poniedziałek, 6 sierpnia 2012

tytułem wstępu między wstępem - zrecenzowano

Czas zdaje się działać z dziwaczną czkawką jakby sam się sobą dławił. Ostatnio rozmawiałem z Robertem Rybickim, który wśród różnych odcieni niezadowolenia 
z mojego szkicu o jego Mottach robali dorzucił jako rzecz istotną, że tomik ukazał się siedem lat temu. A ja go w 2012 recenzuję.
Ja nie recenzuję, napisałem luźny szkic, który w dużym stopniu był kompilacją myśli recenzenckiej innych, bardziej doświadczonych myślicieli recenzenckich. A że po siedmiu latach? No to trzeba mi było przysłać Motta robali siedem lat temu albo teraz – najnowszy tomik:)
A tak napomykam, gdyż pojawiły się około połowy 2012 roku dwie recenzje mojej książki Bez imienia (wydanej jesienią 2010). Jedna, Jadwigi Grabarz, raczej pochlebna. 
Z pochlebną recenzją, nawet gdybym się z nią nie do końca zgadzał, polemizować nie będę, aż taki głupi nie jestem :)

 
A tytułem wstępu między wstępem a resztą wpisu dodam: co ciekawe, obie recenzje napisały osoby, z którymi się nie znam. Z Jadwigą Grabarz „minąłem się” zaledwie na forum Salonu Literackiego, Filipa F… (dalej nie pamiętam) nie kojarzę znikąd. 
Są to więc krytyki niezależne i niezawisłe. Nie, żeby inne były zależne i zawisłe, 
ale wiadomo, że znajomego recenzuje się chętniej (niekoniecznie pochlebniej) niż nieznajomego. A tu – ani chętnie, ani pochlebnie, bo też Filip F… postanowił poczuć się oszukiwanym przeze autora Bez imienia.
I tu – clou, jedno z paru w tym wpisie cloów, albowiem z niepochlebną też nie będę polemizował. Raz – że dostałem szczególnie wysoką notę (3 punkty na 6 możliwych, 
ale dziwi mnie taki sposób punktowania książki z wierszami), w tej rubryce Odry 
(bo w Odrze właśnie napisano o mnie) to jest naprawdę dużo. 
Dwa – że autor tak nie do końca sobie może polemizować, a im mniej znany, tym mniej się liczy w starciu z czytelnikiem. Tak Filip F… przeczytał, to niech tak ma.
A przeczytał i spisał to:
- Że go chcę w coś wrobić albo jakoś tam zwieść na manowce (co – nie polemizując – jest zasadniczo jednym z głównych zajęć poetów, więc biorę za komplement).
- Że powinienem pisać prozę (bo nie wie, że już piszę, a czemu nie wie – skoro w moim tomiku jest bodajże 7 krótkich próz – tego z kolei ja nie wiem).
- Że moje wiersze bywają sprozaizowane (dotąd się wszystko zgadza, nie wiem tylko, dlaczego konkluduje, że to źle).
- Że jak nie są już sprozaizowane tylko „zagęszczone”, to są słabsze (i tu ma rację, 
bo pisanie wierszy „reporterskie” w roku 2010 szło mi znacznie lepiej niż pisanie wierszy „poetyckie”).
Odnotować bym chciał, że dobrze, że ktoś napisał o moim debiucie, pomimo, że tyle czasu! Ech, tyle czasu! Ja już sam nie do końca pamiętam, o co mi wtedy chodziło, więc może Filip F… wie lepiej niż ja mógłbym wiedzieć. Tu się zaznacza pewna różnica jeśli chodzi o przedawnione recenzje, bo ja wykonałem ogromną pracę nad swoim pisaniem przez ostatnie dwa lata i odbiłem się o siedem mil – okaże się czy w górę, czy w bok, czy w dół, a Rybicki, którego opisałem z jeszcze większym opóźnieniem 
 i wziąłem tu za przykład – pisze nadal to samo, tylko jakby bardziej to samo niż tamto samo.
Co ciekawe – w tej Odrze znalazłem się w rubryce „książki wydane własnym sumptem”. 
Co też nie całkiem się zgadza, bo pozyskanie sponsora dla wydawnictwa to tak trochę na skraju własnego sumptu. Przede wszystkim tomik jest firmowany serią wydawniczą, która od tego czasu wypuściła sporo książek lepszych od mojej i wszystkie miały zewnętrznych sponsorów, bo też taka jest idea serii.
Wracałem właśnie z Chojnickiej Nocy Poetów mając jeszcze na wargach mych i zlizując ów – smak Żubrówki z dnia poprzedniego i wskoczyłem w trakcie przydługiej przesiadki do Empiku w Tczewie. W Empiku w Tczewie stały dwa egzemplarze Odry czytane wielokroć, nawet oblane herbatami, obsypane orzeszkami od Snickersów i nadgryzione przez dzieci czekające na rodziców czytających w tym samym czasie magazyny o tym, jak to robić, żeby dzieci inaczej odreagowywały nudę niż gryząc Odrę. Przeczytałem recenzję mojego debiutu, która zajmuje tyle miejsca, ile mój komentarz do niej podzielony przez 3. A także przeczytałem 70% artykułu Joanny Orskiej, którą już drugi raz w ciągu tygodnia wymieniam z nazwiska na moim blogu, 
co też odczytuję jako fatum. I nie kupiłem tej Odry, bo wydałem pieniądze na wódkę Żubrówkę, którą wypiłem z Karolem Samselem (ocenionym przez Filipa F… na 1/6) 
i Ewą Poniznik (nieocenioną przez Filipa F… i w ogóle – nieocenioną, bo też mało z kim tak dobrze pije się Żubrówkę).
Są Żubrówki, które się krytykom nie śniły.


                                                                                                                                Sławomir Płatek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wpisy ad personam będą usuwane