bilet tramwajowy, który przez nieuwagę wypadł z dłoni, tak nagle przypomniał o obiecanym już dawno dniu, o bramie otwierającej drogę na płytę lotniska, do metropolii nad Zatoką Meksykańską.
Kiedyś dzwonili tam w Wigilię i może dwa razy bez okazji, wspominając: "Ona kiedyś was odwiedzi, miejmy nadzieję" - za każdym razem zbyt dawno, byś mogła już zdawać sobie sprawę, jak to daleko.
Nie martw się, jest wiele sposobów na oczekiwanie i oswojenie z ogromem oceanu.
Czekasz, przeczesując palcami brwi, ze zdziwieniem, że są tak miękkie. Pozostawiasz w nieładzie,
a gdy znów wygładzasz, przychodzi ci na myśl autostrada umykająca w nieznanym kierunku w okolicy skroni. Czekasz, czytając napisy na opakowaniu żelu pod prysznic nivea. Za drzwiami jasny przedpokój
i czasami światła samolotów na nocnym niebie - ale nie wiesz który to ten właściwy. Nigdy nie umiałaś rozpoznawać kierunków.
Na stole tylko kolejny bilet tramwajowy do
...wciąż jeszcze tutaj.
__________________________________
Publikacja za zgodą Autorki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wpisy ad personam będą usuwane